Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Zielonej Górze rządzi Bachus, a wiedźma rzuca uroki!

Zbigniew Jelinek
Zbigniew Jelinek
O mały włos, a wiedźma storpedowałaby Winobranie. Nie otrzymawszy kluczy od bram miasta - czmychnęła w nieznane, rzucając klątwy na miasto. Co to będzie?

Mało kto z gości, i tych miejscowych, i tych z kraju, i tych z zagranicy przybyłych na Dni Zielonej Góry (4-12.09) zakładał, że trud przybycia na huczne imprezy mógłby spalić na panewce. Przestraszony też był prezydent winnego grodu, Janusz Kubicki. - Winobranie przestało już być marką Zielonej Góry, czy marką województwa lubuskiego. Jest już marką ogólnopolską - zamartwiał się nieco wcześniej. - Przyjeżdżają do miasta tysiące ludzi...

Mógłby być skandal. A wszystko to przez niespodziewanego gościa, czarownicę, wiedźmę przybyłą do tubylców z wiekowych otchłani.

Uroczyste przekazanie rządów nad miastem bogu wina, wpisano w rejestr na godziny popołudniowe. Ale już od poranka centrum miasta, więc osławiony zielonogórski deptak i część sąsiadujących z nim terenów, tętniła winobraniową atmosferą. To przede wszystkim zasługa straganiarzy z Jarmarku Winobraniowego, jednej z największych w Polsce o takim charakterze plenerowych imprez, oraz lokalnych winiarzy, którzy również otworzyli swoje stoiska winiarskie.

Goście wreszcie mogli degustować trunki z lokalnych winnic. Mało tego, mogli zakupić legalnie butelki wina z winnicy rodziny Krojcigów z Górzykowa, jedynej jak dotąd, której udało się przebrnąć drogę męki urzędniczo-administracyjno-kontrolnej w uzyskaniu stosownej akcyzy na sprzedaż wyprodukowanego wina. Za butelkę czerwonego, mocnego Regenta musimy zapłacić 55 zł, zaś za białe wino - 42 zł. Oba gatunki wyprodukowano w 2009 r. - Czerwone jest bardzo mocne, aromatyczne, czuć w nim naturalne minerały - zachwala właścicielka winnicy Danuta Krojcig. Bo z każdej, prezentującej się w miasteczku winobraniowym winnicy, wino jest inne. - Są nie raz takie różnice, jak między ziemią a księżycem - wyjaśnia mąż winiarki, Marek Krojcig.

Ponadto deptak opanowali wróżbici, pojedynczy kramarze, komicy,kolekcjonerzy staroci, wystawcy i przede wszystkim kucharze. Hałas muzyki techno, a także peruwiańskiej, miesza się z intensywnym aromatem przyprawianych potraw.

W ten jarmarczny krajobraz przybył na rydwanie Bachus wraz ze swoimi uroczymi bachantkami. Oczekiwał na jego na głównej scenie miasta - aktualny włodarz grodu. Tłum pospólstwa gęstniał z minuty na minutę na Rynku. Ceremonia przekazania kluczy od bram miasta miała być krótka, bowiem wszyscy pragnęli już swawolnej zabawy.

Stop. Klucze wędrowały już do rąk Bachusa, kiedy na scenę niespodziewanie wdarła się... wiedźma! Paskudna czarownica próbowała wyrwać obu mocarzom klucze. Krzyczała, piszczała, ba, upominała się o pamięć swoich koleżanek, przed wiekami tutaj spalonych na stosach. - Cóż to?! Nikt mnie tu nie zapraszał?! - targowała się ze zbitymi z pantałyku Bachusem i prezydentem. Ale kluczy nie udało się jej wyrwać. Lecz za to, czmychając, rzuciła na odchodne uroki na miasto: - Niech deszcz się stanie! Niech grad się stanie! By nie było zabawy! A Bachus by schudł! A wino niech skiśnie!

Co to więc będzie?

W tej chwili, aura jako taka jest, imprezy winobraniowe nabierają tempa, za chwilę telewidzowie TVN ujrzą kalejdoskop koncertu gwiazd. Na koniec dnia, aż do godziny drugiej nad ranem - dyskoteka dorosłego człowieka.

A wiedźma? Zapowiedziała, że tu i ówdzie będzie się niespodziewanie pojawiać.

Procesy wiedźm i czarownic rozszalały się w Zielonej Górze na dobre od 1663 roku. W ciągu dwóch lat z górą, jak wynika z opracowania współczesnego miejscowego historyka Władysława Korcza, spalone zostały na stosach 23 kobiety, pochodzące przeważnie z podzielonogórskich wsi: Krępy, Zawady, Przylepu, Płotów, Raculi, Nowego Kisielina, Jędrzychowa i Czarnej. Pierwszą kobietą była Helena Klich, posądzona o spalenie oberży w Przylepie, której właścicielem był protestancki deputowany Melchior von Landskorona. Kobieta, po okropnych torturach przyznała się do kontaktów z diabłem i została spalona 10 lipca 1663 roku.

Z chwilą, gdy zarzuty czarostwa zaczęły padać na reprezentantki wyższych sfer miejskich i kiedy zawisło nad nimi realne niebezpieczeństwo zapoznania się z torturami - uruchomiony zostaje cały aparat wpływów i stosunków mający, jak to ujmuje historyk Korcz, uniemożliwić proces i wyrwać oskarżone spod stosu. Udało się to dopiero w 1669 roku, gdy wydano zarządzenie dworu cesarskiego w Wiedniu o pozbawienie sądów zielonogórskich prawa wydawania wyroków śmierci nas czarownice.

Ostatnią ofiarą stosu była Elżbieta Grasse, żona kupca, spalona w dniu 6 lutego 1665 r.

Najgorliwszym tępicielem zielonogórskich czarownic był J. Adam Scribanus, skupiający w swym ręku kilka funkcji: sędziego, notariusza i miejskiego pisarza. Do jego grona wpisali się także: Georg Schwolke, Johann Berthold i Matteo de Mnoreno.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto