Wbrew pozorom nie przyczepiam się do spóźniających się autobusów, wyskakujących z torów tramwajów czy zamarzających zwrotnic na miejskich dworcach albo odwołanych samolotów. Mamy atmosferyczną zimę i chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z ograniczeń z tego wynikających. Ale zdumiewa mnie regularność tzw. powtórek z rozrywki czyli zawodności czynnika ludzkiego.
W poniedziałkowe przedpołudnie 29 listopada br., spożywając drugie śniadanie a jednocześnie słuchając pierwszego programu polskiego radia odniosłem wrażenie, że się udławię i to bynajmniej nie z powodu kataru, który mnie od kilku dni trapi, ale od samopochwalnej informacji jakiegoś urzędnika, iż sprzęt do walki z zalegającym na jezdniach śniegiem dostał polecenie wyjazdu na ulice m.st. Warszawy o godzinie ósmej rano! Choć śnieg padał już w sobotnie popołudnie i bodaj w październiku drogowcy grzali silniki swoich cacek a szczyt komunikacyjny w Warszawie rozpoczyna się już przed siódmą rano, to podobnie jak na rządowym poziomie, tak i w stolicy w weekend się nie pracuje, a więc i nie podejmuje decyzji! Dopiero jak urzędnik zasiądzie za swoim biurkiem o ósmej rano w poniedziałek i wyda polecenie to miasto zaczyna reagować na bodźce płynące ze świata zewnętrznego.
Zdecydowana większość niemiłych zdarzeń z wczorajszego dnia miała swoje źródło właśnie w tej spóźnionej decyzji. Oczywiście na nią nałożyło się sporo innych przewinień, w tym nas samych - jak nie zmienione opony, wjeżdżanie na skrzyżowanie bez możliwości zjazdu z niego itp. Niemniej scyzoryk w kieszeni się otwiera, patrząc jak strażnicy miejscy wożą zupki komuś kto nie ma ochoty przenieść się do noclegowni gdy w tym samym czasie zarządcy dziesiątek tysięcy posesji nie odśnieżają podległych im chodników i mają w głębokim poważaniu setki tysięcy ludzi „zabijający się” na tych trotuarach.
O kosztach złamań, skręceń i innych uszkodzeń ciała i ducha oraz związanych z tym uciążliwości, nieobecności w pracy itd. już nie wspomnę. Dodatkowo drogówka idzie spać razem z kurami i nawet główne węzły warszawskie, pozbawione wsparcia przysłowiowych smerfów w żółtych kamizelkach, wyglądają jak żywcem wyjęte z absurdalnych kreskówek. Nikt nie pomyślał również o zakazie wjazdu do miasta tirów. W związku z tym, że drogowcy wyjechali z baz dopiero o ósmej i od razu utknęli w korkach, tiry blokowały praktycznie wszystkie wiadukty, pod które nie były wstanie podjechać.
Sam miałem to nieszczęście być świadkiem tego zjawiska na ciągu Marynarska-Sasanki-Hynka-Łopuszańska-Kleszczowa. Cała podróż od stacji metra Służew do ulicy Chrobrego jechałem ze średnią prędkością 2 km/h! Korzystając z okazji pozdrawiam kierowcę autobusu linii 189, numer boczny 8868, zmiana 2, którym podróżowałem. Wyrazy uznania za cierpliwość i kunszt prowadzenia pojazdu pomimo usterki w sterowaniu silnikiem. Gdy wysiadałem na moim przystanku była 1:20 w nocy a na elektronicznym zegarze kierowcy widniało opóźnienie 527 minut, czyli 9,5 godziny!! Ja z tego zaliczyłem tylko około 4 godzin, jakkolwiek to mój nowy osobisty rekord.
Wracając do sposobu zarządzania miastem może należy ubolewać, że nie doczekaliśmy się drugiej tury w Warszawie. Może nie doszłoby do wczorajszego armagedonu komunikacyjnego... W związku z tym, że większość winy ponoszą ludzie, oczekuję reakcji ich przełożonych.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?