Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Warszawa. W ZUS ci nie pomogą!

Ewa Żuchowska
Ewa Żuchowska
Jeśli nie jesteś specem od składek ubezpieczeniowych albo nie masz końskiego zdrowia, to nie licz na pomoc urzędników - moja relacja z pobytu w ZUS.

Pobyt ten śmiem nazwać niemal sanatoryjnym, ponieważ w jednym z warszawskich oddziałów ZUS spędziłam kilka godzin. Powód? Wręcz prozaiczny. Korekta deklaracji ubezpieczeniowych w związku z nadpłatą, którą wyżej wymieniona instytucja postanowiła mi zwrócić.

W Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, zjawiłam się rano, po raz trzeci. Tak, tak. Po raz trzeci, ponieważ non stop odsyłano mnie z kwitkiem, tłumacząc się brakiem czasu. Najwyraźniej karteczka wystawiona przez panią z biura, nie była wystarczająco groźna i motywująca dla pracowników Sali Obsługi Klienta.

Ubolewam nad brakiem dyktafonu lub aparatu, bo uwiecznienie tej, jakże profesjonalnej obsługi, stałoby się niezłą pożywką dla mediów. Sposób, w jaki traktuje się tam ludzi, jest uwłaszczający, biorąc pod uwagę nie tylko młodych, lecz także starszych petentów. Podczas mojej kilkugodzinnej wycieczki, stałam się świadkiem sytuacji, która mną wstrząsnęła i to nie z powodu zmęczenia i poddenerwowania swoją sytuacją, lecz również dlatego, że ludzie starsi winni być traktowani z szacunkiem. Zacznijmy jednak od początku..

"Przygodę" z ZUS rozpoczęłam od SOK, potocznie zwanej - Salą Obsługi Klienta. Jak każdy petent, wyciągnęłam numerek i czekam. Nadmieniam, że w godzinach rannych SOK świecił pustkami, jednak pani w okienku zdawała się mnie nie zauważać i zawzięcie stukała w klawiaturę udając, że pracuje. Po 15 nerwowych minutach, zaprosiła mnie do siebie i oświadczyła, że "ona nic nie wie i nie rozumie". W ręku trzymałam kartkę od pani z ZUS-owskiego biura, która była listą dokumentów, a te przygotować miał właśnie SOK. Dowiedziałam się, że korekty, które miała automatycznie wprowadzić do systemu, mam sobie wypełnić sama, a moją prośbę o pomoc w podaniu kwot składek, skwitowała krótko - "To sobie pani składek wyliczyć nie umie?!". Otóż nie umiem. Niestety. Walka z Panią X na Sali Obsługi KLienta trwała długo i nie przyniosła efektów.

Wyszłam stamtąd z plikiem deklaracji i z zamiarem wykonania telefonu "na pięterko", do biura.
Pomoc uzyskałam, ale nie w SOK-u, tylko w biurze, które było mocno zaskoczone niechęcią pracownika. Zostałam zmuszona do wypełnienia ręcznie kilkunastu deklaracji, co zajęło mi masę czasu, żeby znów wrócić na SOK. Tam byłam świadkiem sytuacji, która wzbudziła we mnie niesmak i sprowokowała do napisania tego artykułu.

Jako osoba stosunkowo młoda, kłopotów z poruszaniem nie mam, lecz miał go starszy pan, który ledwo doszedł do Sali Obsługi. Zapewniam wszystkich, że ów fakt nie jest naciągany, a opisana przeze mnie sytuacja, to czysta prawda. Ledwo idący dziadziuś usiadł przy okienku, oczekując pomocy. Na SOK-u nie było nikogo, poza mną i oczywiście panią, która znów zawzięcie pracowała, byleby tylko nie obsłużyć stojącego z numerkiem petenta. Dziadka zauważyła, ale tylko po to, żeby na niego nawrzeszczeć. Problemem był brak numerka.

Szczerze przyznam, że trzeba nie mieć serca ani za grosz kultury, żeby się bezczelnie wydzierać na niewinnego staruszka, bo nie wziął numerka. Panią z obsługi nie wzruszył fakt, że schorowany dziadek ma kłopot ze wstaniem i z grymasem na twarzy odmówiła mu obsługi. Numerek dostał ode mnie, co wzbudziło jeszcze większe niezadowolenie u tej pani. Nikomu, włącznie ze mną, pomocy nie udzieliła, używając notorycznie sformułowania "nie wiem". Jej odpowiedzi były niemiłe i głośne, czego doświadczyła kolejna petentka.

Złożywszy dokumenty, opuściłam to miejsce mocno zdegustowana postępowaniem pracowników. Uważam, że praca z klientem wymaga hamowania swoich emocji i jakieś minimalnej tolerancji wobec osób słabszych, a zwłaszcza chorych. To nie był pierwszy raz, gdy spotykam się tam z takim zachowaniem. ZUS na Senatorskiej w Warszawie, omijajcie szerokim łukiem.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto