Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wędrówka brzegiem najgłębszego jeziora świata

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Góry otaczające jezioro
Góry otaczające jezioro http://commons.wikimedia.org/wiki/Image:LakeBaikal.png GNU Free Documentation License
Bajkał to duże i lodowate jezioro otoczone przez malownicze góry. Z wyjątkiem kilku kurortów, jego okolice pozostają dziewicze, co oprócz zalety jest niekiedy dużym problem.

Z Irkucku jedziemy autobusem nad Bajkał skąd udajemy się w kilkudniową pieszą wycieczkę. Pierwszego dnia stąpamy po kamienistej plaży uginając się pod ciężkimi plecakami. Kamienie dzielimy na małe, średnie i duże. Najlepsze są średnie, bo dają stabilne podłoże i nie grożą mocnymi stłuczeniami w razie upadku. Małe rozstępują się pod naszymi ciężkimi krokami i wciągają w ziemię jak bagno. Duże to prawdziwe głazy. Każdy z nich to wysepka oddzielona od następnej niebezpieczną szczeliną. Swoje robią również plecaki. Cześć z nas robi przegląd rzeczy, które wzięła na drogę. Wylatują zbędne ubrania, kosmetyki i kremiki. Zawsze kilka kilogramów mniej.

Podczas jednej z wielu przerw postanawiamy wziąć kąpiel. Bajkał to najgłębsze jezioro świata i z tego powodu długo się nagrzewa. Nawet latem woda jest w nim lodowata. Ostrożnie zanurzam stopy w jeziorze. Czuję znośny chłód i pocieszam się, że nie jest tak źle jak myślałem. Nagle przez stopy przechodzi wżynający się w ciało ból. Zagryzam zęby i próbuję go przetrzymać. Mam nadzieję, że krótka kąpiel mnie rozgrzeje, ale rosnący ból powstrzymuje mnie przed zanurzeniem. Kapituluję i wychodzę z wody. Po chwili stopy wracają do zdrowia.

Następnego dnia decydujemy się zejść z plaży i dalszą drogę przebyć szlakiem przez okalające jezioro góry. Wspomagamy się kupioną w Irkucku mapą. Niestety na drodze nie ma żadnych oznaczeń i musimy kierować się przeczuciem. Wchodzimy w dziewiczy las i przedzieramy się przez sięgające po pas zarośla. Przez cały czas krążą nad nami watahy komarów. Kierujemy się na stromą górę i pokonujemy coraz bardziej strome podejścia. W końcu odbijamy się od kilkumetrowej pionowej skały, na którą nie jesteśmy w stanie wejść.

Przeklinamy mapę i wracamy na plażę. Przez dalszą część drogi maszerujemy po klifie. Ubita droga pozwala przyspieszyć tempo marszu. Podziwiamy widok sięgającej po horyzont tafli jeziora i otaczających je gór. Z zachwytu wyrywa nas świadomość nieubłaganie upływającego czasu. Zamierzamy dziś dotrzeć do najbliższej wioski, stamtąd złapać prom do lokalnego kurortu Listwianki, a drogę do Irkucka przebyć wodolotem. Nasze plany po raz kolejny krzyżuje pionowa skała. Ponieważ zajmuje całą plażę próbujemy ją obejść jeziorem, ale woda okazuje się być zbyt głęboka. Przez kilka godzin hasamy po górach w poszukiwaniu zaginionej drogi. Gdy ją w końcu znajdujemy, jesteśmy tak zmęczeni, że postanawiamy przenocować na plaży.

Ranek wita nas deszczem i gęstą mgła, które będą nam towarzyszyć przez resztę wyprawy. Marsz staje się jeszcze trudniejszy. Ziemia na klifie robi się wilgotna i śliska. Nieuważny krok grozi upadkiem i sturlaniem się po błocie z góry. Przez kilka godzin uważnie stąpamy po drodze aż w końcu dochodzimy do wioski.

Wieś nie robi dobrego wrażenia. Brodzimy w błocie przyglądając się drewnianym chatom i konającym na plaży kutrom. Spotkani ludzie mówią nam, że z powodu mgły i złej pogody kursy zostały odwołane. Dziękujemy za informację i z niedowierzaniem kierujemy się w stronę mola, z którego odpływają promy. Boimy się, że utkniemy w wiosce i zmarnujemy wykupione na następny dzień bilety do Mongolii.

Przy molo spotykamy kilkadziesiąt osób liczących, że mimo wszystko coś popłynie. Przysiadamy przy grupie, która okazuje się być pozująca na prawdziwych chrześcijan sektą. Kilku jej przedstawicieli próbuje nawiązać z nami rozmowę, klepiąc jak katarynka wyuczone formułki. Atmosfera siada, gdy na pytanie o naszą wiarę udzielamy wymijającej odpowiedzi. Grupa zaczyna traktować nas jak powietrze, gromadzi się w kółku i zanosi się religijnym śpiewem. W tym czasie zastanawiam się, co bardziej mnie irytuje: zacinający wciąż deszcz, czy zawodzenie świętoszków?

Z rozmyślań wyrywa mnie buczenie nadpływającej łodzi. A jednak popłyniemy! Z nadzieją gromadzimy przy przystani, do której po chwili dobija łódź. Jej właścicielem jest miejscowy rybak, który postanowił skorzystać z okazji i trochę dorobić. Przeciskającemu się przez ciżbę koledze udaje się zapytać o cenę kursu. Mężczyzna słysząc, że jesteśmy obcokrajowcami uśmiecha się z zadowoleniem i dyktuje zaporową cenę. Przyparci do muru zgadzamy się na jego warunki.

Gdy dopływamy do Listwianki w mieście szaleje ulewa. Przemoczeni i zmarznięci biegamy w deszczu w poszukiwaniu noclegu. Część z grupy wchodzi do sklepu spożywczego i próbuje wydobyć jakiś adres od sprzedawczyni. W tym czasie razem z kolegą stoimy na dworze. Obok nas otwierają się drzwi. Poruszona naszym żałosnym widokiem Holenderka zaprasza nas do środka. Z ulgą wchodzimy do ciepłego pomieszczenia i przepraszamy za tworzące się pod nami kałuże. Po chwili woła nas reszta grupy i prowadzi do pobliskiego bloku. Wciskamy dzwonek i błagamy właścicielkę o nocleg. Kobiety nie chce nas przyjąć tłumacząc się remontem, ale nasze marudzenie w końcu ją rozmiękcza.

Wieczorem delektuję się suchym ubraniem i rozmyślam nad wydarzeniami z ostatnich dni. Męcząca droga, lodowata woda, ślepe szlaki, śliskie zbocze, problemy z transportem i burzą. Dalej już chyba tyle przygód nie będzie. Cóż za naiwność. Nie doceniłem Azji i to bardzo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto