Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Weekend z Kodami

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
Soundscapes around Silence
Soundscapes around Silence Łukasz Gdak
Słowem kluczem festiwalu jest improwizacja - od łacińskiego improvisus: nieprzewidziany, nieoczekiwany - co chyba najlepiej oddaje weekendowe wydarzenia.

Sobota, dzień pierwszy Kodów, stała pod znakiem tria Anderson, Zorn i Laswell. Efekty przerosły moje oczekiwania, bo chociaż nazwiska te obiecują wielką muzykę, wybrana przez nich forma koncertu pozostawiała margines niepewności. Poza pogodą nic nie zawiodło - świetna sceneria, liczna i zaangażowana publiczność i dźwięki, o których pisać trudno jako o dziele wybitnie ulotnym.

Każde z nich przemyciło do wspólnej całości swoje niepowtarzalne brzmienia, pełnili różne role w spektaklu: Anderson na skrzypcach i z nieodłącznymi efektami elektronicznymi budowała wraz z Laswellem melodie, na których Zorn mógł rozwiesić dźwięki saksofonu. Skala emocji była ogromna i tak abstrakcyjna, że każdy ze słuchaczy mógł na swój sposób zinterpretować widowisko. Te nieprawdopodobne, odrealnione sto minut (sześć improwizacji) potwierdziło klasę zaproszonych artystów - i, co ostatnimi czasy istotne, nie pozostawiło wrażenia obcowania z zespołem, który mając za sobą lata świetności, przyjeżdża wreszcie do Polski i daje przewidywalny koncert, bez energii i zaangażowania, ot zwykła chałtura dla tych, którzy jeszcze pamiętają. Anderson, Zorn i Laswell to muzycy płodni, świeży i awangardowi w najlepszym tego słowa znaczeniu, a kunszt ich improwizacji to właśnie wynik kilku dekad praktyki. Pierwszy dzień Kodów okazał się strzałem w dziesiątkę.

Niedziela to znów nieprzewidywalne i zaskakujące występy. Zaczęło się od "Soundscapes around silence" improwizującego tria - wiolonczelistki Hiu-Chun-Lin, perkusisty Wolframa Dixa i klarnecisty Michaela Breitenbacha. Tutaj jednak trudno jest mi się zdecydować, czy był to koncert dobry. Interesujące i odważne pomysły całej trójki, a w szczególności niecodzienne podejście do sekcji rytmicznej Dixa, który imał się najdziwniejszych sztuczek, by wydobyć z perkusji nowe dźwięki (używał w tym celu ręcznika i grzechotek chociażby), oraz Hiu-Chun-Lin, która zaskoczyła przedziwnym śpiewem (trochę mową, trochę krzykiem, trochę gaworzeniem). Mimo wszystko jako całość brzmieli dość dziwnie - czasami tylko wiolonczela "gadała" z perkusją, w większości był to jednak potrójny występ nakładających się na siebie dźwięków. Albo zabrakło mi klucza do odczytania całości.

Trzeba przyznać, że występy trafiały idealnie w koncepcję Kodów - podobnie jak "Dzwony" i "Quasi Rublev", w których pojawił się niepokojący motyw dzwonu i połączenia współczesnego ze starym. Panowie Sudnik i Esztenyi połączyli dźwięki konkretne, nagrane i przetworzone elektronicznie, z grą na pianinie. Motyw i koncepcja dzwonu przewijały się przede wszystkim w konkretnych samplach, reszta była luźną interpretacją. Z kolei panie Gośka Isphording i Katarzyna Głowicka zilustrowały fragmenty filmu "Andriej Rublew" Tarkowskiego i występ ten miał hipnotyzujące momenty - takie jak kilkuminutowe interludium łączące klawesyn z monotonicznym, mrocznym ambientowym podkładem.

Wreszcie trzeciego dnia, w poniedziałek, na scenie na Wirydarzu Dominikanów (uroczo zaniedbany, zabytkowy dziedziniec) zagrały dwa zupełnie różne projekty. Premierowe "New Anthem of Sylt" w wykonaniu Arturasa Bumšteinasa, Kęstutisa Pleity, Tadasa Žukauskasa , Natalii Kawałek było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Nie dość, że intrygujące instrumentarium - wielkie okrągłe bębny na scenie, klawesyn, ponure podkłady i dwie gitary, to jeszcze Natalia śpiewała "sutartines" - polifonicznym śpiewem litewskim, trudnym i ciemnym, ale pięknym i fascynującym zarazem. Apogeum był moment, kiedy gitarzyści poruszyli struny smyczkami, wtórując głośnym i gęstym zapętlonym samplom.

"Odyseja" w wykonaniu trzech Greków i jednego Polaka (Tadeusza Sudnika), który zastąpił Yannisa Kyriakidesa (ten nie mógł dotrzeć ze względu na chmurę pyłu), to zgodnie z zapowiedzią cztery krótkie występy każdego z autorów, a na koniec - wspólny pokaz. Podróż rozpoczął stonowany, liryczny Jorgos Skolias, po nim wystąpił Anthimos Apostolis z dwoma utworami w stylu lat '70, składające się ze świetnej sekcji rytmicznej i progresywnych solówek. Dźwięki Kyriakidesa, neoklasyczna abstrakcyjna kompozycja, to zaskakujący wstęp do popisu na trąbkę i wokal - ciekawy i zabawny koncert Jorgosa Skoliasa. Ostatnia kompozycja była fuzją tych wszystkich stylów, dialogiem ponad barierami - szalenie nota bene interesującym i udanym.

Trzy dni Kodów za nami, w ciągu najbliższych jeszcze więcej niespodzianek: światowa premiera Arvo Parta, dziś i jutro - sam Philip Glass z Retrospektywą i Muzyką Kameralną (program występu genialny, nie obędzie się bez "Einsteina na plaży" czy "Glassworks"). Zapraszamy!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto