Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Wiara w godzinie przełomu", czyli Tischner w Gdańsku

Aneta M. Krawczyk
Aneta M. Krawczyk
Jaką twarz ma Kościół? – pytali uczestnicy pierwszych Dni Tischnerowskich w Gdańsku.

Dyskusją wokół głośnego eseju ks. Tischnera „Wiara w godzinie przełomu” zakończył się cykl spotkań w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku (7–10 października).

Po raz pierwszy ten tekst opublikowała „Kultura” w 1998 roku. W wersji zmienionej ukazał się w ostatniej książce Tischnera "Ksiądz na manowcach" (1999). Jest dramatycznie aktualny. Ale to nie jedyny powód, dla którego warto powrócić do odwagi myślenia, której poświęcił autor tyle energii. Opisując Polskę w szczególny sposób, uczył ją kochać. Miłością niełatwą.

„Spór i konflikt jest rdzeniem życia religijnego. […] Jesteśmy skazani na napięcia i konflikty. Wiemy jednak, że są konflikty zabójcze i konflikty, które oznaczają rozwój. Z jakim konfliktem ma dziś do czynienia Kościół? […] Dotychczas potwierdzaliśmy różnice, z których wylęgały się przeciwieństwa i krwawe sprzeczności. Nadszedł czas odwrotu. Zabitych już nie wskrzesimy, ale pokochawszy różnice, być może dojrzejemy do głębszego porozumienia” (J. Tischner, Wiara w godzinie przełomu).

Wiara w godzinie przełomu

Czy można się jeszcze z Tischnerem spierać?

W archikatedrze warszawskiej modlono się za ofiary katastrofy polskiego Tu-154M. Pielgrzymi ze Smoleńska zbierali się do powrotu do Warszawy. TVP transmitowała z Placu Zamkowego jubileuszowy koncert „Jan Paweł II – Odwaga Świętości”. Kończył się Dzień Papieski, wspominano Prymasa Tysiąclecia i ks. Jerzego Popiełuszkę. Pod Pałac Prezydencki ruszał marsz pamięci.

Byliśmy w tej godzinie razem, a jednak osobno.

W Sali Kameralnej Polskiej Filharmonii Bałtyckiej spotkanie przy wspólnym stole. Siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona wspólnoty „Chleb Życia”, historyk literatury UG prof. Małgorzata Czermińska, abp Tadeusz Gocłowski. „Tygodnik Powszechny” – Adam Szostkiewicz i Artur Sporniak. Środowisko akademickie Krakowa – prof. Karol Tarnowski.

Formułę pierwszych gdańskich Dni Tischnerowskich – na wzór dorocznej imprezy organizowanej przez środowisko krakowskie – wymyślił dyrektor artystyczny Filharmonii Kai Bumann (ze śp. gospodarzem Łopusznej zaprzyjaźniony, choćby przez to, że jako nie-Polak i protestant znalazł się w dialogu z katolicyzmem).

dni.tischner.pl

Filharmonia stwarza osobliwy klimat. Kto wie, czy nie muzyka wysoka w kontekście trudnych polskich emocji zdolna jest góry przenosić.

Miał to być bogaty w znaczenia wieczór. Połączenie filozofii z artystyczną ekspresją, muzyczną kontemplacją. Chwała Bumannowi za ów – jak sam powiedział – element medytacyjny. Brzmienie Bacha studziło bowiem zapały intelektualne, wzmagało wrażliwość na słowa. W dyskusjach przydaje się epilog, który podnosi nastrój do rangi wysokiej kultury.

Tischnera zagadywanie

W enklawę filozofii prowadzący weszli w szczególnym poczuciu wspólnoty, która pozwalała uznać, że dziś w Polsce manipuluje się darem wiary. Adam Szostkiewicz pomyślał wręcz głośno: dobrze że Tischner nie widzi już tej dzisiejszej Polski, bo wstydziłby się wielu rzeczy dzisiaj.

Miało to być myślenie Tischnerem i jako takie zaczęło się od streszczenia eseju. Arcybiskup Gocłowski wyliczył, że redaktor działu religijnego, Artur Sporniak, streszczał przez dwadzieścia minut. Tekst Tischnera jest dość mocny, tak że redaktor „Tygodnika Powszechnego” nie skąpił swej refleksji. Na koniec dziennikarz rzucił niemal filozoficznie:

– Czy nasze spory religijne są oznaką umierania Kościoła? Czy w wierze bardziej chodzi o sposób bycia czy o prawdę?

Pytanie mogło doprowadzić do burzliwej i merytorycznie wartościowej dyskusji. Tak się jednak nie stało.
Czy możliwa jest wiara poza urzędem?

Wywołani do odpowiedzi goście dobrze odrobili zadania z Tischnera. W szkole filozofii nadziei zgodnie mówili, że wspólnoty chrześcijańskiej nie łączą ideologie, lecz jedna osoba – Zbawiciela. Powołaniem chrześcijanina jest praca nad pojednaniem ludzi. Drogą Kościoła jest indywidualny człowiek, nie naród, nie partia. Katolicy powinni w relacji z innym wyznaniem zachować pokorę.

Arcybiskup puentował, że najważniejsza jest Ewangelia. Siostra Chmielewska uznała, że na tym sprawę można by zakończyć i wszyscy mogliby wyjść. Niestety, postawiła tezę polityczną: „Kościół polski nie stawia sobie pytania: kim chce być”.

Zapytana, czy potrzebny jest jej urząd, o którym pisał Tischner, czy Kościół jako instytucja pomaga czy przeszkadza w życiu przełożonej wspólnoty – prowadzącej domy dla bezdomnych, chorych dzieci i samotnych matek – poszła ze swoją tezą dalej.

Najgorsze w kurii są baby

– Problemem w Kościele jest chęć robienia kariery. W żadnej instytucji nie poczułam się tak potraktowana jak w kurii – oświadczyła.

– Może dlatego, że jest zdominowana przez mężczyzn – ratował sytuację uśmiechem Artur Sporniak.

– Z chłopami jeszcze jestem w stanie sobie poradzić – odparła i tym wyznaniem rozbawiła publiczność.

Siostra Chmielewska wskazała, że problem jest głębszy. Zaczyna się od formacji kleryków. Potem dochodzi mentalne nastawienie większości ludzi pracujących w administracji kościelnej. Władza w Kościele od zawsze przecież była służbą.

– Prymas Glemp dziwił się, że tak późno do niego trafiłam. Ależ to sekretarz Księdza Prymasa odsyłał mnie szesnaście razy z kwitkiem! Jeśli prosta kobieta musi załatwić sprawę i zwraca się z prośbą o spotkanie, każą jej wystosować pismo w mailu. A ona nie ma komputera. Napisałam za nią. Otrzymałam odpowiedź, kiedy mogę przyjść: „Ksiądz arcybiskup udziela audiencji…”. Taki język nie zbuduje wspólnoty – ubolewa zakonnica.

Dodaje: – Tej rewolucji wciąż jednak nie umiemy przyjąć. Stąd biorą się kłopoty. A władza i kariera w Kościele są odwrotnością tego, czym jest władza i kariera w świecie – kontynuowała.

Okazało się, że problemów nie ma z arcybiskupem Gocłowskim. To o sobie usłyszał, że jest otwarty na dziennikarzy, można do niego dzwonić. Co istotne, nie odkłada słuchawki. Podejmowany ex cathedra żartował, śmiało konkludował po włosku i po łacinie, wyciągał morały z dyskusji, w końcu to on nazwał księdza Tischnera kordialnie Józiem. Równowaga retoryczna pozwoliła mu pozostać niekwestionowanym autorytetem, świetnie wkomponowanym w medialną atmosferę spotkania.

Do uniwersalnej duchowości nawiązywał Adam Szostkiewicz, przedstawiony przez Artura Spornika jako buddysta. O wielkich przesłaniach etycznych innych religii mówił z powagą. O zbawieniu poza Kościołem też.

– Nigdzie nie jesteśmy u siebie. Tylko we własnym sercu możemy się czuć jak u siebie.

Padały trudne pytania, od których niedaleko było do kontrowersji czy polemik. Szostkiewicz nie dał za wygraną: – Dlaczego Bóg, jeśli jest, życzy sobie tak wielu dróg do siebie. Dlaczego tak chciał?

Odpowiedzi nie było.
Mesjanizm jest be

Nie uniknęliśmy pytań o sens sporów i konfliktu.

Arcybiskup Gocłowski jest zdania, że księża, którzy publicznie przyznają się do własnych preferencji politycznych, rujnują Kościół. Prof. Czermińska odnosi się do tematu z pozycji humanistyki uniwersyteckiej. Przypomniała o kulturze sporu. Mówiła, jak ważna jest wola odczytania drugiego człowieka. Rozpoznać go tak, jak gdyby był tekstem: to sedno sprawy. W tym sensie można być nie tyle dogmatykiem, co humanistą. Trzeba „odczytywać” drugiego – zawsze z szacunkiem. Tego uczy hermeneutyka, to zadanie ewangeliczne. Jest bowiem różnica pomiędzy kulturą konfliktu a kulturą wymiany. W wierze powinna się dokonać wzajemna wymiana dobra. Kultura handlu nie kultura wojny z człowiekiem.

– Nie wpatrujmy się w mesjanizm, który wyzwala pragnienie dominacji. Generuje złe emocje, odbiera rozum. Norwid, tak chętnie przywoływany przez Tischnera, w takie emocje nie wchodził. Chyba potrafiłby nam dzisiaj pomóc – zakończyła.

Nie szukać za wszelką cenę nienormalności

Chrystus karmił, Chrystus umywał nogi. Profesor Karol Tarnowski wspomina zdarzenie, jakie miało miejsce podczas jednego ze wspólnych posiłków z Janem Pawłem II. Papież był akurat na diecie i dostał od sióstr coś wyjątkowo smacznego. W pewnej chwili uśmiechnął się pod nosem i zaczął coś cicho powtarzać. Tarnowski usłyszał ze zdumieniem: – Preferencyjna opcja na rzecz ubogich…

– Jest w naszej wspólnocie ksiądz, który zaczyna dzień od mycia toalet po bezdomnych. On uważa, że zrobi to najlepiej – opowiada siostra Chmielewska. – Ja jednak wcale nie uważam, że nie ma zbawienia poza naszą wspólnotą.

Na pytanie Artura Sporniaka o to, czy chrześcijaństwo musi się zawsze kojarzyć z wyjątkowym poświęceniem, odpowiada:

– To nie jest golgota, jeśli zmienia pan pieluchy dziecku. Ten ksiądz miał problem alkoholowy, wyszedł z tego i teraz mieszka z bezdomnymi. To jest rys wspólnoty: być razem. Dla niego to nie jest coś tak wyjątkowego, jak się panu wydaje, to nic nadzwyczajnego. Wspólnota chrześcijańska na wzór pierwszych wspólnot chrześcijańskich jest odbiciem wszystkich powołań, zabiera ze sobą najsłabszych, znajduje dla nich miejsce. Przekracza politykę. Nie skupia jedynie ludzi nadających na tej samej fali, tych, którzy się lubią. W tym sensie jest czymś innym niż instytucja. To można zrozumieć dopiero na poziomie Kościoła.
W Kościele szukam miłości

Wspólnota chrześcijańska musi mieć w sercu cierpiących. Oni nas mogą i powinni nauczyć miłości – mówi siostra Chmielewska.

Tischner jednak pisał, że człowiek czasami staje się sam krzyżem. Wielkim bólem, niezagojoną raną. Potrzebuje „męczeńskich odznaczeń”, bo dzięki temu wierzy. Może w ten sposób desperacko wołać o to, by inni cierpieli. W nieprzebaczeniu komunistom może być obecne to pragnienie.

Szostkiewicz dodaje: – Nie mam nic przeciw emocjom, wartościom narodowym. Ale uniwersalizm jest najważniejszy. Wspólne zadanie mamy jako ludzie, potem jako katolicy. Brońmy człowieka, nie narodu, nie partii. W myśl zasady soboru: „człowiek jest drogą Kościoła”.

To jednak różnice ubogacają ludzi. Szukać podobieństw to kolejne zadanie. Siostra Chmielewska mówi, że szuka w Kościele miłości. Tak buduje się według Tischnera tożsamość Kościoła: na tym, co łączy.

W tym momencie przywołano tak zwane „nadużycia wobec krzyża”.

Tischner mówił, że zagrożeniem Kościoła jest upolitycznienie poczucia, że się jest wybranym. O tym, że żaden urząd nie ma informacyjnego monopolu na prawdę. Że potrzeba uznania była przyczyną najkrwawszych wojen. Że wyzysk religii do celów politycznych jest szczególnym problemem Polski. Ale też o tym, że nie wolno oceniać ludzkich rozstań z wiarą. Każdy jest wystawiony na inne pokusy.
Przywołać znaki nadziei

– Bóg jest we wszystkich ludziach, we wszystkich religiach – twierdził Szostkiewicz.

Przychodzi na myśl inna refleksja. Może to właśnie jest wspólnota? Nie wykluczać pogardą tego, kto szuka dobra i prawdy, kto cierpi – także w potrzebie uznania wartości skazanych przez nas na kompromitację.

Tekst Tischnera broni się sam. Natomiast uczestnicy i widownia borykali się, chyba bardziej niż z myślą Tischnera, z trudną do usunięcia barierą, która tkwi w nas wszystkich. Z własną słabością. A że publiczności było bardziej do śmiechu, więc i dramatyzm myśli Tischnera, dotyczący polskich kontrastów, rozpraszał się. Skłonność do flirtu z filozofem bywa niebezpieczna. W narzucającym się optymizmie, aplauzie, można było dostrzec nutę banalną, której zapewne uczestnicy woleliby nie usłyszeć. W retoryce panelowej, w owej godzinie przełomu, zabrakło jednej sekundy.

Nie było tego najmniejszego momentu na współczucie, frasunek wobec tego, co się rozgrywało właśnie w tym czasie w Polsce. Brak odwagi mówienia wprost o zranieniach w polskiej religijności?

Dotykania tych zranień, problemów pewnie długo jeszcze przyjdzie się nam uczyć. Może od Tischnera właśnie. Od księdza na manowcach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto