Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Widziałem żółwia błotnego w Beskidzie

Robert Grzeszczyk
Żółw błotny
Żółw błotny Piotr Ślipiński
Na początku lat 80. XX wieku, w rejonie nieistniejącej wsi Ciechania, zobaczyłem po raz pierwszy żółwia błotnego. Czyżbym był jedynym, który dostąpił tego zaszczytu? Magurski Park Narodowy uparcie bowiem dowodzi, że żółwi błotnych nigdy tu nie było.

Na początku lat 80. ubiegłego wieku mieszkałem na terenie Beskidu Niskiego. Dziś te tereny to zasięg działania Magurskiego Parku Narodowego. Ziemia przyrodniczo bardzo bogata i urozmaicona w porównaniu z rodzinnym Mazowszem. Zdecydowanie inna. Tu zobaczyłem niedźwiedzia, rysia i wilka. Widziałem po raz pierwszy niektóre gatunki drzew i krzewów. Podziwiałem ich kolosalne rozmiary. Jednocześnie są to rejony pogranicza, gdzie od wieków żyli obok siebie ludzie różnych narodowości i wiary. I ślady ich pobytu są widoczne.

Wracałem z Ciechani. Na bacówce zaopatrzyłem się w bunc. Popróbowałem żentycy. Droga wśród niekoszonych łąk i nieuprawianych pól. Towarzyszył mi niewielki strumyczek. Było gorące lato. Zbliżałem się do Huty Polańskiej. Tu właśnie, w rejonie nieistniejącej wsi Ciechania, której grunty były wówczas wykorzystywane do wypasu owiec, zobaczyłem po raz pierwszy żółwia błotnego. Było to dla mnie ogromne przeżycie. Nie miałem świadomości, że taką gadzinę można spotkać na polskiej ziemi. Autochtoni ostudzili moje podniecenie mówiąc, że to nic osobliwego.

Minęło wiele lat. Powstał Magurski Park Narodowy. Wybudowano Centrum Edukacyjne w Krempnej. Wracam nieraz w tereny, gdzie praktycznie uczyłem się przyrody. Oglądam wystawy w Centrum Edukacyjnym. I brakuje mi… żółwia. Przewodniczka jest zdziwiona i tłumaczy, że tu nie ma i nie było jego śladów. Poruszam sprawę z innymi pracownikami. Bez rezultatu. W końcu, po 2-3 latach piszę oficjalne zawiadomienie do Dyrektora i Rady Naukowej Magurskiego Parku Narodowego. Po jakimś czasie znajduję w skrzynce list z Parku.

Wiem już co nieco o żółwiu w Polsce. Najliczniejsze miejsca występowania to Poleski Park Narodowy, okolice Chełma, niektóre rejony zachodniej Polski, okolice Zwolenia. Ciekawe więc, co odpisał mi Park. Otóż Park bardzo grzecznie i składnie dziękuje za moje zainteresowanie, ale niestety nie może potwierdzić moich doniesień. Powołując się na profesorskie autorytety i literaturę uznaje miarodajnie, że żółwia błotnego nie ma i nie było zasięgu terytorialnym Parku.
Przy okazji dowiaduję się o programie restytucji bobra. Akurat tę historię znam, gdyż świadkiem byłem pierwszych prób reintrodukcji tego niemal wymarłego ssaka przez profesora Wirgiliusza Żurawskiego (przywiózł w skrzyniach pierwsze zwierzaki i wpuścił do Wisłoki w okolicy
Rozstajnego. To były czasy stanu wojennego. Bobry spłynęły w dół, a jeden zginął tragicznie zaspakajając ciekawość mieszkańców okolicy Osieka. Ta udana, czynna ochrona tego gatunku, może być przykładem dla wielu ekologów na czym powinna polegać ochrona gatunkowa. Ponieważ została już dawno zrealizowana to należałoby ją podsumować i zakończyć. Ale to już osobny temat).

Po przeczytaniu odpowiedzi z Magurskiego parku Narodowego zastanawiałem się co dalej. I czy w ogóle coś dalej. List można odczytać tak, że Park ma wiedzę ustabilizowana i w pełni udokumentowaną, a że każda inna wiedza jest nieudokumentowana, nie jest wiedzą prawdziwą, a więc nie jest wiedzą wcale. Może jedynie burzyć ogólny porządek. Czy to potrzebne?
W ten sposób właśnie odczytałem treść listu. Mam do czynienia z urzędnikami, którzy mają do wypełnienia określone procedury. Mają też swoje przyzwyczajenia. Jak każdy z nas.

Nie tak dawno, szukając czegoś na temat zupy żółwiowej, znalazłem w Internecie zapis, że przepis na taką zupę znajduje się w jednej z książek kucharskich wydanych przez Lucynę Ćwierczakiewiczową. Wydana w 1860 roku w nakładzie około 2 tysięcy sztuk książka „365 obiadów za pięć złotych” zawiera miedzy innymi przepis na zupę żółwiową. Niektórzy sugerują, że jest to przykład na niedostosowanie przepisu i zawartości książki do tytułu. Jakim to sposobem zupa żółwiowa mogła się znaleźć wśród innych popularnych przepisów? Ta rozterka jest związana z pewnymi schematami myślowymi, którymi umysł każdego z nas jest obarczony przez osobiste doświadczenie. Ale gdy zaczniemy zastanawiać się głębiej: skąd w książce kucharskiej z roku 1860 znajduje się przepis na zupę żółwiową, musimy dojść do jedynej konkluzji. I jest to konkluzja właściwa i poparta innymi (trochę już zapomnianymi) zapisami historycznymi. Na pewno nie z Galapagos.

Otóż penetrując Bibliotekę Narodową w Warszawie w poszukiwaniu śladów żółwia na naszych ziemiach odkryłem bardzo interesujące informacje. Istnieją źródła podające, że w tym samym
okresie na bazarach Lwowa i Przemyśla pospolitym był widok kobiet z koszami pełnymi żółwi (Wałecki A.). Sprzedawano więc żółwie tak, jak do tej pory sprzedaje się po bazarach jaja, grzyby i jagody. Był to towar popularny więc i zupa musiała być dość popularna. Zresztą o mnogości tego zwierza na obszarze całej niemal Polski jest wiele źródeł (np. „Obraz fauny płazów i gadów Polski z pierwszej połowy XVIII w.” o. Raczyńskiego G.).

Z kolei na północnych krańcach dzisiejszej Rzeczpospolitej ówcześni pamiętnikarze wspominając swoje szkolne czasy też piszą o żółwiach błotnych (Keler S. Kelerowa A.). W czasach mojego dzieciństwa do szkoły nie nosiło się pluszowych misiów. Zdarzało się natomiast zabrać ze sobą ślimaka lub żabę. Przed pierwszą wojną światową, tym co najczęściej ze sobą zabierali uczniowie gdańskich podstawówek do szkół (prócz tabliczek do pisania i innych przyborów) był żółw. Gdy w końcu władze szkolne zakazały tego procederu, ilość żółwi jaka pojawiła się w mieście osiągnęła rozmiary plagi.

Mimo przewertowania dostępnego mi zbioru literatury nie znalazłem pewnego potwierdzenia, że żółw błotny występował kiedykolwiek w okolicy Ciechani oraz bliższej i dalszej okolicy tej łemkowskiej wsi. Nie wiem jednak, czy odnaleźlibyśmy zapiski, że występował tam wtedy pstrąg, kleń, kumak górski czy też salamandra. Nie wiem czy znajdziemy zapisy o występowaniu w tym rejonie bobra. A jeśli o nim nikt nie wspomina, to co teraz? I co na to Rada Naukowa Parku? Może bóbr jest tam gatunkiem obcym? Czy brak informacji na temat występowania w Warszawie dżdżownicy świadczyć może o tym, że jest tu nieznana i niespotykana?

Żółw błotny to bardzo interesujący gatunek. Spotyka się informacje, że hibernuje w temperaturze już +5 stopni Celsjusza. A jednocześnie natrafić można na źródła niemieckie z informacjami, że obserwowane były osobniki pływające pod lodem, że wymaga do rozrodu piaszczystych łach. Ale spotyka się go na terenach bagiennych, w łęgach i olesach. O tym wspominają również przekazy historyczne.

Nie jestem badaczem i znawcą gatunku. Z dostępnej ogólnie literatury dowiedziałem się o jego masowym występowaniu na obszarze niemal całej wschodniej i centralnej Polski i o tym, że w okolicznościach do końca niejasnych jego populacja właściwie tu zaginęła. Być może została zjedzona? Nie oznacza to, że nie może zostać odbudowana. I wydaje mi się, że jest to zdecydowanie trudniejsze od reintrodukcji bobra. Tym bardziej, że chyba nie ma już ludzi w typie profesora Wirgiliusza Żurawskiego.

A i całe otoczenie jest też inne. I nie mam na myśli otoczenia przyrodniczego. Zdecydowanie inne.

Dziękuję Piotrowi Ślipińskiemu za zdjęcia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto