Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wieczny Bunt Młodości! Recenzja "Made in Poland" P. Wojcieszka

Andrzej Szelbracikowski
Andrzej Szelbracikowski
Made in Poland w reżyserii Przemysława Wojcieszka to ostatni film w ramach 9 Festivalu Filmu Polskiego w Hamburgu, przed 2 miesięczną przerwą wakacyjną.

Białe ściany budynków mieszkalnych "smoków", takich jak na Przymorzu, oblane czerwonym postsocjalistycznym światłem i nieodłączne już w IV RP komiksy wylewają się z ekranu kina. Kina "METROPOLIS" w Hamburgu, które ma tę samą barwę foteli, a widownia świeci pustkami.

Dzisiejszy film jest bardzo "niepopularny" wśród katolickiej Polonii w Hamburgu. Dla miłośników małżeństw kościelnych i solidnych niemieckich samochodów, dla "dojrzałych",
młodych Polonusów. Tam na ekranie jest młody mężczyzna, który im właśnie, ich "nową własność" rozbija kijem bilardowym... To się nie może podobać tym wszystkim, dla których "mieć" znaczy więcej aniżeli "być". A takich jest obecnie przewaga w IV RP. To oni "tworzą" nową rzeczywistość, m.in. budując nowe kościoły - instytucje dla "maluczkich", w imię konkordatu, oraz w fabrykach "made West Donald" sprowadzając z taśmy "nowe samochody" dla polskich dróg wierzbami płaczących!

Jednak jak nas zapewniają organizatorzy 9 Festivalu Filmu Polskiego Państwo Słomka, film ten był dobrze przyjęty na Festivalu Filmów w Berlinie i "chciany" przez tamtejszą publiczność niemiecką.

Jednak przedstawienie teatralne umieszczone w serwisie YouTube, które uprzednio oglądałem, jakoś bardziej do mnie przemawiało... Tutaj, "film gigant" rozlewa się w tej mazi "poświęceń i datków" katolickiego księdza, ażeby ratować życie chłopca wobec "bogobojnych" właścicieli samochodów. Bunt syna fanki Krzysztofa Krawczykana z wytatuowanym na
czole: "fack off" i jego mowa o "zdechłym bogu" nie przemawiają do mnie tak silnie i prawdziwie jak w widowisku teatralnym. Odbieram je jako bardziej prawdziwe i bezpośrednie.
Również rola "ochroniarza" na wózku inwalidzkim, w filmie rozmazuje się, nie jest tak bezpośrednia i bolesna w swojej nagiej prawdzie psychologicznej jak w spektaklu teatralnym.

Ale może to tylko moje odczucia - po filmie dyskusji niestety zabrakło. A każdy ma prawo do własnej formy młodocianego buntu. Nigdy nie byłem fanem Krzysztofa Krawczyka, nawet jeśli naprawdę z tęsknoty za krajem wrócił z Ameryki, na łono Kościoła Katolickiego.

W filmie, na wiarygodności zyskuje więź pomiędzy siostrą ochroniarza a młodym, zbuntowanym. Jest bardziej prawdziwa i życiowa niż w spektaklu teatralnym. Rola "nauczyciela" także jest dobrze zagrana - wprawdzie to "tylko" pijak, wyrzucony z pracy, ale ma zarazem gołębie serce. Potrafi walczyć z "nową rzeczywistością" - właścicielami samochodów, jak również zatańczyć z barmanką. Tak więc i w tym filmie miłość ostatecznie wygrywa. Potwierdzone zostaje także to, że niezależnie od panującego ustroju, to właśnie dzięki młodzieńczemu buntowi, a nie konformizmowi i "ustawieniu", możesz wyjść na człowieka.

Recenzję poświęcam śp. Markowi Z. oraz Heńkowi Sz. z moich lat licealnych oraz śp. Rysiowi W. z Gdyni.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto