Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wieżowce niebezpieczeństwem pachnące

Redakcja
Wieżowce. Zbudowane na słowo honoru.
Wieżowce. Zbudowane na słowo honoru. AKPA
Jesteś lokatorem wieżowca? Wyjdź przed blok, zadrzyj głowę do góry i spróbuj rozeznać, czy nie został on wzniesiony z płyt OWT-67. Jeżeli tak, to bierz nogi za pas i uciekaj jak najdalej! Choćby tam, gdzie pieprz rośnie!

Wypada ostrzec lokatorów bloków z wielkiej płyty przed grożącym im niebezpieczeństwem katastrofy budowlanej. Myślą, a cóż bardziej bezpiecznego, aniżeli własny azyl domowy? Trzeba zatem im wiedzieć, że muszą działać, zaraz, natychmiast. Póki czas, dopóki jeszcze przed szkodą Polak...

Kto miałby podnieść krzyk? Nadzór budowlany śpi, bo inspektorzy cenią święty spokój, zależy im na zadowoleniu przełożonych, a zresztą, po co się narażać, każdy chce pracować. A gdyby to szydło wyszło z worka, ileż byłoby zamętu i papierkowej roboty!

Zarządy spółdzielni mieszkaniowych są ostatnimi, w interesie których byłoby wyciąganie przyschniętej afery sprzed lat na światło dzienne. Podcinać gałąź, na której wygodnie się prezesom siedzi? Władze miast? A niby skąd magistraty wytrzasnąć by miały ni z tego ni z z owego setki mieszkań w razie konieczności awaryjnego opuszczania przez mieszkańców swych M-iluś tam?!

Mało który z tych tkwiących w niewiedzy lokatorów wieżowców orientuje się, iż ryzykują oni zdrowiem, a nawet życiem! Chodzi o gnieżdżących się w wielkopłytowych wieżowcach (słowo to należałoby ująć w cudzysłów, ale niech będzie, skoro mają one po 11 kondygnacji), którzy są w niebezpieczeństwie. Piotrków Trybunalski to nie Nowy Jork, ale właśnie na przykładzie niespełna 80-tysięcznego Piotrkowa rozpatrzmy problem "wieżowców".

Radziecki "Szczecin"

Są w trybunalskim grodzie dwa rodzaje tych wieżowców. Jedna kategoria, te nieco późniejsze, wzniesione zostały w latach głodu mieszkaniowego na hasło towarzysza Edwarda Gierka (budowniczego Polski Ludowej) w tzw. technologii „szczecińskiej”, choć Bogiem a prawdą, żadna ona tam szczecińska, szczecinianie by się obrazili, tylko – podarowana uzależnionej republice nad Wisłą przez radzieckich inżynierów-geniuszy techniki budowlanej. Elementy dla budownictwa szczecińskiego produkowano w (także radzieckiej i uruchamianej pod nadzorem sowieckich specjalistów) fabryce domów przy ulicy Wroniej. Te żelbetonowe płyty przystosowane były zarówno do montowania z nich budynków niskich, czyli 4-5 kondygnacyjnych, jak i wysokich, a więc 11-kondygnacyjnych wieżowców. Stawiane dźwigiem piętrowo płyty na płytach, posiadały w swej formie konstrukcyjnej specjalnie zaprojektowane wpusty, wchodzące jeden w drugi, podobnie, jak w klockach Lego. To prawidłowe rozwiązanie. Do tego, zgodnie z technologią, były ze sobą scalane poprzez spawanie wystających celowo prętów żelaznych, stanowiących element zbrojenia płyt. Inna rzecz, że niekiedy prowadzono prace spawalnicze łamiąc przepisy, bowiem montowanie w warunkach ostrych mrozów zimą było kategorycznie zabronione.

Intensywne śniegi w styczniu 1979 roku sparaliżowały kraj, brakowało surowców energetycznych, w większości miast komunikacja stała, a transport międzymiastowy zamierał. Pekaesy jeździły wykopanymi w śniegu tunelami. Zamarznięte zwrotnice kolejowe i popękane od mrozów szyny uniemożliwiały transport węgla do elektrociepłowni. Temperatura w mieszkaniach spadła do 7 stopni. Do odśnieżania torów i dróg rzucono żołnierzy, junaków OHP i ciężki sprzęt wojskowy.

Ale skoro partia kazała, to kombinat budowlany musiał instrukcje wypełniać i w siarczysty mróz nie przerywano montażu, bo mieszkań – towarzysze – ludziom potrzeba, młodym małżeństwom – wiecie, rozumiecie – potrzeba. Gdyby dyrektor się postawił, to na wniosek I sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR wyleciałby na zbity pysk, a wiedzieć warto, że w tamtych radosnych czasach sekretarz komitetu zakładowego czy choćby podstawowej organizacji partyjnej ważniejszy był od dyrektora. Partia rządziła w przedsiębiorstwie, nie dyrektor. Sekretarz nosił dyrektorowi prikazy z komitetu, a w drugą stronę – donosił, co w zakładzie się dzieje. Warto przypomnieć, że Polska rosła wtedy w siłę, a ludziom żyło się dostatnio. A towarzysze marzyli przejść do historii, jak ten Kazimierz Wielki, co to z Polski drewnianej murowaną był uczynił.

25 lat i co dalej

Stoją więc sobie te bloki szczecińskie lat już – niech każdy policzy sobie ile – ale czy ktoś pamięta, że ówcześni przewidywali ich techniczny żywot tylko na ćwierć wieku, nie przejmując się zupełnie, co po upływie tego czasu. A ten robi swoje: erozja i rdza postępują, płyta kruszeje, a do tego już wtedy, kiedy budowano te bloki wiadomo było doskonale, że nie ma żadnej technologii remontowania takich budynków. Wiadomo również, że i dziś też nie ma praktycznie żadnej możliwości przeprowadzenia generalnego remontu domów z wielkiej płyty. A nawet, gdyby takowa metoda istniała, byłaby nieopłacalna. Na świecie (choćby w byłej NRD) metoda jest jedna: wysadzanie tych ruder w powietrze całymi dzielnicami. Mur da się naprawić: nowe cegły lub pustaki, cement i murarz. Wielka płyta – tylko dynamit w laskach i operator buldożera.

Oszczędnie, wydajnie, tanio

Druga kategoria wieżowców w Piotrkowie – uwaga – to bloki zbudowane z płyt OWT-67 (OWT = Oszczędnie, Wydajnie, Tanio – idea z roku 1967), produkowanych przy ulicy Glinianej na poligonie wytwórczym Piotrkowskiego Kombinatu Budowlanego. Wytwarzano je, oszczędzając na budulcu, zanim ruszyła owa fabryka-dar przyjaciół radzieckich, ale także i potem, równolegle z płytami opuszczającymi fabrykę domów. Sensacja polega na tym, że płyty żelbetonowe OWT-67 opisywanych elementów wpustowych nie posiadają i wieżowce z nich zmontowane stoją tylko dzięki pospawaniu prętów zbrojeniowych. Płyty stawiano kondygnacja na kondygnacji – dosłownie, na słowo honoru, posmarkano trochę acetylenem na stalowych prętach – i blok piął się w górę ku zadowoleniu towarzyszy sekretarzy, którzy na Edwardowe zawezwanie budowali drugą Polskę, wypinając torsy do orderów. A że niekoniecznie w zgodzie ze sztuką budowlaną? Statystyki i terminy się liczyły. Nie człowiek.

Zmontowanych na wariata wieżowców z płyt OWT-67 mają w Piotrkowie trzynaście. One nigdy nie powinny były powstać! Gdyby dzisiaj ktoś umiał pójść po rozum do głowy, to należałoby w trybie niezwłocznym wszystkie je rozebrać!

Cicho siedzą żyjący na emeryturach wciąż liczni inżynierowie-budowniczowie z tamtego okresu. Świetnie tajemnicę znają również byli dyrektorzy kombinatu, dziś piastujący ważne funkcje w mieście oraz działacze komitetu zakładowego partii, ZMS-u, związków zawodowych i rady pracowniczej, którzy zajmują w Piotrkowie ciepłe posadki albo prowadzą własne firmy (także budowlane!) udając, że tamtą wiedzę zamazał im w głowach jakiś rodzaj wybiórczej amnezji.

Trzęsienia ziemi a wielka płyta

Stare kroniki wspominają spory wstrząs w Piotrkowie w XVIII wieku, ale wtedy uznawano to za karę boską. Specjaliści z Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach twierdzą, że centralna Polska nie leży w aktywnym sejsmicznie obszarze, ale...

Inżynierowie zmianowi, czyli zupełnie wiarygodni pracownicy bełchatowskiego zagłębia węglowo-energetycznego żywo relacjonują podobne zdarzenia, zarzekając się, iż nie były to przywidzenia. U kogoś leżąca w pościeli żona przejechała z kanapą pół metra po podłodze. U innego rozlała się kawa na serwetę. Na osiedlu Okrzei pies w mieszkaniu niespokojny był już pół godziny przed wstrząsem.

We środę, 6 listopada stacja sejsmologiczna Kopalni Węgla Brunatnego „Bełchatów” w Rogowcu zarejestrowała wstrząs o sile 3,5 stopnia w 10-stopniowej skali Richtera. Trwał 21 sekund. Choć jego epicentrum znajdowało się w zachodniej części bełchatowskiej odkrywki, trzęsienie odczuli wyraźnie ludzie zamieszkali w promieniu przynajmniej 15 kilometrów.

Jerzy Macocha, pracownik Urzędu Gminy w pobliskim Kleszczowie zaniemówił, gdy ujrzał ruszający się żyrandol i drżące meble. Nocny dozorca przysięga, że na wskroś nowoczesny – jak na warunki wiejskie – budynek Urzędu Gminy po dwakroć zachwiał się, ale wrócił do pionu. W Radomsku ludzie oglądali po wstrząsie ściany, szukając ewentualnych pęknięć. Także i tu brzęczały talerze w pokojowych segmentach.

Józef Kuszneruk, kierownik Działu Geologicznego kopalni nie potrafił w pierwszej chwili określić, jak daleko mogła dotrzeć opadająca fala wstrząsu. Do Częstochowy w linii prostej od kopalni jest 50 kilometrów. Bożena Starczewska, mieszkająca pod Jasną Górą na dziesiątym piętrze wezwała nawet straż pożarną, przerażona rozhuśtanym żyrandolem i chwiejącymi się w pokoju ścianami. Innych częstochowian także niepokoiły drgania podłóg.

Polska nie Włochy ani Japonia, ale w Piotrkowskiem trzęsło już nie pierwszy raz. Najsilniej w pamiętny sobotni wieczór 29 listopada 1980 roku. 3-, może 4-sekundowy wstrząs o sile 4,6 stopnia odczuli o godz. 21.32 nawet mieszkańcy województwa sieradzkiego. W Piotrkowie i Radomsku wieżowce (tak, tak, te z płyt OWT-67!) wręcz zakołysały się, powodując panikę wśród lokatorów. Przerażeni rodzice z malutkimi dziećmi na rękach owiniętymi w kocyki i kołderki schronili się w piotrkowskim kościele Najświętszego Serca Jezusowego na największym osiedlu mieszkaniowym. Szok był tym większy, że ów wstrząs łączono z nieco wcześniejszym trzęsieniem ziemi, jakie nawiedziło Włochy. Choć ludzie najedli się strachu, to i wówczas obyło się bez większych strat. Jednak w Kamieńsku położonym opodal kopalni zarysowała się ściana w starym budynku.

– Gdy zadzwoniłem do centrali, nie uwierzyli w opowieść o trzęsieniu ziemi – opowiada o wypadkach sprzed 27 lat piotrkowski korespondent PAP, Marek Miziak, też zamieszkujący wówczas OWT-owski wieżowiec. – Podejrzewali u mnie „andrzejkowe wstrząsy”. Oddzwonili, gdy stacja sejsmiczna na Okęciu potwierdziła moje informacje. Ruszały się meble, dzwoniły szyby i szkło w regałach. Ludzie wybiegli przed bloki. Mimo późnej pory, niektórzy pakowali rodziny do samochodów, by przenocować u krewnych na wsi.

Jednoznacznej teorii na temat polskich trzęsień nie ma, jednak wszyscy naukowcy upatrują przyczyn w bełchatowskiej odkrywce, w której podczas wydobywania węgla olbrzymie masy ziemi przemieszcza się na zwałowisko zewnętrzne, tworzące już obecnie sztuczną górę. Tak dochodzi do powstawania naprężeń, a łatwo zobrazować je na przykładzie gąbki. Jeżeli najpierw położymy na niej ciężki przedmiot, a potem go zdejmiemy, gąbka powraca do swego naturalnego kształtu. Podobnie jest z ziemią, z której zdjęto wierzchnie warstwy. Łódzcy geografowie twierdzą, że zaburzenia geologiczne powstają w rejonie uskoków. Podczas zbierania warstw ziemi nad złożem odciąża się leżące niżej pokłady węgla, a powstające odprężenia są przyczyną wstrząsów. W najsłabszym miejscu dochodzi do przesunięcia się skalnych warstw i trzęsienie gotowe.

Starsi mieszkańcy Bełchatowa doskonale pamiętają, że wstrząsy zdarzały się w tych okolicach jeszcze przed rozpoczęciem robót górniczych. Potwierdza to Mieczysław Kamuda, jeden ze zmianowych inżynierów ruchu kopalnianego giganta. Ten ostatni wstrząs był trzecim pod względem siły, po tym z 1980 roku oraz po 4,3-stopniowym wstrząsie odnotowanym w 1992 roku. W Bełchatowie spodziewają się, że epicentra kolejnych wstrząsów mogą się przesuwać wraz z kierunkiem eksploatacji złoża coraz bardziej na zachód. Całe szczęście, że w centrum kraju mieszkańcy już trochę do tych trzęsień przywykli i nie wpadają w panikę. Nie ma też jakichś znaczących strat, w tym przerw w pracy lub zniszczeń w obu wielkich przedsiębiorstwach – w kopalni i sąsiadującej z nią Elektrowni „Bełchatów”.

Tymczasem bełchatowska stacja sejsmologiczna, powstała w 1982 roku, jedyna w promieniu 150 kilometrów i wyposażona w światowej klasy aparaturę, rejestruje wstrząsy – zarówno te w Japonii, jak i te od przejeżdżającego ciężkiego sprzętu. W listopadzie 1992 roku zarejestrowała owe drgania o sile 4,3 stopnia. Rok później ziemia drgała aż 66 razy, ale było to wyczuwalne jedynie przez aparaturę. I choć trudno w to uwierzyć, drży nadal.

Uśpione niebezpieczeństwo

Piotrkowskie wieżowce, zwłaszcza te postawione według technologii OWT-67 przyczaiły się, jak kameleon i nie za bardzo dają o sobie znać swoją dość straszną prawdą. Administracje tych budynków w ostatnich latach zadbały o nowe elewacje tak, że nawet spod nowych tynków nie zanadto teraz widać, że jest to podstępne, paskudne, groźne OWT. Ba, nawet tu i ówdzie pojawiły się na elewacjach całkiem sympatyczne kolorki. Ładnie to wygląda, ale jeżeli by poskrobać, to pod spodem smutna prawda: nieodpowiedzialna zupełnie konstrukcja OWT grożąca mieszkańcom pogrzebaniem żywcem.

Wieżowce te mogą runąć w razie kolejnych wstrząsów sejsmicznych. A kiedy ziemia zadrży? Bóg jeden wie. Rozsypią się jak domek z kart w przypadku wybuchu gazu. Jak w Gdańsku. Albo rozpadną się po prostu – ze starości i wskutek fatalnego zmontowania.

Do kościoła czy do prokuratury?

Pozostało lokatorom jeno modły zanosić do Matki Bożej Trybunalskiej? A może do Matki Boskiej Piotrkowskiej? A może jednak to sprawa dla prokuratury? Ale czyż tam nie mają aby ważniejszych spraw na biurkach? Jeszcze im na głowie wieżowce potrzebne? Tym bardziej, że... w gmachu prokuratur – rejonowej i okręgowej właśnie rozpoczyna się – ni mniej ni więcej – generalny remont, zaplanowany na całe dwa lata, tyle bowiem czasu potrzeba, aby wykonać wszelkie prace zmierzające do poprawy wyglądu i funkcjonalności popeerelowskiego budynku oraz do jego powiększenia.

Smaczku aferze dodają takie fakty. Budynek prokuratury jest wzniesiony tradycyjną metodą budowania, a nie z cholernej, wielkiej płyty. I nie jest wieżowcem. A poprzednim i w ogóle pierwszym właścicielem gmachu w alei 3 Maja był – nomen omen – kombinat budowlany, który miał tam swoją siedzibę! Prokuratura, o ile w ogóle zareaguje, zleci śledztwo komendzie policji, której lokum mieści się w... wieżowcu przy ul. Szkolnej, wybudowanym w wesołej atmosferze – tak, tak – z wielkiej płyty i – tak, tak – przez kombinat budowlany.

Policjanci naiwnie myślą, że kiedy już po latach wypadania na ulicę całych okien wraz z ramami, wymieniono im socjalistyczną stolarkę okienną na plastykową, to jest w porządku! Nic nie jest w porządku. Reszta budynku stoczona jest przez raka budowlanego.

Takie same quasi-wieżowce postawiono (i to w taki sam sposób) w Łodzi, Bełchatowie, Radomsku, Tomaszowie Mazowieckim, żeby ograniczyć się do miast w pobliżu Piotrkowa. Ale problem dotyczy spuścizny po całym PRL-owskim budownictwie mieszkaniowym w kraju.

Zatem niechaj każdy lokator wieżowca w Polsce wyjdzie przed swój blok, zadrze głowę do góry i spróbuje rozeznać, czy z płyt OWT on ci postawiony. Jeżeli tak, to nogi brać za pas i uciekać stamtąd jak najdalej. Choćby tam, gdzie pieprz rośnie!

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto