Treść książki powoli zanikała w pamięci, aż pozostał tylko tytuł. Ale pasuje. Do mojego wszystkiego, chociaż nie chodziło o ojca. Nie dlatego, żebym miała szczególne powody do smutku, ale dlatego, że nie widzę specjalnych powodów do radości.
Wśród otrzymanych życzeń noworocznych było i takie: „obyś nigdy nie była samotna”. Nie wiem, co to znaczy być samotnym mężczyzną, ale wiem, co to znaczy być samotną kobietą. A taką jest na prowincji kobieta rozwiedziona. Na pozór wszystko funkcjonuje po rozwodzie tak, jak dawniej. Wychowujemy dzieci, pracujemy, żyjemy jak dawniej - może łatwiej, może trudniej bez tego partnera, z którym się czasem tu i ówdzie chodziło, ale jedno zmienia się natychmiast: przestajemy „bywać”.
Bo nie po to panowie „żenią się z żonami”, żeby te żony zadawały się z niepewnym elementem, który może ukochaną połowicę zbuntować. I nie po to panie „żenią się z mężami”, aby wpuszczać do domu osobę stanu wolnego, która z pewnością poluje, wypatruje, ma swoje potrzeby, doświadczenie i nie wiadomo, czy aby nie dybie na ślubnego mordobijca.
W tym aspekcie od bardzo wielu lat jestem i pozostanę osobą samotną. Przywykłam do własnego towarzystwa, sporadyczne spotkania na ulicy koleżanek nobliwie zamężnych kończą się obustronnym „cmok-cmok, świetnie wyglądasz”, krótką paplaniną o niczym i kolejnym „cmok-cmok wszystkiego dobrego”.
Postępujące z wiekiem ograniczenie wydolności fizycznej determinuje udział w masowych imprezach, które z upływem lat przestają być tym, co tygrysy lubią najbardziej, a obojętność religijna wyklucza spędzanie życia w kruchcie i na pielgrzymkach.
Co pozostaje? Książki, telewizja, spacery i internet. Tak wygląda życie samotnej kobiety w małym mieście, gdzie repertuar kinowy żałosny, a najbliższy teatr oddalony o 50 kilometrów. Że nie można tak żyć? Ależ można - jest to bowiem samotność w towarzystwie najbardziej adekwatnym do możliwości: w towarzystwie samej siebie.
Wystarczy uświadomić sobie, że samotność nie jest ułomnością; jest nostalgicznym pogodzeniem się z życiem takim, na jakie nas stać i tak ją - otwierając nowy kalendarz - witam.
Nie wiem, co nowy rok przyniesie lepszego; wiem natomiast, że będzie nieco wyższy czynsz z powodu podwyżki opłaty na odprowadzanie ścieków. Że będę o rok starsza, a moja emerytura nie pozwoli mi na rzeczy, o których marzyłam wtedy, kiedy dzień za dniem wypełniała praca i brak czasu na cokolwiek innego.
Podobno „czas, to pieniądz”. Niestety, dla przeciętnej polskiej emerytki to pieniądz za duży, aby umrzeć, ale o wiele za mały, żeby żyć. Banalne i jakże gorzko prawdziwe! Dlatego, pogodzona ze swoją samotnością, mówię do lustra, rankiem pierwszego dnia 2010 roku: witaj smutku! Jeszcze żyję i będziemy się smucić razem: bo jeśli to nie ja kręcę się po świecie, to znaczy, że świat się kręci wokół mnie. I niech tak zostanie.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?