Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Władysław Bartoszewski Człowiekiem Roku "Gazety Wyborczej"!

Tomasz Radochoński
Tomasz Radochoński
Wybór "Gazety" jest, wg. mnie, także odpowiedzią na zaciekłe ataki ze strony środowisk związanych z PiS i Radiem Maryja, po wypowiedziach profesora Bartoszewskiego m.in. na temat angażowania córki Lecha Kaczyńskiego w kampanię prezydencką PiS.

Profesor Bartoszewski, otrzymując tytuł "Człowieka Roku", przyznawany od 1999 roku w rocznicę powstania "Gazety", dołączył do elitarnego grona. Tworzą je osoby wielkiego ducha i znacznych dokonań, takie jak Vaclav Havel, pisarz i dramaturg, były prezydent, opozycjonista, jeden z twórców niepodległych Czech czy Zbigniew Brzeziński, wykładowca, politolog, specjalista od ZSRR, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Cartera, który swoimi działaniami znacząco przyczynił się do udaremnienia inwazji wojsk sowieckich na Polskę w grudniu 1980 r. Laureatami tej nagrody byli także m.in. Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, abp. Józef Życiński, Javier Solana, George Soros i Andrzej Wajda.

Według mnie, mino rożnego pochodzenia oraz często odmiennych afiliacji politycznych i światopoglądowych, tych ludzi łączy jedno: przedkładanie dialogu nad konfrontację, przekonanie, że każdy człowiek ma prawo do własnej, nienarzucanej z góry i nieograniczanej przez państwo wizji świata, i niezależnie od niej, czy też pochodzenia, wyznania, orientacji seksualnej, należy bezwzględnie szanować jego wolność, godność oraz przyrodzone prawa człowieka i obywatela.

Profesor Bartoszewski, który ostatnio stał się obiektem tak ostrej, często obraźliwej krytyki za skomentowanie projektów zaangażowania Marty Kaczyńskiej w kampanię PiS, jest na pewno osobą wyznająca te wartości. I może dlatego tak bardzo nie lubi, gdy ktoś występuje przeciwko nim. Z cała pewnością także nie znosi głupoty i hipokryzji. Możliwe, że właśnie dlatego nie szczędzi, trzeba przyznać, dosadnych słów krytyki ludziom, którzy według niego nie tylko mają złą wizję Polski, ale i posługują się niewłaściwymi, często haniebnymi metodami.

Dzielą polskich obywateli na lepszych i gorszych (czyli wszystkich tych, którzy śmieją mieć odmienne zdanie niż oni), obrażają słowami w stylu: "stoicie tam, gdzie kiedyś stało ZOMO", szukają „haków” na przeciwników politycznych m.in na Lecha Wałęsę, wykorzystując do tego także powołany przecież do szczytnego celu - pielęgnowania narodowej pamięci, a nie bieżących rozgrywek politycznych, IPN.

I co najgorsze - mają na dodatek skłonność odbierania miana "prawdziwych Polaków" nawet wielkim patriotom, więcej - do zawłaszczania samego pojęcia patriotyzmu tylko dla siebie, odbierając prawo do niego innym - choć w jego imię nie zrobili ani nie wycierpieli nawet setnej części tego, co choćby obrońca Warszawy z 1939 r. i więzień Auschwitz, profesor Bartoszewski.

Warto być przyzwoitym, co nie znaczy - nie krytykować

Wobec tego, jak wiele Władysława Bartoszewski zrobił dla Polski, nieraz narażając życie, można zrozumieć jego zdenerwowanie i mocne słowa, w sytuacji, gdy Polska, o jaką walczył - tolerancji, rozsądku i rozwagi, dania każdemu rodakowi prawa do jego własnych poglądów na ojczyznę, nie obrażania za nie nikogo, za sprawą niektórych polityków odchodzi w niebyt. Podobnie, gdy, wspierana całą jego życiową działalnością, wizja Polski mocnej i dobrze odbieranej w Europie, nie "machaniem szabelką", ciągłymi żądaniami czy groźbami, lecz dzięki stosowaniu dialogu i merytorycznej dyskusji, realizowanymi przez znających języki obce fachowców w MSZ, także przez działania niektórych "mocarstwowych" polityków zaczęła gwałtownie się zmieniać. Choćby przez postawioną na czele MSZ w rządzie PiS, Samoobrony i LPR, bojącą się powiedzieć słowa po angielsku, ogólnie niekomunikatywną i niekompetentną panią Fotygę, którą namaszczono tylko dlatego, że była bardzo zaufaną osobą prezydenta Kaczyńskiego (w myśl zasady "mierna, ale wierna”). To, oraz działania Kancelarii Prezydenta, znacznie przyczyniły się do fatalnego obrazu kłótliwego, nieskutecznego kraju, jaki mieliśmy w Europie (może nie licząc Gruzji i Ukrainy) i na świecie w czasie rządów PiS.

Czy w tym kontekście - gdy takie metody walki o władzę, takie wizje Polski znowu wracają - tak trudno zrozumieć zdenerwowanie i mocne słowa krytyki 87-letniego człowieka, nieznoszącego głupoty i takich właśnie zachowań, bo według niego szkodzą RP? Osoby, która chyba jak nikt inny ma do tego prawo, bo od 70! lat walczy o inną Ojczyznę niż ta, stopniowo zmieniana przez PiS czy przez mające tak wielkie wpływy media publiczne, zdominowane przez obecnych w KRRiT ludzi Prawa i Sprawiedliwości, promujące tylko jedną wizję Polski?

Jak walczył, ktoś zapyta, że ma prawo do krytyki w tak ważnych sprawach? I tego, że ta krytyka powwinna być uważnie wysłuchana? Zbrojnie we wrześniu 1939 roku, a później w AK; cierpiąc w Oświęcimiu. W czasach PRL, także dręczony i skazywany np. na 8-letnie wyroki więzienia. I nawet przez ten trudny czas Polski Ludowej, po wyjściu na wolność, wciąż "walczący", tym razem dla pojednania polsko-niemieckiego, polsko-żydowskiego (w czasie wojny osobiście ratował Żydów, o czym także trzeba wspomnieć), dla pamięci żołnierzy AK. Szukając sprzymierzeńców dla idei wolnej Polski na Zachodzie. A później, po 1989 r., także pełnym oddaniem, „walczy” o Polskę, ale w jedyny sensowny w dzisiejszych czasach, „nowoczesny” sposób - nie szukając na siłę dla siebie w narodzie, czy Polsce w Europie, wrogów, nie „machając szabelką”, ale ciężką pracą m.in. jako polski ambasador, a później dwukrotny szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Pamiętam jak pięknie, wzywając do pojednania w duchu chrześcijańskiej miłości i wybaczenia, eksponując to, co łączy, a nie dzieli, profesor Bartoszewski mówił o wspólnej historii, także śmierci wielu swoich przyjaciół, w obozach i w czasie Powstania, również o swoich przeżyciach w Auschwitz. Z żalem, ale zupełnie bez chęci zemsty, zaciętości czy nienawiści. Po to, by nigdy do podobnych zachowań - szczucia jednych ludzi przeciwko drugim, dzielenia na lepszych i gorszych, ciągłego szukania różnych „haków” (brzmi znajomo, prawda?) - już nie doszło. By nie dopuścić do szkodliwych działań i postaw, które przecież doprowadziły do władzy m.in. Hitlera, i były metodą knucia i ciągłego szukania wrogów, jaką często i z lubością stosowały totalitaryzmy, także III Rzesza. Cała rzecz miała miejsce już ładnych parę lat temu, jeszcze przez dojściem PiS do władzy, w czasie spotkania młodych Niemców i Polaków przy okazji zjazdu chrześcijańskiej młodzieży „Taize” w Warszawie. Niesamowite było także to, że profesor płynie przechodził z polskiego na niemiecki, raz mówiąc do polskiej, raz do niemieckiej młodzieży, ciągle w tak samo przyjaznym, dążącym do pojednania tonie.

I właśnie m.in. za wkład w polsko-niemieckie pojednanie, ale też za działalność dydaktyczną m.in. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Władysław Bartoszewski otrzymał naukowy tytuł profesora od rządu Bawarii. Według mnie znacznie bardziej zasłużony, niż wielu, którzy II wojnę światową, niemiecką okupację i czasy PRL przesiedzieli spokojnie „za biurkiem”, dbając o siebie i o karierę, a nie, tak jak Bartoszewski, walcząc o Polskę. I warto o tym wszystkim pamiętać, komentując choćby ostatnie wypowiedzi profesora, czy też oceniając jego samego, jako człowieka i Polaka. Szczególnie, gdy wielu ze złośliwą satysfakcją szermuje stwierdzeniami, że nie jest on „dobrym patriotą”, że nie należy mu się tytuł profesora... o niedopuszczalnych, często obraźliwych, antysemickich i wulgarnych wypowiedziach nie wspominając.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto