Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojna domowa o niedosoloną lub zimną zupę

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Copolycube/CC BY-SA 2.5
W wielu małżeństwach rozgrywają się na co dzień dramaty i piekielne sceny nieustających awantur. Krzykom i wrzaskom nie ma końca. O przyczyny nie trudno. Nieposłane łóżko, rzucona na krześle marynarka, zimna lub przesolona zupa itp.

Żona mojego przyjaciela jest porywcza i krzykliwa. Z niejasnych przyczyn, bądź z byle czego wpada w złość. Robi piekło w domu, gdy jej mąż źle ściśnie pastę do zębów, zapomni wyjąć z lodówki masło, albo powiesi koszulę nie na tym wieszaku. Ciągle ma pretensje, że on za głośno w łóżku chrapie, za długo pracuje, zbyt wcześnie wychodzi do pracy i za późno wraca.

Sąsiadka moich znajomych opowiada najróżniejsze druzgocące psychikę historie o młodym małżeństwie, w którym mąż terroryzuje rodzinę i nikt nie jest w stanie tego zmienić. Jego żona ciągle obrywa za niedosoloną zupę, za przepaloną żarówkę i śmieci w koszu. Rodzina chodzi wokół niego na palcach i żyje w potwornym lęku.

Te dwie sytuacje i tysiące podobnych – są typowe dla wielu małżeństw. Ludzie nie potrafią żyć ze sobą, szanować się wzajemnie i normalnie traktować codziennych spraw. Mąż i żona, którzy dzielą łazienkę, jedzą razem śniadanie, śpią w tym samym łóżku – warczą na co dzień na siebie bez powodu, wpadają w złość, wybuchają wściekłością, wywołują nieustanne awantury i lamenty.

Skąd to się bierze? Zachowania takie wynikają z niedobranych charakterów i temperamentów, nieprzygotowania do życia, braku kultury i wychowania. Są ludzie, którzy ciągle czymś zamartwiają się, nawet tym, czy ktoś nie krytykuje ich za zbyt układną naturę. Inni zaś zawsze usiłują uniknąć odpowiedzialności i wymuszają to na swoich partnerach. Jedni i drudzy doszukują się winy za całe zło właśnie w swoich partnerach.

Nie brak tez takich żon i mężów, co monotonią życia potrafią doprowadzić do szaleństwa samych siebie, albo tak sobie wszystko układają, że zawsze doprowadzą do stresu i kłótni domowej. Wiele żon i mężów zwłaszcza bardzo młodych, traktuje obojętnie obowiązki domowe, co rodzi napięcia, sprzeczki i wstrząsy psychiczne obu stron. Wstrząsy trwające długo – narastają w złych emocjach, potęgują się i są coraz trudniejsze do uspokojenia i załagodzenia.

Życie w ciągłym niepokoju i napięciu, w atmosferze nerwów i awantur, silnie odbija się negatywnie na zdrowiu, klimacie rodzinnym i małżeńskim. Klimat taki prowadzi dość często do nieodwracalnych myśli o ucieczce z domu, rozwodzie, a nawet o skończeniu z życiem. To koszmar wielu bardzo młodych rodzin, dla których świeżo założona rodzina, stała się silnym zaskoczeniem i wstrząsem, do którego nie byli gotowi.

Przyczyny konfliktów

Jest ich wiele i tak różnych, jak różne i liczne są powody emocji, sporów, urazów. Czy bardzo młody mąż-ojciec ma należyte doświadczenie i przygotowanie do swojej roli w rodzinie? Z badań wynika, że tylko nieznaczny odsetek mężczyzn w wieku 20-30 lat odpowiada tym kryteriom. Często ich jedyny wkład w życie rodzinne to niedzielne spacery ze swoimi pociechami, czasem zabawa klockami, sporadyczna pomoc w lekcjach i wyjście do kina czy do teatru. Nic dziwnego, że kobieta-matka, obciążona na co dzień zbyt dużymi obowiązkami, nie wytrzymuje tego wszystkiego. Stąd do kłótni nie daleko.

Zdaniem niektórych psychologów, konflikty w związku małżeńskim są potrzebne, gdyż powodują oczyszczanie niezdrowej atmosfery i pozwalają skonfrontować swoje poglądy. Kłótnie mogą oznaczać, że partnerzy chcą coś naprawić, bo im nie pasuje to, co się dzieje. To sygnał, że chce się im pracować nad wzajemnymi relacjami i udoskonalaniem czegoś w związku. Tylko oczywiście budująca i konstruktywna kłótnia ma służyć naprawianiu, umożliwianiu przejścia na wyższy poziom porozumienia.

"Ciche dni, obrażanie się, wzmacnianie spirali konfliktu, wulgaryzmy, rzucanie inwektywami i stosowanie przykrych epitetów nie umocnią związku, wręcz przeciwnie – pogłębią kryzys" – czytamy w portalu szczęśliwy związek.

Czy kobieta-żona obarczona małymi dziećmi i pracą zawodową, może mieć stale dobry humor, miły uśmiech i żelazne zdrowie? Badania wykazują, że takie kobiety w jednym dniu – upychają dwa dni. Kobieta pracująca zawodowo, mająca co najmniej jedno dziecko, co tydzień poświęca zajęciom domowym (sprzątanie, gotowanie, robienie zakupów, niańczenie), około 40 godzin. Ten powszedni maraton życia kobiet, po jakimś czasie wyciska silne piętno na ich zachowaniu, zdrowiu fizycznym i psychice.

Podejrzliwość, zazdrość i wojna

Jedną z częstych przyczyn wojny w małżeństwie bywa podejrzliwość i zazdrość. Gdy któraś ze stron w małżeństwie, zaczyna nabierać nieufności do partnera, rodzi się podejrzliwość, z której bliska droga do zazdrości. Teoretycznie, zazdrość jest uczuciem przykrości spowodowanym brakiem czegoś, co koniecznie chcielibyśmy mieć i co ma inna osoba. Ale jest to też silne uczucie niepokoju, że nasza ukochana osoba, może lub już mogła nas zdradzić. Podejrzliwość i zazdrość w związku mogą zagrozić miłości.

Znane powiedzenie, że "bez zazdrości nie ma miłości" wynika na ogół – według psychologów – z powszechnego przeświadczenia braku dowodów siły uczucia, które łączący i cementuje dwie osoby. Dlaczego miłość rdzewieje? Podobno przez zazdrość, co oczywiste jest nonsensem. Zazdrość to uczucie bardzo skomplikowane i mocno nieprzyjemne a przede wszystkim wyjątkowo szkodliwe.

Zdaniem psycholog Jowity Wójcik - "niemal nikt, kto choć raz doświadczył zazdrości, nie wspomina tego z radością". "Dlaczego się zakochujemy skoro nie potrafimy zaufać?" pyta pani psycholog i daje odpowiedź, że uczuciu braku zaufania towarzyszą dosyć nieprzyjemne emocje: gniew, smutek i poczucie własnej niższości.

Tymczasem miłość to głębokie uczucie, które powinno dawać nam siłę, radość i świadomość, że w oczach ukochanej osoby jest się kimś jedynym i wybranym. Miłość to obiekt czyichś silnych uczuć i pragnień, to silna więź, która łączy ludzi sobie bliskich.

Podejrzliwość i zazdrość mają działania destrukcyjne i niszczące. Zazdrość, zwłaszcza o charakterze chorobliwym, powoduje stopniowe krzywdzenie i niszczenie najbliższej osoby a w konsekwencji i zazdrośnika. Czasem jednak daje się z niej wyleczyć.

Oto obrazek z życia słynnego idola młodzieży z lat sześćdziesiątych XX wieku, Johna Lennona. Ten apostoł swobody seksualnej, książę luzu i tumiwisizmu, w jednym ze swoich ostatnich wywiadów przed śmiercią, przyznał się do silnej zazdrości o Yoko Ono. Zmusił ją kiedyś do sporządzenia pełnej listy dawnych kochanków. Jego zazdrość obejmowała także sfery poza seksualne jej życia, i to z okresu, kiedy jeszcze się nie znali.

Nikt nie chce się do niej przyznać

Do zazdrości nikt nie chce się przyznać. Ale zazdrośnicy żyją w piekielnych męczarniach. Gnębią ich obrazy zmyślone, bez powodu wybuchają gniewem, wpadają w furię, są gotowi zabić obiekt zazdrości. Pragną, aby nie tylko ich kochano, lecz by ich uważano za lepszych niż są inni. Nieustannie mają wizje różnych przyjemności i rozkoszy, które nie są ich udziałem. Szaleją na myśl, że ich obiekt miłości, może być dostępny dla innych.

Jednym z najbardziej bolesnych i przerażających skutków zazdrości jest poczucie, że człowiek znalazł się poza sferą uprzywilejowania. Pewnej pani w takiej sytuacji ktoś doradził: Nigdy nie rezygnuj z kochanka! Zawsze wymieniaj go na innego… (?)

Zazdrość i małżeńska wojna bywają dość często przyczyną rozwodów. Co czują i jak oceniają ten fakt kobiety? Młoda pani opowiada: mając 17 lat wyszłam za mąż. Stało się to częściowo z powodu ciąży i silnej presji rodziny. Czułam, że jestem na wieczność zamknięta między łóżkiem, a smoczkiem. Męża to nie obchodziło. To życie między dzieckiem a nim, z niedzielnymi wizytami u jego rodziców i moich, było jednym wielkim pasmem udręki, gorszej od śmierci. Chciałam się rozwieść, bo czułam, że zwariuję.

Przyczyną nieporozumień bywają też nierzadko konflikty na tle podziału ról w związku małżeńskim. Niszczy je zwykle i obezwładnia dręczące pytanie: Kto tu rządzi? Najbardziej szkodzi nieprzygotowanie małżonków do życia we dwoje oraz niedopasowanie intelektualne lub seksualne. W atmosferze ciągłych utarczek i kłótni kończy się miłość, a gdy nadchodzi kres miłości – kończy się małżeństwo.
Jak zapobiec wojnie domowej?

Jak pokierować wspólnym życiem? Co czynić, aby było ono długie, piękne i szczęśliwe? Napisano tysiące książek o hodowli kwiatów i przycinaniu róż, o sztuce kochania i o tym, jak poprawić sprawność seksualną, ale o tym, jak zachować się w codziennym życiu małżeńskim, jak znosić humory drugiej osoby – brakuje lektur.

W wielu krajach działają ośrodki zdrowia małżeńskiego, w których bada się i leczy różne zaburzenia związane z życiem małżeńskim. Okazuje się, że co druga para przechodzi kryzys. Była nawet teoria o tak zwanej krytycznej "siódemce", której istotą miała być graniczna liczba siedmiu lat, po których musi nastąpić to najgorsze: paskudny i groźny kryzys małżeński, czasem kończący się rozpadem.

Kiedy i jak rodzi się patologia

Na pytanie, kiedy pojawia się patologia i z jakich powodów – jedni specjaliści odpowiadają, że w pierwszych chwilach, gdy okaże się, że związek małżeński jest pomyłką. Inni natomiast tłumaczą to odwrotnie. Na ogół panuje przekonanie o zapominaniu o konieczności pielęgnowania miłości małżeńskiej, co zwykle prowadzi do zdrady żony, jak i zdrady męża.

Jeśli para małżeńska przetrwa pierwsze trudne lata docierania się – czeka ją następna próba. W drugiej dekadzie wspólnego życia pojawić się mogą: znudzenie, podejrzliwość, wybuchy zazdrości, upadek zaufania, niewierność i zdrada.

Badacze zjawisk patologicznych w małżeństwie dochodzą do prostego wniosku: intymne dramaty dwojga ludzi są wyjątkowo proste i okropnie banalne. Skąd się biorą? Na ogół przeważa pogląd, że z miłości. Jedni przekonują, bowiem, że miłość – to nie wojna. Drudzy dowodzą, że miłość jest jednak wojną. Analiza faktów, w jaki sposób mężczyzna i kobieta poznają się, dokonują wyboru i próbują z mniejszą lub większą świadomością żyć razem – pozwala na taką właśnie konkluzję.

Są psychologowie z tytułami profesorów, którzy twierdzą, że miłość to wojna, która trwa od chwili, odkąd człowiek zaczął kierować się uczuciem i zakochał się. Każde uczucie banalne kończy się dla niego źle i prędzej, czy później nasz partner nie znajdzie się na wysokości zadania, nie sprawdzi się w tej najlepszej roli, jaką wyznaczyliśmy mu w naszym wymyślnym scenariuszu.

Okaże się, że poniosła nas szalona fantazja. Zauroczeni – malowaliśmy obraz związku, nad którym potem znęcamy się w trakcie nieustannego "zbrojnego pogotowia", w jakim trwają wojujące ze sobą pary. To bardzo dziwne i smutne zarazem, dlaczego tak wiele osób nie chce pamiętać, iż życie – jak to ujął pisarz Andrzej Majewski - jest krótkie, tym krótsze, im więcej tracimy czasu na kłótnie i walki.

Uczestnikom wojny małżeńskiej pozostają na ogół dwa rozwiązania: nadal tłuc co pewien czas naczynia, albo też udać się z partnerem po poradę do specjalisty – psychologa czy psychiatry. Zanim to nastąpi, lepiej zorientować się w sytuacji i spróbować porad oraz ostrzeżeń lekarza i seksuologa. Niektórzy przestrzegają: Pamiętaj, że z małżeńskiej sprzeczki nikt nie wychodzi zwycięzcą, ani pokonanym. Panuj nad sobą. Musisz wiedzieć dokładnie, w którym momencie zaniechać sporu.

Ponadto inni radzą: Unikaj kłótni wciąż na ten sam temat. Ograniczaj się do jednego tematu - nie wyrzucaj z siebie wszystkiego naraz. Nie ma sensu przywoływać przeszłości i tak nie można jej zmienić. Nie krytykuj charakteru drugiej strony w stylu: jesteś zgorzkniałym skąpcem, nie stać cię na dobry gest. Nie pozwól, aby emocje wpływały na sposób ich wyrażania. Licz się ze słowami. Kończ kłótnie, kiedy czujesz, że staje się niebezpieczna. Nie żyw długo urazy. Oczyszczaj napiętą atmosferę bez wylewania wzajemnych żalów.

Stanisław Cybruch

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto