Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojna i pokój. Reportaż o narodzinach świata. Magdalena Grzebałkowska "1945"

Jerzy Cyngot
Jerzy Cyngot
Tę książkę czyta się jednym tchem. Jest jak podróż do przeszłości. Przeszłości, której z pewnością nie chcielibyśmy doświadczyć. Podróż do roku 1945, którego realiów dzisiaj, chyba nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

Rok 1945 – czas radości, właściwie euforii wynikającej z zakończenia wojny. Czas nadziei na nowe życie i ulgi po długich pięciu latach wojny. Zjednoczenie we wspólnym wysiłku odbudowy. Tak mogłoby wyglądać jedno z potocznych wyobrażeń. Ale byłby to obraz na tyle uproszczony, że wręcz fałszywy. Bo i owszem z pewnością radości nie zabrakło, kiedy obiegła Polskę i świat wieść o podpisaniu kapitulacji w maju, ale rok 1945 był dużo bardziej złożony i niekoniecznie dostarczający powodów do świętowania. I tym właśnie tropem postanawia pójść reporterka Magdalena Grzebałkowska w wydanej w tym roku książce „1945. Wojna i pokój”, poszerzając perspektywę. Dociera w tym celu do źródła, tzn. odnajduje kilkanaście osób, które były świadkami i uczestnikami wydarzeń z tamtego okresu. Podróżuje po miejscach, gdzie odciśnięte zostały znaki czasu.

Jak do skarbca
Wyłania się z tych opowieści świat trudny, pogrążony w chaosie. Stary porządek został zburzony, nowy jeszcze się nie wykształcił. Taki czas rodzi charakterystyczne dla niego zjawiska, takie jak szabrownictwo czy przesiedlenia. Szaber to inaczej przywłaszczanie sobie czyjegoś mienia, które właściwie w warunkach transformacji, staje się niczyje. Tak przynajmniej do tego podchodzą szabrownicy. Szaber kwitnie na ziemiach polskich i tzw. ziemiach odzyskanych przez cały rok 1945 i obejmuje każde mienie, które da się przewieźć. Jak to wyglądało? Po prostu „wyrywało się okna ze ściany i brało” - opowiada jedna z bohaterek książki. Do domów wchodziło się jak do skarbca. Niekiedy rodziło to i groteskowe sytuacje. W Lublinie tak skrzętnie „obczyszczono” biurowe budynki, że członkowie PKWN nie mieli na czym siedzieć.

Gen tymczasowości
Drugim charakterystycznym zjawiskiem są przesiedlenia. Na podstawie ustaleń nowego ładu terytorialnego dokonanych przez Stalina, Roosvelta i Churchilla, Polska zyskała nowe tereny na zachodzie i północy, tracąc jednocześnie 1/3 swojego przedwojennego terytorium na rzecz ZSRR. Co to oznaczało w praktyce? 1,5 miliona Polaków zostało przeniesionych z terenów wschodnich na ziemie zachodnie oraz do dawnych Prus, z których wysiedlonych zostaje 3 miliony Niemców. Bywa, że miejscowość opuszcza kolumna ludzi, a na wozach czekają już przesiedleńcy, gotowi zająć domostwa.

Mimo że przesiedlaniu na ziemie odzyskane sprzyja rządowa i prasowa propaganda, to ludzie czują się niepewnie. Wojna wykształciła w nich nowy gen – tymczasowości. Obecny jest w nich lęk, że granice mogą się zmienić. Wielu żywi przeświadczenie, że gdy skończy się zawierucha, wróci do swoich dawnych miejsc. Ale to nie nastąpi, trzeba będzie poradzić sobie z wrzuceniem w obcą rzeczywistość, z wykorzenieniem.

Grzebałkowska portretuje nie tylko migracje Polaków. Kiedy rusza zimowa ofensywa Armii Czerwonej w styczniu, zaczyna się też przymusowy odpływ ludności niemieckiej. Wozami przemierzają m.in. zamarznięty Zalew Wiślany. Ale 30 stopniowy mróz nie gwarantuje, że wszędzie lód jest na tyle gruby, aby wytrzymać obciążenie. Toną całe rodziny i nie ma co liczyć na solidarność, jak przekonuje się jeden z bohaterów tego dramatycznego exodusu. Innym przykładem nie funkcjonującym w powszechnej świadomości jest tragiczny los pasażerów statku Wilhelm Gustloff, który został storpedowany w Zatoce Helskiej. Z 9000 uciekinierów uratowało się zaledwie 1200. Dla porównania, Titanikiem płynęło 1,5 tys. osób.

20 mln3 gruzu
W książce Magdaleny Grzebałkowskiej naświetlonych zostaje wiele innych mało znanych zjawisk. Choćby koegzystencja Polaków i Niemców we Wrocławiu w pierwszych miesiącach po zakończeniu wojny. Masowe wysiedlenie tych drugich ma miejsce w 1946 i 47 roku. Znajdą swoje miejsce w tej książce również niewygodne dla Polaków fakty, takie jak znęcanie się załogi obozu w Łambinowicach, na czele z komendantem Czesławem Gęborskim, nad Niemcami. Chęć zemsty doprowadziła do zastrzelenia blisko 50 z nich.

Nie tylko jednak granica zachodnia interesuje Grzebałkowską. Jeden z rozdziałów poświęca trudnej sytuacji na wschodzie i napięciom pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Jeden bardzo obrazowy rozdział jest poświęcony zniszczonej w 80% Warszawie. Grzebałkowska pokazuje ten trudny moment, kiedy na gruzach zaczyna odradzać się życie. Brakuje nie tylko dachu nad głową, ale i wody oraz szarego mydła. Stolica śmierdzi, z powodu braku wody, kanalizacji i gnijących ciał. Po powstaniu pozostało ich około 200 tys. Trwają ekshumacje. Pośród tego kwitnie bazarowy handel. Ludzie uprawiają archeologię, by dostać się do resztek dobytku pochowanego w zawalonych piwnicach.

Blisko
Wielka historia w książce Magdaleny Grzebałkowskiej jest, ale jako tło, które determinuje osobiste opowieści. Przede wszystkim jednak dostajemy nie kalendarium, ale reportaż. Na ile to tylko możliwe autorka stara się zbliżyć do rzeczywistości. Dzięki osobistym opowieściom jest naprawdę blisko. A żeby to wrażenie spotęgować pomiędzy rozdziałami, otrzymujemy zestaw wiele mówiących o ówczesnym codziennym życiu ogłoszeń prasowych. Taka technika powoduje, że „1945. Wojna i pokój” o roku 1945 i ówczesnym życiu, mówi wiele. Więcej niż niejedno historyczne opracowanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto