Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wprost - lista przewinień abp. Głodzia

Ewa Naukowicz
Ewa Naukowicz
Okładka Wprost, wydanie 12/2013, poniedziałek 18 marca 2013
Okładka Wprost, wydanie 12/2013, poniedziałek 18 marca 2013 Print Screen
Budzi strach, nie znosi sprzeciwu, za dobre wynagradza, a za złe karze - tak już szósty rok rządzi abp Sławoj Leszek Głódź. W Gdańsku powstaje czarna lista przewinień "Cesarza Trójmiasta".

Budzi strach, nie znosi sprzeciwu, za dobre wynagradza, a za złe karze - tak już szósty rok rządzi abp Sławoj Leszek Głódź.

W Gdańsku, o czym informuje ostatni numer "Wprost", powstaje właśnie czarna lista przewinień. Ma trafić do Watykanu, lecz wciąż brak pod nią podpisów składających się z konkretnych imion i nazwisk. Wszyscy się boją. Niektórzy pierwsi śmiałkowie zdecydowali się mówić, lecz wszyscy, tak jak "ksiądz I", zastrzegają, by to co powiedzą zostało wplecione w opowieści innych, by czasami "okrutny władca" nie zdołał zidentyfikować niewdzięcznego poddanego.

Boją się wszyscy, nie tylko księża, boją się urzędnicy świeccy, rodziny duchownych, znajomi, przyjaciele. - "Wiem, że byli u przyjaciół księdza dręczonego przez abp. Głodzia. Grozili, że jeśli nie wpłyną na młodego kapelana, nie odwiodą go od składania do sądu sprawy przeciwko Głodziowi, to jego życie będzie zniszczone" - mówi ksiądz II, po czym dodaje - "Nie mogę powiedzieć, co robię, w której parafii służę, bo od razu zostanę rozpoznany. Niech pani dzwoni do tego księdza. On ma zeznania przygotowane, dokładnie spisane wspomnienia z prawie każdego dnia współpracy z arcybiskupem. Z każdej nocnej pijackiej imprezy, każdego upokorzenia, jakiego doświadczył. Zresztą nie tylko on. Ale on chyba jako pierwszy się postawił. Jednak sprawy do sądu nie złożył i pracuje w jednej z gdańskich parafii." - mówi autorce, Magdalenie Rigamonti ksiądz II.

Ksiądz III też służył cesarzowi. Był na każde jego zawołanie. W dzień i w nocy. W kurii i w prywatnej rezydencji w Orunii, która po przeprowadzonym dwa lata temu remoncie wystrojem i wyposażeniem przypominała pałac. Wyznania księdza są wstrząsające. Podczas mocno zakrapianych imprez arcybiskup potrafił wysyłać go do sklepu po konkretny gatunek kiełbasy albo np. zmuszać do nalewania alkoholu, a niezadowolony z jakości usług swego podwładnego krzyczeć - "Co ty, k…, nawet nalać nie potrafisz!”. Potem pijany abp Sławoj Leszek Głódź budził go w środku nocy i kazał grać do tańca na akordeonie, a rano dręczony kacem wyzywał go i nakazywał, by był jego "actimelkiem".

O niechlubnej sławie, którą zdobyła wyremontowana rezydencja w Orunii, opowiada też w rozmowie telefonicznej inny ksiądz. Z jego słów wynika, że arcybiskup odmówił mieszkania w kurii w Oliwie i wyprowadził się z niej, by ukryć przed światem swój problem z alkoholem. Słowa anonimowego księdza, choć brzmią przerażająco, to potwierdzają, że zachowanie Głodzia wobec swych "przybocznych" jest dokładnie zaplanowane - najpierw starannie dobiera ludzi słabych psychicznie, a potem sprawdza "jak dużą dawkę upokorzeń są w stanie wytrzymać"... Nie uciekają tylko dlatego, że cały czas karmi ich opowieściami o awansie, obiecuje, że zostaną proboszczami. W dalszej części rozmowy przeprowadzonej przez Magdalenę Rigamonti, ksiądz opowiada o proteście parafian, a także o akcji "Powstańcie, których gnębi Głódź”.

Ksiądz V opowiada z kolei o imprezie, która kilka lat temu odbyła się w Filharmonii Bałtyckiej, podczas której ponad 20-minutowe przemówienie wygłaszane przez Głodzia zostało "wykasłane" - wszyscy obecni na sali zaczęli po prostu kasłać! Choć organizatorzy takich spotkań, podobnie jak wszyscy inni nie chcą wypowiadać się na zadany temat, to jednak na wiadomość o powstającej "liście przewinień" wyraźnie się ożywiają, a temat puentują zeszłotygodniowym dowcipem - "Jest dobra wiadomość - Sławoj ma zostać papieżem i w końcu nas opuści”.

Niezależnie od tego kto decyduje się wypowiedzieć o Głodziu, to ze słów każdego rozmówcy wynika, że arcybiskup to człowiek nieznoszący sprzeciwu, zdolny do gróźb i obelg. Nieżyjący już proboszcz, Andrzej Rurarz z parafii św. Stanisława Biskupa Męczennika w Gdańsku-Wrzeszczu, na terenie swej parafii postawił niepozorny pomnik zamordowanego w Stutthofie bł. ks. Bronisława Komorowskiego. Postument był skromny, taki jak jego bohater, niczym nie różnił się od mijających go przechodniów. Podobno, jak opowiada jeden z urzędników, pomysł ten wyraźnie nie spodobał się arcybiskupowi. Natychmiast, nie przebierając w słowach, kazał go postawić na wysokim kamieniu i ogrodzić kiczowatym płotkiem, a próbującemu ratować sytuację proboszczowi zagroził, że "za karę może zostać zesłany gdzieś do wiejskiej parafii ".

Z opowiadań urzędników, którzy w większości przytaczają sytuacje, których byli świadkami wynika, że arcybiskup to człowiek bez skrupułów. Potrafił np. twierdząc, że ma prezent, wręczyć prezydentowi Gdańska na scenie projekt kościoła wykonany przez włoskiego architekta, który jego zdaniem powinien stanąć na terenie Stoczni Gdańskiej czy wstrzymać budowę budynku, który wygrał konkurs twierdząc, że "Kościół ma być dostojny, z wieżą, a nie wyglądający jak supermarket." Autorka usłyszała również, że abp Sławoj Leszek Głódź jest "mieszanką buty generalskiej i sobiepańskiej. Jest kościelnym latyfundystą. Kurię traktuje jak folwark.".

Poprzednik Głodzia, arcybiskup senior Tadeusz Gocłowski o niczym nie wie, o niczym nie słyszał, a pytania o powstałe długi, które zadaje mu autorka, odbiera jako jawny atak na Kościół.

Zdaniem miejskiego urzędnika wszystko wskazuje na to, że abp Głódź postanowił, że powstałe długi powinny zostać spłacone przez księży pracujących w diecezji gdańskiej i parafian - zarządził, że każdy ksiądz musi na poczet spłaty długu płacić ze swych prywatnych pieniędzy 50 zł miesięcznie, a każda parafia - po pięć groszy od wiernego. Na nic zdały się starania i pomoc abp. Gocłowskiego, który zwolnił biedniejsze parafie z opłat na rzecz kurii, np. parafię Matki Boskiej Różańcowej w Gdyni-Demptowie. Abp. Głódź nie tylko te opłaty przywrócił, ale zażądał, by proboszcz zapłacił zaległości powstałe w ciągu kilku lat.

Najgorsze jest jednak to, że arcybiskupa praktycznie odwołać nie można. Zdanie świadków, osób które znają go od lat, nie jest w stanie zaszkodzić ani jego możliwościom, ani znajomościom. Ksiądz I ma jednak nadzieję, że nowy papież, skromny Franciszek, który jest całkowitym zaprzeczeniem kochającego przepych arcybiskupa, przeprowadzi reformy w kurii i dowie się o sytuacji, w której przyszło żyć podwładnym abp. Sławoja Leszka Głodzia. Problem w tym, że taki sam los czeka każdą diecezję, do której zostałby przeniesiony arcybiskup - "Radzę, by księża i wierni w całej Polsce już zaczęli się modlić o to, by abp. Głodzia nie przeniesiono właśnie do nich." - apeluje na zakończenie ksiądz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto