Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wujku, wielu zabiłeś ludzi?

Darek Szczecina
Darek Szczecina
Nie był Żołnierzem Wyklętym. To była jego świadoma decyzja. Zasilił korpus oficerski ludowego Wojska Polskiego by u boku Armii Czerwonej bić Niemca. W podzięce władza ludowa skazała go na karę śmierci.

Wujku, ilu ludzi zabiłeś? To pytanie jeszcze jako nastolatek zadawałem wielokrotnie, ale nigdy nie usłyszałem odpowiedzi. Dla pokolenia Kolumbów strzelanie do ludzi, nawet do wrogów, nie było powodem do dumy. Kto nie znalazł się przymusowo w takiej sytuacji nie wie, jakie zniszczenia w psychice człowieka czyni wojna. Każda wojna.

Przed wojną wujek Witek rozpoczął naukę w słynnej Państwowej Szkole Technicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Wilnie. Były to beztroskie młodzieńcze lata. Ale do czasu. Wybuchła wojna, miasto zajęły obce wojska. W październiku 1939 roku wujaszek Stalin przekazał Wilno z częścią województwa pod okupację litewską. Dla przeciętnego zjadacza chleba zmieniło się niewiele. No, może to, że zaopatrzenie w artykuły żywnościowe poprawiło się, no i język litewski był tym urzędowym. I to, że jakichś smutnych panów w czarnych płaszczach czasami widywano. I, że Litwini sprawowali teraz władzę.

Wznowiono naukę w szkołach, tych polskich także. Wujek powrócił do szkoły, tak jak wszyscy jego koledzy. W klasie nic się nie zmieniło, może poza tym, że mieli jednego nowego kolegę. Litwina. Jak się z czasem okazało, nie znalazł się tam przypadkowo. Okazał się denuncjatorem.

Wiosną 1940 roku czekano na wieści z wojny. Czekano, że w końcu Polska powróci. Ale czekać bezczynnie nie wypadało. Koledzy wujka zaczęli fantazjować, jak to na 3 maja, z okazji narodowego święta, zorganizują przewrót i miasto wyzwolą. Ktoś miał pistolet. Ktoś doniósł…

Aresztowania poszły szybko. Sprawny okazał się sąd litewski. Orzeczono jedynie słuszne wyroki: kara śmierci. A potem długie dni i tygodnie oczekiwania w celi. Każdy usłyszany na korytarzu krok mógł być tym zwiastującym koniec. Aż Litwinom się coś odmieniło i zapragnęli być kolejną republiką radziecką.

Latem 1940 roku do więzień zawitali komisarze ludowi. A że nie znali ani języka ani naszej historii, po przeczytaniu w dokumentach „3 maj” uznali, że to swoi. Pierwszy – trzeci, co za różnica, ważne, że maj. I kazali wypuścić. Młodzi konspiratorzy wrócili do domów i do szkoły. Od tej pory już byli bardziej ostrożni, patrzyli kto ich słucha.

Jak wiadomo z historii w czerwcu 1941 roku Hitler zaatakował Związek Radziecki. Chłopcy otrzymali karty mobilizacyjne, bowiem uznano ich za obywateli wielkiego Kraju Rad. I otrzymali pierwsze wojenne zadanie: ewakuacja szkoły. Załadowano więc pomoce naukowe, maszyny z warsztatów i w drogę na wschód. Chłopcom niezbyt to się podobało, więc przy pierwszej nadarzającej się okazji wujek z kilkoma kolegami nawiał z transportu. I różnymi sposobami powrócił do Wilna.

Miasto było już zajęte przez Niemców. O powrocie do szkoły nie było mowy. Czas zatarł szczegóły, ale wujek opowiadał jak trafił do konspiracji. Na razie miejskiej. I znowu było jakieś aresztowanie, już nie pamiętam, czy gestapo przyszło po niego do domu, czy zatrzymali na ulicy. Skutek był taki, że kolejny sąd, tym razem niemiecki, wydał na niego wyrok śmierci. I znowu cela, i znowu oczekiwanie na te ostatnie kroki.

Tym razem od śmierci ocalili koledzy akcją zbrojną. A że wujek był w mieście już spalony, skierowano go do oddziałów leśnych. Tafił do „Szczerbca”. I tak trwała leśna konspiracja, jakieś wypady na niemieckie posterunki, ale nigdy wujek nie mówił czy i do kogo strzelał.

I przyszedł czas na akcję „Ostra Brama”. Wyzwalali Wilno jeszcze przed nadejściem Armii Czerwonej. Ale walki zakończyli razem, Armia Krajowa i Armia Czerwona. Ramię w ramię, jak sojusznicy. I chcieli iść dalej, w sojuszu, na równych prawach, jak równy z równym. Ale taki układ nie dla wszystkich był do przyjęcia.

Po wyzwoleniu Wilna sowieccy dowódcy nakazali AK-owcom opuścić miasto. Partyzanci przegrupowali się na skraj Puszczy Rudnickiej, a dowódcy okręgów ze sztabami zostali zaproszeni na spotkanie z dowodzącym 3. Frontem Białoruskim generałem Czerniachowskim, by podpisać umowę utworzenia polskiej dywizji piechoty oraz brygady kawalerii. Polscy sztabowcy ze spotkania nigdy nie powrócili.

W nowej sytuacji, wobec wielkiej dezinformacji, część dowódców rozformowała swoje pododdziały, inni zarządzili przegrupowania w głąb puszczy. Wujek szczęśliwie powrócił do domu. Koledzy z innych oddziałów nie mieli takiego szczęścia. Na nich rozpoczęło się prawdziwe polowanie. Żołnierze uciekali przed oddziałami NKWD. Z góry atakowani byli przez sowieckie myśliwce. Wynik tego polowania był imponujący. Około 5 tysięcy żołnierzy wileńskiego i nowogródzkiego okręgu AK osadzono w obozie w Miednikach, a kilkuset oficerów wywieziono do Riazania.

Ci co jak wujek Witek uszli przed sowiecką łapanką albo wrócili do domów, albo zorganizowali się w oddziały samoobrony. Ale Polacy na wolności nie pozostawali bezpieczni. W każdej chwili mogli być aresztowani. Za namową znajomych zdecydował się wstąpić do 1 Armii ludowego Wojska Polskiego. Był to wybór mniejszego zła. Chroniło go przed wcieleniem do Armii Czerwonej.

W wojsku szybko dał się poznać jako dobry strateg, więc skierowano go na kurs oficerski. A że niemal we wszystkim przodował, co rusz otrzymywał przepustkę w nagrodę. Jechał wówczas do mamy, do rodzinnych Łap. Opowiadał, że kilka razy wychodząc z dworca natykał się na strzelaninę. Z jednej strony koledzy z lasu, z drugiej mundurowi milicjanci i UB. Chował się w tedy, ze strachu. Nie przed kulami. Miał moralne wątpliwości, po której stronie w takiej sytuacji miałby się opowiedzieć.

Latem 1945 roku nastąpiła pierwsza demobilizacja. Ale nie obejmowała ona oficerów. Więc wujek nadal pozostawał w wojsku. Gdy nadszedł czas referendum z kilkoma żołnierzami został skierowany do ochrony jakiegoś lokalu wyborczego na Mazurach. W nocy zauważył, że ktoś skrada się do lokalu. Rozpoznał chłopców od Łupaszki. Ale udał zaskoczonego, nie wydał rozkazu strzelania. W ten sposób ocalił obie strony przed krwawą jatką.

Nazajutrz prokurator wojskowy szykował już akt oskarżenia. Kolejny sąd, kolejny wyrok. Po raz trzeci kara śmierci. Świadkowie opowiadali, że gdy usłyszał wyrok w mgnieniu oka osiwiał. Po latach wspominał, ze sąd wprawdzie był polski, ale prokuratorem był Rosjanin. Prośby o ułaskawienie pozostawały bez odpowiedzi. Dopiero amnestia po śmierci Stalina zakończyła pobyt w celi śmierci.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto