Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wulgarny język polityków ma budować poparcie i odwracać uwagę

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
O pięknym, czystym języku polskim w parlamencie, możemy już zapomnieć. Z każdym rokiem coraz gorzej, brzydziej, ohydniej brzmi. Ma być zasłoną niepopularnych decyzji, budować poparcie partii i przyciągać media. Ma budzić zainteresowanie i popularność polityka, który używa mocnych słów.

W polskim parlamencie słyszymy coraz ostrzejsze i coraz wulgarniejsze słowa. Parlamentarzyści, zamiast dawać przykład kultury słowa i piękna języka polskiego, szpecą język i obnażają swoją niską kulturę osobistą. Wybrańcy narodu prezentują nieraz postawy i zachowania, wspierane prymitywnym językiem odzywek - ludzi z ulicy lub społecznego marginesu.

W ostatnim czasie słyszeliśmy takie sformułowania, jak: naćpana hołota; "katolicka ciota"; pętak; "Michalik jest takim samym chamem jak Rydzyk"; "Panie Ziobro, jest pan zerem". To słowa i określenia są mocno odległe od parlamentarnych. Są godne pożałowania i powszechnego potępienia.

Skąd takie słowa? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego język polityków staje się tak wulgarny? Dlaczego przedstawiciele najwyższej władzy ustawodawczej posługują się w debacie publicznej językiem prymitywnych jednostek z kręgów pijackich? W opinii ekspertów coraz ostrzejsze wypowiedzi polityków, obliczone są na podnoszenie społecznego poparcia i popularności, a w niektórych przypadkach mają odciągać uwagę od wprowadzanych niepopularnych rozwiązań czy głoszonych poglądów.

Dr Marek Kochan z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista od wizerunku, autor książki "Pojedynek na słowa" twierdzi, że można zrozumieć bardzo wyraziste, barwne, czasem nawet dosadne wypowiedzi, które dotyczą jakiegoś zagadnienia. Bardzo trudno natomiast o zrozumienie ich i akceptację, jeżeli odnoszą się do konkretnych osób.

Dr Kochan widzi w kontekście takich wypowiedzi możliwość świadomego i celowego użycia wulgarnego języka i budowania tym samym wizerunku polityka – pisze gazeta.pl. "Agresywnego prostaka, człowieka, który nie umie się zachować publicznie, po to tylko, by uzyskać określone profity, w postaci zwrócenia na siebie uwagi i zwiększonego poparcia".

W opinii eksperta od wizerunku i retoryki możemy mówić o "toksycznej relacji" między politykami a wyborcami, bo wyborcy nie tylko nie "karzą" za przekraczanie granic (językowych czy wizerunkowych), np. wycofując poparcie dla wulgarnego polityka, a wręcz przeciwnie, niejednokrotnie zdarza się, że po wyrazistych, ostrych, soczystych słowach i agresywnych wypowiedziach poparcie dla polityka czy partii, z którą jest utożsamiany, zaczyna rosnąć.

"Może nie wszyscy wyborcy, ale jakaś ich część przyzwala na to i w pewien sposób nagradza posługiwanie się wulgarnym językiem. Politycy mówią więc tak, bo mają z tego profity" – ocenia dr Kochan - gazetaprawna.pl. Według niego ten niedobry proces nasila się i powoduje, że przekraczane są kolejne granice.

Ekspert od wizerunku i retoryki podaje jako przykład przekraczania takich granic w przeszłości wypowiedź sprzed dziewięciu lat, Leszka Millera, który w trakcie przesłuchiwania przez Zbigniewa Ziobrę przed sejmową Komisją Śledczą (2003 r.) ds. tzw. afery Rywina, powiedział mu: "Panie Ziobro, jest pan zerem".

Ale zdaniem dr. Kochana ta wypowiedź, choć była również niestosowna, w odróżnieniu od najnowszych - była jednak osadzona w określonym kontekście. Była prawdopodobnie podyktowana emocjami, natomiast te ostatnie kontrowersyjne sformułowania, były używane przez polityków "na zimno", z określonymi kalkulacjami.

Podobnie ocenia wulgaryzowanie języka polityków inny ekspert ds. wizerunku politycznego i komunikacji, Tomasz Łysakowski. Jego zdaniem posługiwanie się agresywnym językiem to świadome i wyrachowane zachowanie polityków.

Wskazuje też inny powód, niż dr Marek Kochan, powód, dla którego politycy decydują się na "przekraczanie granic" językowych. Mówi, że w Polsce język polityki bardzo często służy do maskowania problemów wewnętrznych w partii. Dla przykładu, jeśli mamy ważną debatę, taką jak obecnie o emeryturach, to – czytamy w gazetaprawna.pl - "trzeba coś zrobić, by uwaga społeczeństwa była maksymalnie odciągnięta od tego, co tak naprawdę się robi" – twierdzi Łysakowski. Jeszcze innym powodem do zaostrzania wypowiedzi jest chęć zwrócenia na siebie uwagi i zaistnienia w mediach.

Posłowie i senatorowie, za swoje niegodziwe wypowiedzi mogą być ukarani przez sejmową komisję etyki, ale środki tej komisji są mało dotkliwe, a tym samym nieskuteczne. Parlamentarzyście – zgodnie z obowiązującym prawem – można: "zwrócić uwagę", "upomnieć" go oraz w najgorszym wypadku dać "naganę". Marszałek Sejmu Ewa Kopacz chce wprowadzić reformę, aby można było też karać posłów finansowo.

Rumuński filozof, teoretyk nihilizmu i eseista piszący głównie w języku francuskim, Emil Cioran – napisał, iż marzy o języku, którego słowa, niczym pięści, gruchotałyby szczęki. Natomiast rosyjski pisarz Antoni Czechow – radził inteligentnym politykom, by nie pozwalali, żeby język wyprzedzał myśl. Konkretny, myślący skrótami i dosadny w słowach, wybitny satyryk, Jan Izydor Sztaudynger powiedział wszystkim politykom: "Nim język puścisz w taniec, załóż na mordę... kaganiec!"

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto