Amy (Amy Shumer), to niezgrabna choć sympatyczna singielka żyjąca w wielkim mieście. Pisze teksty do magazynu dla mężczyzn, jest towarzyska i rozrywkowa. Codzienne wieczory spędza w towarzystwie mocnych drinków i nowo poznanych mężczyzn, z którymi bez skrupułów nawiązuje czysto fizyczne relacje. Przed nastaniem świtu zwykle ubiera swoje niewygodne szpilki i wraca z podpuchniętymi oczami do mieszkania w centrum. Temat wydaje się znany? Oczywiście, wszak archetyp wyzwolonej kobiety rozsławiła Miranda, bohaterka "Seksu w wielkim mieście".
Życie Amy mogłoby już na zawsze pozostać w beztroskiej formie, gdyby nie przypadkowy wywiad, który bohaterka ma przeprowadzić z mało seksownym i raczej pospolitym niż niezwykłym lekarzem sławnych sportowców. Tej dwójki na pierwszy rzut oka nic nie łączy. On poukładany i stateczny, ona zbyt zwariowana by zainteresować kogoś takiego. A jednak. Po wspólnie spędzonej nocy (Amy nie odpuszcza żadnemu), następuje rzecz niesłychana, bo oto Aaron dzwoni, by zaprosić Amy na randkę.
Pobieżnie opisana fabuła zapowiada dobrą, choć lekką komedię na wieczór w kinie z koleżankami. I owszem, jest kilka żartów, które bawią, lecz całość to raczej smutny obraz nieszczęśliwych ludzi, którzy panicznie boją się jakiegokolwiek zaangażowania i uciekają od poczucia obowiązku. Gdzieś nieświadomie mają wciąż jeszcze tlącą się wiarę w szczęśliwe partnerstwo, lecz jednocześnie są tak głęboko egocentryczni i skupieni na własnych potrzebach, że po pierwszej większej kłótni biorą nogi za pas. Pomysł na taką fabułę był dobry, lecz Judd Apatow narysował swoich bohaterów zbyt grubą kreską. Są czarno-biali, podobnie jak w "Seksie w wielkim mieście"- przewidywalni i jednowymiarowi a przecież prawdziwi ludzie przejawiają całą kolorową paletę barw skomplikowanych charakterów i osobowości. Reżyser pogrąża się w zbyt jaskrawych kontrastach dodając w poczet bohaterów siostrę Amy, Kim która jest jej przeciwieństwem, uosobieniem wzorowej żony i matki a także szefową bohaterki, redaktorkę pisma (Tilda Swinton), gardzącą wszystkim i każdym, zachowując uwielbienie wyłącznie dla samej siebie.
Nietrudno zauważyć, że jest tu podział na dwa światy: żeński i męski, który wydaje się być opozycją. Męscy bohaterowie są ciepli, życzliwi i delikatni, podczas gdy kobiety wydają się być samcami w spódnicach próbującymi udowodnić całemu światu własne wyzwolenie. Nie tędy przecież droga. Nie na tym polega walka z patriarchatem, że dopuszczamy do żył testosteron zamiast zrównoważyć, to co męskie i żeńskie w nas samych. Uważny widz zobaczy w Amy tęsknotę i smutek. Bohaterka ani na chwilę nie przekonała mnie, że lubi swój jakże wyzwolony i tani styl życia. Gdyby reżyser skupił się na głębszych uczuciach, niż tylko na tym co widoczne, produkcja byłaby uratowana.
Film miał być głośnym obrazem poruszającym problem gender i ukazującym skutki wychowywania się w rozbitych rodzinach. Projekt jednak poległ u samej podstawy przerysowania bohaterów i potraktowania zaplecza emocjonalno-psychicznego zbyt pobieżnie, żeby nie powiedzieć że wcale. Za mało jest tu realizmu i związku przyczynowo-skutkowego. Apatow mógłby rozwinąć dzieciństwo Amy i wgłębić się w jej emocjonalną naturę, nie tracąc przy tym humoru. A tak dostaliśmy tanią rozrywkę, która sili się na komedię choć jest nierozwiniętym dramatem.
Czytaj także: Kristen Stewart zagra u Woody'ego Allena. W obsadzie pojawi się też Bruce Willis
Tytuł: "Wykolejona"
Reż.: Judd Apatow
W rolach gł.: Amy Shumer, Bill Hader, Tilda Swinton
Rok prod.: 2015
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?