Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Wyścig" - film, który pluje benzyną, a fotel zamienia w ciasny bolid [RECENZJA]

Marcin Stachacz
Marcin Stachacz
"Wyścig"
"Wyścig" Materiały promocyjne
Coś w stylu "Szybkich i Wściekłych" - taka była pierwsza myśl. Cieszę się, że po seansie w kinie, moje wątpliwości zostały rozwiane ognistym podmuchem.

Sport w dzisiejszych czasach stał się nieco... „homoseksualny”. Zwłaszcza piłka nożna i wyścigi. Mówiąc „homo” nie mam na myśli nic homofobicznego, absolutnie nie, owym określeniem zwracam jedynie uwagę na pewną specyfikę bycia sportowcem w XXI w. Jest ona… gogusiowata. Piłkarze – wydepilowani, kapryśni milionerzy, biegający za piłką, a przy każdym kontakcie z innym zawodnikiem zachowują się, jakby właśnie wpadli na minę. Boisko traktują jak wybieg dla modeli. Grzeczne, przylizane chłopaczki, którzy uważają co mówią, albo nie mówią nic, bo mogłoby wyjść z tego coś głupiego. To samo można powiedzieć o kierowcach np. Formuły 1. Ubierają koszulki polo swoich zespołów i dukają w kółko to samo, zawsze podlizując się sponsorom. Brakuje temu wszystkiemu szczypty rock’n’rolla, jakiegoś rodzaju zadziorności i indywidualizmu, który dodałby pikanterii do rywalizacji, czy to na torze, czy na boisku. Wszystko jest wygładzone i nijakie. Prawdziwe, charakterne osobowości, to rzadkość w tym światku. Piłkę nożną zabijają pomarańczowo-różowe korki, a wyścigi samochodowe przepisy BHP – zakazy lub nakazy. Nie ma czasu na szaleństwo, bo to się może nie opłacić. Nawet w życiu prywatnym nie ma polotu i finezji, imprez, narkotyków i alkoholu, kłopotów z policją, a jeśli już, to wszystko dzieje się za „zamkniętymi drzwiami”. Nic już nie zostało po latach 70. i 80. XX w., o których się tak fantastycznie czyta. Szkoda, bo chciałbym poczuć tamten klimat. A wy? Chyba nawet wiem, jak możemy tego dokonać…

Przyznaję od razu, że nigdy nie byłem fanem Formuły 1. Nawet sukcesy i dobra jazda Roberta Kubicy nie skłoniły mnie, żeby co niedziela zasiadać przed telewizorem i z emocji obgryzać paznokcie. Chociaż akurat Roberta bardzo lubię, ma coś w sobie ze „starej szkoły”. Jest konkretny, a i uszczypliwy potrafi być. No i jest niezniszczalny, czego dowiódł nam wiele razy. I nadal to robi. Kilka lat temu lubiłem śledzić MotoGP i rajdy WRC. Miałem nawet swoich ulubieńców w tych dziedzinach, a po transmisjach wychodziłem na rower i udawałem, że się ścigam. Rower to wspaniała rzecz w dzieciństwie, bo może być zarówno szybkim motorem, jaki i samochodem z klatką bezpieczeństwa zamiast tylnich foteli. Dzięki temu na mych ustach niejednokrotnie malował się uśmiech. Ale mniejsza o to. Bo pewnie zapytacie, czy teraz oglądam którąś z tych dyscyplin? Otóż nie. Nie oglądam. Przykro mi to stwierdzić, ale stało się to nudne. Pamiętam tylko jak z sezonu na sezon zmieniały się przepisy, coś zakazywano, ktoś mądry i wpływowy coś nakazał, i nagle wyścigi przestali wygrywać kierowcy, a maszyny, w których siedzieli. Kto miał lepszą, temu mogło się przyfarcić. A to zależy oczywiście od pieniędzy. Nie chciałbym być źle zrozumianym, dlatego muszę coś wyjaśnić. Mam szacunek do „nowej” mechaniki i inżynierów, którzy wprowadzają wszystkie te nadzwyczajne modyfikacje do maszyn byle te były lżejsze, bezpieczniejsze, bardziej ekologiczne itd. Ale to w pewnym stopniu wyklucza czynnik ludzki. Nie wygrywa najlepszy kierowca, tylko, w dużej mierze, właśnie dany motor/auto. Ja potrzebowałem kibicować zawodnikom, a nie kupie szybko pędzącej blachy nastrojonej przez komputer. W nich nie widzę bohaterów. Jasne, mogą mi się podobać, ale cóż z tego? Olga Frycz też mi się podoba, a nie zamienię z nią nigdy słowa.

WRC wygrało i tak z MotoGP, bo rajdy, jak gdzieś przypadkiem znajdę w telewizorze, to zostawiam i oglądam przynajmniej chwilę, żeby przekonać się, że wygrał Sebastien Loeb. Och, przepraszam, jego Citroen. Tylko już mnie to tak nie rajcuje, jak dawniej, a przecież nie było to wieki temu! Jestem młodą osobą. Z tego całego zamieszania, chciałbym tylko móc zrobić jedną rzecz. Mianowicie, poprowadzić wóz rajdowy samemu i sprawdzić ile minut potrzebowałbym na wypadnięcie z trasy i rozbicie się na jakimś głazie. Czy miałbym odpowiednio duże jaja, żeby dociskać pedał gazu w podłogę? Ciekawe. Wydaje mi się (chociaż to zapewne wyłącznie urojenia), że mam w sobie pewien stopień szaleństwa, bądź głupoty, który sprawiłby, że gnałbym do przodu ile fabryka dała. Do przodu, albo w bok, tego właśnie nie wiem i chciałbym się przekonać. Kierowcy wyścigowi są odważni, nie mówię, że nie. Tylko nie ma wśród nich bohaterów na plakat w pokoju. Nie te czasy. A właśnie… bo tak odchodzę od tematu, jak wrócić do czasów prawdziwych „kozaków”, facetów ciosanych siekierą i szalonych niczym rock’n’roll spod znaku dzikich dźwięków The Stooges? Otóż, jak zwykle z pomocą przychodzi nam kino, a precyzyjniej Hollywood z Ronem Howardem na czele.

Pierwszy raz o filmie „Wyścig” usłyszałem w programie motoryzacyjnym Top Gear. Może znacie. Tam gościem był sympatyczny i bardzo popularny reżyser owego dzieła. Cenię Howarda za jego pracę, ale gdy w show puszczono krótki zwiastun, pomyślałem że to może być jego najsłabsze dziecko, co zmusiłoby go do zmiany tytułu z „Wyścig” na „Gniot” (Howard swym dzieciom dał na drugie imię tak, jak miejsce w którym były one spłodzone. Jak tu go nie lubić? Prawdziwy człowiek z fantazją.). Coś w stylu „Szybkich i Wściekłych” – taka była pierwsza myśl. Cieszę się, że po seansie w kinie, moje wątpliwości zostały rozwiane ognistym podmuchem.

Historia rywalizacji Jamesa Hunta i Nikiego Laudy to gotowy scenariusz na film. Nie tylko ze względu na ich wyczyny na torze, ale również na czasy, w których przyszło im się ścigać. Czasy, w których, delikatnie mówiąc, można było więcej. Było ciekawiej towarzysko, zawodowo i sportowo. Formuła 1 wtedy to sport niesamowicie niebezpieczny, trzeba było być prawdziwym pasjonatem i wariatem jednocześnie, żeby to robić. Sława mogła przyjść szybko, ale śmierć również. Dziś nazywano by to „sportem ekstremalnym”. Hunt i Lauda właśnie tacy byli. W ich żyłach płynęła benzyna, a serce wskazywało zawsze czerwone pole obrotów. Przy czym u Hunta spowodowane to było również alkoholem i kokainą, ale tak właśnie bawiły się gwiazdy. Dwa diametralnie różne charaktery z jednym wspólnym mianownikiem. Z chęcią, a wręcz z potrzebą bycia najszybszym, za wszelką cenę. I nie chodzi tu o pieniądze i kontrakty, a o życie i zdrowie. Wyczuwacie obsesję w powietrzu?

Ron Howard chyba w lepszy sposób nie mógł pokazać wzajemnej relacji głównych bohaterów. Ich rywalizacji, czasem wrogiej, ale mimo wszystko, opartej na wzajemnym szacunku i potrzebnej do stawania się lepszym kierowcą. Scenariusz nie jest przesadzony – czego najbardziej się bałem – sam Niki Lauda przyznał, że jest on bardzo, bardzo bliski faktów. Oczywiście są w nim ubarwienia, ale wszystko to jest podane w odpowiednich ramach charakteryzujących gatunek. Jest brawurowo, ale w odpowiednim stopniu. Niektóre historie były zmieniane, ale uwaga, niektóre pokazane były w mniej spektakularny sposób niż to było w rzeczywistości! Film jest dynamiczny, głośny, pluje benzyną i gra na pięciolinii silników prawdziwymi grzmotami. W fotelu kinowym siedzi się, jak w przepełnionym adrenaliną bolidzie. Są w nim przystojni bohaterowie, piękne kobiety z nagimi piersiami, szybkie samochody i ludzki dramat. Czego chcieć więcej? Może tylko powrotu lat 70. Osobiście po wyjściu z kina chciałem mieć wypadek, ścigać się, być złapanym przez policję i zostać wsadzonym za kratki. „To nie jest film o Formule 1, to znaczy jest… ale nie jest” – moje ulubione podsumowanie „Wyścigu”. Polecam nawet jeśli nie jesteście fanami „wyścigówek”, tym bardziej ta historia będzie trzymała was w napięciu do samego końca.

Co zrobić żeby sport był znowu jak kiedyś? Oto mój pomysł: zlikwidować wszelkie ekstraklasy, grand prix i tego typu zawodu. Niech startujący i grający pracują za darmo, albo za „czapkę drobnych”, tak jak to jest w niższych ligach. Wtedy zostaną tylko zawodnicy z pasją i prawdziwym zaangażowaniem, jakie charakteryzują nawet amatorów. Tam liczy się rywalizacja, a nie kasa. Myślicie, że się przyjmie? Dobrze, że jest kino i wspomnienia z przeszłości.

Lubisz oglądać telewizję? Dowiedz się, co ciekawego jest emitowane w telewizji! Sprawdź program tv!

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto