Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z Anną Nehrebecką w Pałacu Tarnowskich w Ostrowcu Świętokrzyskim

Redakcja
Iwo Byczewski i Anna Nehrebecka.
Iwo Byczewski i Anna Nehrebecka. Krzysztof Krzak
Na zaproszenie posła Platformy Obywatelskiej, Zbigniewa Pacelta i Stowarzyszenia Młodych Ostrowczan do Ostrowca Świętokrzyskiego przyjechała znana i lubiana aktorka, ostatnio także warszawska radna, Anna Nehrebecka. Spotkanie z wielbicielami jej talentu odbyło się w ogrodach stylowego Pałacu Tarnowskich.

Annie Nehrebeckiej towarzyszył mąż, Iwo Byczewski, były ambasador Polski w Belgii, którego rodzina po mieczu (ze strony ojca) wywodzi się z dzielnicy Ostrowca Świętokrzyskiego, Częstocic, gdzie jego dziad był dyrektorem i właścicielem miejscowej cukrowni. Na cmentarzu w pobliskiej Szewnie znajdują się groby rodziców męża aktorki.

Obdarzona dużym talentem aktorskim Anna Nehrebecka ma również ogromną umiejętność szybkiego zjednywania sobie słuchaczy i wytwarzania niezwykle przyjaznej i pozytywnej atmosfery. Wyczerpująco odpowiadała na zadawane jej pytania. Oto niektóre z nich:

Jaka poza kamerami jest Anna Nehrebecka, utożsamiana dzięki zagranym rolom z kobietami delikatnymi, subtelnymi, czasami wręcz naiwnymi?

- O tym, jaka jestem w życiu codziennym mogą powiedzieć ci, którzy są ze mną. Jednak mówiąc serio: naiwność nie oznacza braku mądrości. Bardziej lub mniej łagodny uśmiech nie oznacza, ze człowiek nie potrafi być smutny i poważny. Uważam, ze postacie, które grałam były silnymi osobami. Wbrew utartym schematom, że te naiwne uśmiechnięte panienki nic nie widziały i nie umiały, to one przecież zostawały w domach ze wszystkimi codziennymi sprawami, podczas gdy ich mężczyźni walczyli z szabelkami w dłoniach. Musiały być silne, zdecydowane, ale jednocześnie wrażliwe, ciepłe i nie wstydziły się tego, że są kobietami.

Czy jest jakaś rola, którą chciała Pani zagrać lub uważała, ze powinna zagrać, a otrzymał ją ktoś inny?
- Nie ukrywam, że należę do tego pokolenia, które się wychowywało na między innymi na "Trylogii" Sienkiewicza i uwielbiałam Oleńkę Billewiczównę. Zawsze, gdy pytano mnie o wymarzoną rolę, odpowiadałam, że chciałabym ją zagrać. Nie zagrałam, ponieważ reżyser "Potopu" (Jerzy Hoffman - przyp. KK) uważał, że nie powinnam grać ról kostiumowych. Mam jednak tę satysfakcję, że po wielu wielu latach powiedział, iż był to jego największy błąd, że to nie ja zagrałam Oleńkę. I już nie zagram...

Jak wspomina Pani pracę nad filmem "Ziemia Obiecana"?
- Byłam wtedy dosyć młodą aktorką, zafascynowaną Wajdą i zaszczyconą zaproszeniem mnie przez niego do filmu. To było dla mnie duże przeżycie. Miałam ambicję, żeby nie tylko być i wyglądać, ale również coś zagrać. Byłam jednak bardzo stremowana i uważałam, że wszyscy są mądrzejsi i lepsi ode mnie, co nie jest dobre w moim zawodzie i w każdym innym. Na początku mi to bardzo przeszkadzało, bałam się zgłaszać jakiekolwiek propozycje, co do zagrania danej sceny lub uwagi odnośnie kostiumu. Wajda jednak wiedział, co ze mną zrobić, bo Anka zapadła w pamięć widzów. Dzięki tej roli trafiłam do filmu albańskiego, którego reżyser obejrzał "Ziemię Obiecaną" podczas studiów w Belgradzie i obiecał sobie, że jeśli kiedyś zrobi jakiś film, to ja w nim zagram i tak się stało.

A jak realizuje się Pani w roli radnej z ramienia Platformy Obywatelskiej? Czy nie żałuje Pani decyzji zajęcia się polityką?
- Nie, nie żałuję, bo należę do osób, które jeśli już się czegoś podejmą, to nie tracą czasu na rozpamiętywanie i żałowanie podjętych decyzji. Skoro się zdecydowałam, to znaczy, że tego chciałam i wierzyłam w sens działań. Nie spodziewałam się, ze wygram te wybory, zajmując drugie miejsce w Warszawie, chociaż nie jestem rasowym politykiem. Ale polityka cały czas była blisko mnie, także za sprawą męża, który pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, był ambasadorem, wiceministrem spraw zagranicznych. Wiem, że polityka to działanie zespołowe i trzeba czasami zrezygnować z własnych pomysłów na rzecz poczynań drużynowych. Ja jestem przewodniczącą komisji nazewnictwa i wbrew pozorom nie jest to wcale łatwa działka. Czasami dostaję przykre anonimy, ale też pozytywne oceny moich poczynań.

A nie nudziła się Pani jako żona ambasadora w Belgii?
- To było zupełnie inne wyzwanie, bynajmniej nie nudne. Mimo iż nie ma oficjalnie stanowiska "żona ambasadora", to stawiane są im wysokie wymagania. Nie wystarczy tylko wspierać męża ambasadora. trzeba coś robić, a ponieważ mnie bliska jest kultura, to zaczęłam przybliżać polską kulturę mieszkańcom Belgii, którym z naszym krajem poza Lechem Wałęsą i Janem Pawłem II nic się nie kojarzy. Promowaliśmy więc wśród cudzoziemców muzykę, literaturę, kino i historię Polski. Zapraszaliśmy naszych twórców, między innymi Julię Hartwig, Andrzeja Wajdę, Wojciecha Marczewskiego, Filipa Bajona i młodych twórców z ich filmami. Odrestaurowaliśmy fortepian Steinwaya z 1913 roku kupiony dla Ignacego Paderewskiego. Mam nadzieję, ze nadal grają na nim wspaniali ludzie.

O czym pani marzy, czego chciałaby Pani dokonać?
- Tak naprawdę chciałabym, żebyśmy się nauczyli do siebie uśmiechać, że byśmy mieli do siebie więcej zaufania, serdeczności i życzliwości. Jak się tego nauczymy, to każdy następny dzień będzie lepszy.

Następnie w Pałacu Tarnowskich odbyła się projekcja filmu "Ziemia Obiecana" Andrzeja Wajdy, w którym zagrała Anna Nehrebecka. W środę natomiast aktorka przewodniczyła jury III Ostrowieckiego Konkursu Ortograficznego - Dyktando 2011, którego organizatorem także są poseł PO, Zbigniew Pacelt i Stowarzyszenie Młodych Ostrowczan.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto