Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z „szeregiem książek” w życie - wspomnienie lekturowe

Adrianna Adamek-Świechowska
Adrianna Adamek-Świechowska
"Szereg książek" - "Ogniem i mieczem", "Potop", "Pan Wołodyjowski", "Bez dogmatu", "Quo vadis?" na tle "Dzieł wszystkich" Henryka Sienkiewicza
"Szereg książek" - "Ogniem i mieczem", "Potop", "Pan Wołodyjowski", "Bez dogmatu", "Quo vadis?" na tle "Dzieł wszystkich" Henryka Sienkiewicza Adrianna Adamek-Świechowska
Pytanie, jakie trzy książki zmieniły Twoje życie, wyznaczyły jego kształt, rodzi wiele refleksji i wspomnień. Z trudem z ogromnego zbioru lektur wyłaniam „Trylogię”, „Bez dogmatu”, „Quo vadis?” Henryka Sienkiewicza.

Słuszne jest twierdzenie Pierre`a Bayarda, że każdy człowiek składa się z fragmentów książek przeczytanych, w tym nawet tych zapomnianych i wymyślonych. Spostrzeżenie, że wszyscy jesteśmy „bibliotekarzami z obrazu Arcimbolda” jest kluczem do poznania świadomości, wrażliwości człowieka. Trudno zaprzeczyć, że fundament pod „wewnętrzną bibliotekę” tworzy się w dzieciństwie. Przez całe życie każdy kontakt z książką przekształca życie, czyni to nieraz niepostrzeżenie, odbywa się w sferze nieświadomości. Zatem trudno dokonać wyboru z tej bogatej, gromadzonej przez szereg lat wewnętrznej biblioteki. Pozostaje uznać, że lektury z dzieciństwa, młodości decydujące o późniejszych losach czytelniczych, zasługują na wyróżnienie, tym bardziej, że nie zakończyły swego oddziaływania, nadal fascynują, magnetyzują, czarują, budzą podziw, towarzyszą w dniu codziennym i nadal je przekształcają.

Odtworzenie w krótkim tekście wszystkich wrażeń, jakie powstawały we wczesnym okresie fascynacji jest dość karkołomnym przedsięwzięciem. Czy znajdą się odpowiednie słowa, by zrekonstruować ulotne magiczne chwile? Przed oczy nasuwają się zaledwie reminiscencje, świadczące o odczuciach pożądania, kierowanych w stronę najwyższej półki segmentu biblioteki domowej, gdzie stał szereg w żółte płótno oprawionych książek – Ogniem i mieczem, Potop i Pan Wołodyjowski. Czytałam kolejne tomiki po raz pierwszy jako świeżo upieczona nastolatka ukradkiem pod nieobecność rodziców niby owoc zakazany. Wydanie PIW-owskie – pierwsze, za pośrednictwem którego wchłaniałam powieściowe prawdy, złączyło się nierozerwalnie z obrazem świata przedstawionego. Kusi nieraz pierwodruk, ale za jego pośrednictwem nie następuje powrót do wrażeń pierwszej lektury. A każde bowiem kolejne czytanie otwiera bramę do przeszłych doznań i odkryć.

Z wypiekami na twarzy i z mocno bijącym sercem przenikałam w świat XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. Utożsamianie się z bohaterami cyklu czyniło z nich bliskie, żywe istoty, z którymi pędziło się najczęściej przez kresowe przestrzenie, uczestniczyło w ważnych dziejowych zdarzeniach, a nade wszystko cierpiało i kochało. Pobudzona lekturą wyobraźnia decydowała o tym, że udręczenie i ofiarność Skrzetuskiego, skromność i anielskość Podbipięty, awanturniczość, poświęcenie, straceńcza odwaga Kmicica, niezłomność i mistrzostwo Wołodyjowskiego przesłaniały doznawaną zmysłami rzeczywistość. Perypetie osobiste rycerzy stawały się sprawami pierwszorzędnej wagi, wywoływały wzruszenia, radość i smutek. Anusia, Helena, Oleńka, Basia i Krzysia otwierały tajnię życia siedemnastowiecznych białogłów, budząc chęć przeniesienia się w ich czasy i miejsca. Był to czas inscenizowania z koleżanką na podwórku scen z Trylogii, wcielania się w role heroin rozdartych wewnętrznie, rywalizujących o serce rycerzy, opierających się gwałtownym wybuchom namiętności.

Kiedy dobiegłam końca czarodziejskiego cyklu natknęłam się niespodziewanie na zadziwiający wówczas zapis, który – jak dziś pamiętam – zabrzmiał niczym wezwanie i głęboko zastanowił. Wyznanie autorskie: „na tym kończy się ten szereg książek pisanych w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie – dla pokrzepienia serc” otworzyło mnie na świat autora, uderzyło jako wyraz jego szlachetnej troski o każdego swego czytelnika. Nim poznałam właściwy kontekst słów poprzedzających napis „koniec”, analizowałam je w czysto uniwersalnych znaczeniach. Przemawiały niczym list osobisty Sienkiewicza. Dziś, kiedy odsłania się we mnie głęboka wieloznaczność lapidarnego wyznania, wydaje się ono kluczem do poznania autora niezwykłego cyklu. Zastanawiam się, czy to nie ono motywowało do sięgnięcia po opowieści o jego życiu i twórczości, do wypraw w dziedzinę sienkiewiczologii. Na pewno tym lekturom patronowało. Skłaniało też do przeczytania wszystkiego, co wyszło spod pióra Sienkiewicza. Spośród Dzieł wszystkich wyróżniam Trylogię, Bez dogmatu i Quo vadis?, bo one zwracają na te własności pisarstwa, w których w moim odczuciu najbardziej wyraziła się dusza pisarza.

Przyszedł czas w dzieciństwie na W pustyni i w puszczy, Krzyżaków, lektury wsparte znajomością obrazów filmowych, ale największe emocje zdawały się sprzęgać z nieznanymi wówczas z wielkiego czy małego ekranu scenami z Ogniem i mieczem i Potopu. Adaptacja Pana Wołodyjowskiego nie zmąciła wewnętrznego obrazu. Rychło przyszło za sprawą wyprawy do kina także objawienie filmowej opowieści o Andrzeju Kmicicu, by wywołać miłość do twórców obu obrazów. Filmowe światy - ze względu na swoją wybiórczość, skrótowość, niepełność - nie stanowiły odzwierciedlenia pierwowzorów.

Niepostrzeżenie kodeksy moralne bohaterów i ich twórcy stały się częścią mojego krwioobiegu. Umiłowanie ojczyzny, historii, tradycji, rozmiłowanie w literaturze silnie zdeterminowały moje wybory życiowe, mimo oczywistych przeciwwskazań, że decyzje te prowadzą w stronę zadań trudnych, niemożliwych nieraz, zasługujących na miano donkiszoterii. Zostałam nauczycielką języka polskiego, co z czasem okazało się wyborem równoznacznym z uprawianiem pracy u podstaw. Wprowadzanie młodych ludzi – o zupełnie innym wyposażeniu „biblioteki wewnętrznej” w hipnotyczny świat Sienkiewiczowski oraz te wszystkie inne światy, które się w nim zawierają i z niego wypływają, stało się moim udziałem.
Osobno napisać wypada o Quo vadis?, powieści, której tajniki staram się zgłębiać od lat. Kiedy czytałam ją po raz pierwszy w ferie zimowe, będąc w siódmej klasie, doznawałam dziwnego wrażenia unaocznienia rzymskich realiów. Wysłana przez mamę do sklepu po jakieś sprawunki w przerwie lektury, stąpałam po boisku czy dzielnicowym placu niby po Forum Romanum. Kolejne akty lekturowe tej książki, wielokrotne zresztą,
ukazywały inne jeszcze jej niezwykłe właściwości, co motywowało do poszerzenia świadomości czytelniczej. Odkrycia, jak drobne nieraz elementy współtworzą w powieści spójną sieć znaczeń, do dziś budzą niezmiennie uznanie i podziw dla autora.

Bez dogmatu – to najbardziej osobista powieść autora Trylogii, zupełnie do innych niepodobna, otwierająca na jego świat. Oczywiście, wtajemniczenie nie następuje automatycznie i bezpośrednio – przecież fikcja miesza się i zespala z doświadczeniem życiowym autora. Lektura jest najbardziej pasjonująca, gdy czytelnik zna wszystkie konteksty zebranych w powieści motywów i jest w stanie połączyć (przynajmniej częściowo) wyznania Leona Płoszowskiego z doświadczeniami jego twórcy. Refleksje, jakimi dzieli się bohater, mimowolnie stają się wyzwaniami myślowymi, zwłaszcza, że odbijają one autentyczne nastroje ludzi – nie tylko z okresu przełomu wieku XIX i XX.

Dzieła Sienkiewicza skłoniły mnie nie tylko do zawodowego uwikłania w wątki literaturoznawcze, ale wprowadziły na ścieżki wędrowania jego śladem – tak w przestrzeni realnej, jak i duchowej. Był autor Trylogii człowiekiem aktywnym, żywo zainteresowanym życiem kulturalnym, zwiedzał, pisał relacje z podróży, czytał i analizował twórczość innych, pytał o sensy sztuki i tajniki tworzenia. Mimo woli weszłam na dziennikarską ścieżkę, która mnie w jakimś stopniu zbliża do jego poczynań. Natomiast przedsięwzięte przeze mnie podróże do miejsc, w jakich przebywał i o których pisał, pozwalają ujrzeć w wymiarze rzeczywistym, a nie jedynie wyobrażonym, świat, z którego wyłoniły się wizjonerskie obrazy powieściowe. Pierwszą bodaj podróżą była wyprawa do Zamościa, gdzie z ruin twierdzy wyłaniałam w wyobraźni znane sceny z udziałem Wołodyjowskiego, potem Kmicica, a przede wszystkim Zagłoby. Tam dane mi było poznać po raz pierwszy powieść nie do zdobycia w Elblągu - Legiony, wypożyczoną z zamojskiej biblioteki miejskiej, mieszczącej się w budynku dawnej synagogi. Spośród licznych wojaży największe dla mnie znaczenie miała podróż do Szwajcarii, by nie tylko przemierzyć szlak tamtejszych pobytów pisarza, ale zobaczyć ostatnią jego przystań życiową - w Vevey nad jeziorem Leman.
Pamiętam z okresu nastoletniego pojawienie się niezwykłego wydania „Płomyka” (zapomniana już niemal, a bardzo cenna inicjatywa czasopiśmiennicza dla młodzieży), w którym przedstawiono wyniki ankiety, „jakie książki zabierzesz na bezludną wyspę”. Dzisiejsze wyzwanie dnia przypomina mi ów dawny wynik plebiscytu czytelniczego, w którym nie wzięłam wówczas udziału z tego względu, że nie dowiedziałam się o nim zawczasu. Z radością jednak przyjęłam fakt, że „Orle Pióro” 1982 przyznane zostało Henrykowi Sienkiewiczowi. Świadomość, że Trylogia zapalała dusze wielu innych czytelników, że pasjonowała rzesze, potęgowała zaciekawienie fenomenem. Zostałam wierną czytelniczką „Płomyka”, do którego posłałam swoją pierwszą recenzję (można by powiedzieć, że tamże miał miejsce mój „debiut” recenzencki). Idąc tamtym tropem, działam dziś na niwie kulturalnej.

Wspominam wygrzebany ze sterty pamiątek „Płomyk” z wynikami ankiety, bo idea zabrania książek na wyspę bezludną wydaje mi się dziś pomysłem przednim. Lektura jest doświadczeniem intymnym, danym w określonych okolicznościach, przy spełnieniu danych warunków. Jak się można przekonać, nie wszyscy czytają w pokrewny sposób, choć zdarzają się podobieństwa. Mimo że wielką radość daje współdzielenie doznań z lektury z innymi odbiorcami, to i tak każde doświadczenie będzie zawsze jednorazowe i unikalne. Na domiar wszystkiego ideały, jakie z lektury przenikają do natury czytelnika, najczęściej nie są przeznaczone do wcielenia w rzeczywistość. Chociaż starania, by tak się stało, uznać trzeba za wartościowe i godne.

Skupienie się nad odpowiedzią, jakie trzy książki odegrały znaczącą rolę w życiu, wywołuje zatem refleksję, że jakkolwiek ważne, wyraziste, fascynujące lektury decydują o urodzie i sensie życia ich odbiorcy, a wybrany „szereg książek” jest źródłem pociechy i wskazań życiowych, to jednak sama sytuacja wyobcowania z życia przesuwa człowieka w inny, swoisty, osobny, zagadkowy wymiar rzeczywistości. Życie z "szeregiem książek" oznacza przywiązywanie wagi do spraw dalekich od podstaw egzystencji, na przykład do historii ich nabywania, sposobów, w jaki przemawiają. Przekłada to się na borykanie się z prozą życia, a więc podzielanie doświadczeń wielu „zaczytanych” bohaterów literackich, do jakich niewątpliwie Leon Płoszowski i Petroniusz należeli.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto