Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapierające dech „11 minut”. Polski kandydat do Oscara

Jerzy Cyngot
Jerzy Cyngot
Potrzeba około osiemdziesięciu minut, by wszystko, albo przynajmniej co nieco, stało się w tym filmie jasne. Za kilka miesięcy natomiast poznamy odpowiedź, czy to wystarczy, aby zdobyć Oscara.

Jakkolwiek by nie interpretował nowego filmu w reżyserii Jerzego Skolimowskiego, jedno jest pewne – nudzić się z pewnością nie pozwala. O ile we wchodzącym na ekrany Bondzie znów pewnie dobro zwycięży w finale, w „11 minutach” nie sposób przewidzieć nawet rozwoju wypadków. Widz pozostaje w zawieszeniu, bez odpowiedzi, niemal do ostatniej minuty filmu. A pytania w trakcie tylko się mnożą, co wynika z kompozycji obrazu. Mianowicie akcja została podzielona na kilka równoległych wątków, aż do momentu kulminacyjnego mających ze sobą niewiele wspólnego. Oglądając film intryguje nie tylko to, ku jakiemu rozwiązaniu zmierza każda z poszczególnych historii, ale również jaki jest, być może ich wspólny mianownik.

Nawet jednak, kiedy stanie się to już jasne, kiedy opadną emocje i wyjdziemy z kina, to i tak będzie się nad czym zastanawiać. Bo „11 minut” to nie tylko zapierająca dech w piersiach sensacja, ale również obraz mający swoją symboliczną głębię. Nie często bowiem zdarza się, że przez okno wpada gołąb, spłoszony nisko przelatującym nad miastem samolotem pasażerskim, uderza – akurat – w lustro i pada martwy. Podczas gdy para, która jest świadkiem tej sceny w najlepsze ogląda pornosa. To jest bardzo skrupulatna kompozycja o ogromnej sile oddziaływania. O symbolice lustra w kulturze napisano tomy opracowań. Gołąb również wywołuje szereg konotacji i jest chętnie wykorzystywany przez filmowych mistrzów. Wystarczy przypomnieć sobie choćby, niezwykle poruszającą, a zarazem symboliczną scenę końcową z filmu Miłość w reż. Michaela Haneke.

W „11 minutach” jeżeli wnikliwiej analizować, można znaleźć dużo więcej tego rodzaju powodów do zastanowienia. Najważniejszym z nich na pewno jest czarny punkt widoczny tylko dla kilku bohaterów, niewyeksponowany przed widzem. Przynajmniej nie bezpośrednio. Dostajemy jego symboliczny odpowiednik w postaci martwego piksela na ekranie monitora, wreszcie w obrazie domykającym film. Ten świat, sugeruje autor filmu, ma pewną naturalną wadę fabryczną, pomimo ogromnego wysiłku rozumowego, jaki od kilku stuleci człowiek wkłada w zracjonalizowanie jego funkcjonowania. Co stanowi ten defekt – przypadek, przeznaczenie, śmierć, a może pęd, który spłyca doświadczenie, żeby nie powiedzieć ogłupia? Pole do dyskusji jest ogromne.

Nie muszą się jednak obawiać ci, którzy chcieliby delektować się wyłącznie sensacyjnymi walorami. Ten film da się z powodzeniem i końcową satysfakcją oglądać tylko w tym trybie. Skolimowski z dużym wyczuciem umieszcza symbole. Kto będzie chciał je odnaleźć – dostrzeże. Kto zaś woli popłynąć wartkim nurtem akcji, temu nie przeszkodzą. W tego rodzaju uniwersalizmie przejawia się między innymi właśnie kunszt wielkich twórców, do jakich Skolimowski z pewnością należy. Symbolika jest tym bardziej subtelna, że warstwę wierzchnią filmu, sensacyjną akcję okraszają co pewien czas mocne akordy. Mam na myśli między innymi zaproponowane efekty dźwiękowe oraz hardrockowe utwory. Pysznie to się razem klei, kiedy na przykład Dawid Ogrodnik (albo jego dubler) zasuwa w jednej ze scen na motorze trasą Toruńską. Skolimowski nie jest zresztą odosobniony w sięganiu po ciężką muzykę. Niedawno Rammstein przygrywał w „Nimfomance” Larsa von Triera. W parze z muzyką idzie kilka bardzo dynamicznych ujęć o charakterze psychodelicznym. Łącznie podnoszą one temperaturę, sieją niepokój.

Jak na tytułowe 11 minut, bo tyle trwa akcja, to w opisywanym filmie dzieje się niewspółmiernie dużo. Takie przynajmniej jest odczucie. Efekt wypełnienia udaje się uzyskać zarówno przez wartki przebieg, ilość zdarzeń, ale również poprzez wspomnianą wielowątkowość. Czemu ma służyć ta względność? Być może uzmysłowieniu rzeczy oczywistej a na co dzień niedostrzegalnej – jak ogromnie pojemny jest czas, jak bardzo pojemna i złożona współczesna rzeczywistość (zwłaszcza miejska). A przede wszystkim, jak bardzo determinujące stały się dzisiaj już niewielkie przedziały czasu, takie jak minuty czy sekundy. Czasami 11 minut może zmienić całe życie.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:
"Demon" na ekranach. Ostatni film w reż. Marcina Wrony
"Chemia" od piątku na ekranach. "Pokuty nie będzie, życie wystarczy"
Niech moc będzie z tobą. W krakowskim MOCAK-u

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto