Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zatrzymać czas, tuż nad Pilicą

Tomasz Mazur
Tomasz Mazur
Dwór w Sokolej Górze.
Dwór w Sokolej Górze.
Wczesny ranek. Samochód gotowy do jazdy, aparaty zaopatrzone w dodatkowe baterie, na tylnym siedzeniu półtoralitrowa... woda niegazowana. Wyruszam w podróż, tym razem po położonej nad Pilicą gminie Wielgomłyny.

Na początek Sokola Góra

Jako pierwsza na mojej drodze ukazuje się...góra, ale tylko z nazwy - Sokola Góra. Mała wioska, usytuowana malowniczo wśród dojrzewającego, letniego zboża. Cisza, gdzieniegdzie tylko słychać pomruki ciągników i dobiegające z daleka szczekanie psa. Orientując się szybko w terenie, dostrzegam pierwszy punkt mojej dzisiejszej eskapady. Wśród drzew, drobnych krzewinek, za wielkim ogrodzeniem kryje się wspaniały dworek.

Widać wyraźnie - odrestaurowany, ale to dobrze, bo z opowieści wynika, że w przeciwnym wypadku już dziś nikt by o nim nie słyszał. Właściciel pięknie się kłania, widać profesjonalne podejście do turysty. Spacerując po parku, dostrzegam pomnik. Jak się okazuje po chwili, to popiersie Tadeusza Kościuszki. Nieopodal mała sadzawka z łódką, tuż obok urokliwa altana. Klimat wzbogacają kwiaty, zadbane, troskliwie pielęgnowane róże. Wychodząc z parku, jeszcze raz spoglądam na dworek. Ile kryje w sobie historii, ile wspomnień, przeżyć, upadków, gdy w oknach widniały pajęczyny, ale i wzlotów, o czym świadczy jego teraźniejszy wygląd.

Już miałem odjeżdżać, gdy dostrzegłem biały budynek, z datą na ścianie – 1904 i jakimś symbolem, przypominającym literę W. Napotkany przechodzień, z uśmiechem odkrywa przede mną tajemnicę. To pozostałość po dawnej gorzelni. Nasunęła mi się refleksja, to pewnie teraz usłyszę – „błogi czar wspomnień”. Jednak pan Zbyszek szybko się odwrócił, machnął ręką i obrał azymut na sklep.

Kruszyna - wioska z cegieł

Trochę zdziwiony, lekko także speszony, udałem się w kierunku Kruszyny. Już wczoraj, planując podróż, wiedziałem, co kryje w sobie ta miejscowość. Tuż przy wjeździe dostrzegłem ogromne, ceglane kominy. Tak, to pozostałości po dawnych cegielniach. Dziś to miejsce już nie tętni od gorąca. Zapytana przeze mnie starsza pani, zrywająca czereśnie, bez namysłu stwierdziła: - Panie, to już ruina. Szkoda czasu, a poza tym nieproszonych odstraszają wałęsające się psy. Niech pan uważa. - Przecież mnie nie zjedzą - pomyślałem. Idąc zarośniętą chwastami ścieżką, co chwila mijałem resztki czerwonej cegły. Budynki opustoszałe, drewniane konstrukcje z trudem podtrzymują ciężar dachu, przez który prześwituje coraz bardziej doskwierające słońce. Stojąc tuż pod kominem, myślę sobie, ciekawe, jak długo jeszcze wytrzyma. Może rok, a może w następne wakacje pozostanie po nim tylko kilka sztuk połamanych cegieł. Dawniej dobrze prosperujący zakład wytwórczy, dziś tylko siedlisko wałęsających się psów. Ponieważ gościnność czworonogów nie trwała zbyt długo, czym prędzej usiadłem za kierownicą i ruszyłem dalej.

Pobożne Wielgomłyny

Przejeżdżając przez stolicę gminy – Wielgomłyny, grzechem jest nie wstąpić do Kościoła św. Stanisława BM i klasztoru o. Paulinów. Klasztor zbudowano w latach 1465-1466. Trzysta lat później
klasztor rozbudowano. Współcześnie jest to piętrowy budynek, w stylu barokowym. W kościele odnaleźć możemy wiele cennych zabytków i fragmentów architektonicznych (ołtarz z XV w., kamienna chrzcielnica z II połowy XV w., ozdobiona licznymi ornamentami i herbami). Na murze okalającym klasztor znajdują się tablice upamiętniające rocznice odsieczy wiedeńskiej i odzyskania niepodległości. Nad klasztorem czuwa, pokaźnych rozmiarów staruszek dąb, mający status pomnika przyrody.

Cały z modrzewia - Niedośpielin

Po kilkunastu minutach byłem już w drodze do Niedośpielina. Według podań ludowych, wioska swą nazwę zawdzięcza wilkom, które tak uporczywie doskwierały królowi, że ten nie mógł spokojnie zasnąć. Muszę przyznać, że zawsze uwielbiałem przebywać w drewnianych kościołach. Dlatego z ogromnym zainteresowaniem wjeżdżałem do „wioski wilków”. Jeszcze tylko długa prosta...i jest. Wspaniały, modrzewiowy kościółek, a tuż obok drewniana dzwonnica, wyglądem przypominając namiot. Coś w sobie mają takie miejsca, wśród zieleni, świergotu ptaków i przenikających przez korony drzew słonecznych promieni. Można odetchnąć, zatrzymać się na chwilę, poczuć ciszę...

Odrowąż - kiedyś tu wrócę...

Słońce już od jakiegoś czasu górowało nad horyzontem, więc czym prędzej udałem się do Odrowąża. Cel był jasny – zobaczyć na własne oczy, czy tutejszy dworek, jest rzeczywiście godny mojej uwagi. Był. Niestety więcej nie mogę powiedzieć. Dlaczego? Teren prywatny, wszędzie tabliczki ostrzegawcze, harmider, praca, tumult obowiązków. Dworek poddawany jest gruntownej renowacji, więc wolałem nie przeszkadzać. Słusznie (chyba) stwierdziłem, wrócę tu, gdy wszystko będzie odnowione.

Chwila zadumy - Bogusławów

Zatem pora ruszać w dalszą drogę. Spoglądam w notatki – Bogusławów. Powrót do Wielgomłyn, skręt w prawo, długa prosta i nic. Myślę sobie, tak być nie może, geograf się zgubił! Kręcąc się w kółko, w końcu zdecydowałem się spytać o drogę. Okazało się, że mogłem się zgubić. Całe szczęście - pomyślałem, bo wstyd zaglądał już zza rogu. Jadąc polną dróżką, nie byłem do końca przekonany sensu tego „wypadu”. Górka, dołek, i tak na zmianę. Amortyzatory jęczały z przemęczenia, pot lał się z czoła. Nareszcie, po niemal 10 minutach, przebyciu 2 km, dotarłem. Dwa domy oddalone od siebie o 100 m, drewniane płoty, wokół same łąki i pola. Pośród gąszczu drzew, na środku jednego z pól dostrzegłem budynek. To nie może być kościół, pomyślałem. Po chwili ujrzałem murowane ściany, powybijane okna, a w drzwiach zamiast kłódki, mały patyczek. Nie wchodziłem do środka. Zaniedbany, stary kościółek ewangelicki już zapomniał o latach swojej świetności. W środku stał drewniany spowiednik, na ścianie wisiał krzyż, drugi oparty był o lustro. Pomimo, że w oknach tylko gdzieniegdzie widniały małe szyby, lustro pozostało nienaruszone. W jakimś stopniu ten kościółek jeszcze żyje, tym co pozostało w jego murach.

Bo pamięć nie zaginie...

Sentymentalną podróż po gminie Wielgomłyny kończę w Krzętowie nad Pilicą. Przy wjeździe do wioski stoi okazały pomnik. Upamiętnia stoczoną na tych terenach bitwę (1 czerwca 1944 r.) między partyzantami z Armii Krajowej a Niemcami. Ziemia radomszczańska słynęła w czasach drugiej wojny światowej z heroicznych czynów partyzantów.

Lekko zmęczony, spragniony wody, udaję się nad Pilicę. Poznałem dziś wielu ludzi o różnych charakterach i odmiennych poglądach. Także każde z opisanych miejsc utkwiło w pamięci. Pomimo, że tam byłem, z pewnością wielu tajemnic nie odkryłem. Ktoś jutro będzie szedł tą samą ścieżką, ukłuje się, przewróci, ale z pewnością będzie chciał tu wrócić. Takie miejsca przyciągają, opustoszałe, ciche, przez niektórych zapomniane. Warto o nich pisać, fotografować, pamiętać...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto