Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zmarłych czcimy, żywych nie szanujemy...

Redakcja
W niedzielne popołudnie wyszedłem na spacer z psem. Piękna pogoda sprawiła, że miała to być dwugodzinna przechadzka. Już po kilku minutach mój relaks został przerwany przez widok leżącego na ziemi człowieka.

Niedziela. Wigilia Wszystkich Świętych. Piękna, bezwietrzna pogoda, wysoka jak na tę porę roku temperatura oraz świadomość, że słońce schowa się dziś za horyzontem "godzinę wcześniej niż zwykle" sprawiły, że z większą niż zazwyczaj ochota postanowiłem udać się na spacer zabierając ze sobą psa. Nie mając jeszcze ułożonej trasy, standardowo udałem się na pobliski ni to plac, ni park, skąd miałem wyruszyć w dalszą drogę. Jednak już po chwili okazało się, że będę musiał całkowicie zmienić plany. Na ziemi, tuż obok ławki leżał bowiem mężczyzna.

Po ubiorze, a także kolorze skóry charakterystycznym dla ludzi bezdomnych, wywnioskowałem, że człowiek ten nie ma gdzie mieszkać. Pierwsza diagnoza-nachlał się i zaniemógł. Podchodzę bliżej, dostrzegam ogromną plamę na spodniach, ewidentnie po oddanym wcześniej moczu. Plecak pod głową, mający pewnie pełnić funkcję poduszki utwierdza mnie w przekonaniu, że to po prostu zwykła drzemka menela. Mimo to przyglądam się temu bliżej.

Obserwuję reakcję ludzi. Jeden pan siedzący kilkadziesiąt metrów dalej na innej ławce, zdaje się nie zwracać uwagi. Inni przechodząc sąsiednim chodnikiem patrzą tylko niby to z zaciekawieniem, niby to z zażenowaniem.

Ja jednak bije się z myślami czy "coś" z tym zrobić, czy jak inni pójść w swoją stronę i po kilku minutach skupić uwagę na czymś innym. Nie mogąc podjąć decyzji obserwuję starszą kobietę, przechodzącą tuż obok leżącego człowieka. Ubrana dość schludnie, z materiałową torbą na zakupy, charakterystyczną dla dla osób w podeszłym wieku spokojnym krokiem podążała w sobie tylko znanym kierunku. Spoglądam na jej twarz-mina mówi sama za siebie. Jej lico wyraźnie pokazuje, że pani czuje zażenowanie, wstręt obrzydzenie... Mnie to wystarcza.

Czekam kilka sekund aż pani minie nieszczęsną ławkę i podchodzę do owej istoty leżącej tuż obok niej. W tym samym czasie mężczyzna otwiera oczy. Są tacy, którzy twierdzą, że na świecie nic nie dzieje się przypadkiem... Patrzę jak nieudolnie próbuje wstać. Jego ruchy świadczą o tym, że jest "po spożyciu", ale też noga, na której próbuje się podeprzeć dość nienaturalnie się zachowuje. Gdy widząc kolejną nieudaną próbę powstania na nogi owego człowieka, pytam: -Stało Ci się coś ? Mam wezwać karetkę ?
Mężczyzna z trudem odpowiada :
-Tak, mam chore nogi, tak...
Upewniam się jeszcze :
Na pewno mam wezwać pogotowie ? Dzwonić ?
W odpowiedzi jeszcze raz słyszę, że tak.

Po kilkunastu sekundach rozmawiam z dyspozytorem numeru 112. W tym czasie dochodzi do mnie mężczyzna, ten który przyglądał się z innej ławki i mówi, że mam dać spokój, bo już dwa razy była policja. Nie słucham go dalej. Opowiadam dyspozytorowi o zaistniałej sytuacji, głos w słuchawce dopytuje, gdzie dokładnie jestem. Gdy odpowiadam ze szczegółami, pan przerywa mi i mówi: -A to my wiemy. Już dwa patrole były u tego pana i on nic nie chce, a my (tj policja) nie możemy mu na siłę pomóc.

Odpowiadam, że ja z nim rozmawiałem i chce, by wezwać karetkę. Pan zmienia nieco ton i natychmiast łączy mnie z pogotowiem. Powtarzam, tym razem pani o miłym głosie, jeszcze raz wszystko od początku. Pani dopytuje się, czy aby nie jest to zwykłe "leżakowanie". Rozumiem ją, przecież sam najpierw tak oceniłem sytuację. Cierpliwie relacjonuję zachowanie mężczyzny z naciskiem na opis próby powstania na nogi. Pani przerywa: -Dziękuję, karetka zaraz tam będzie.

Po kilku minutach zespół ratunkowy zjawia się na miejscu. Widok jest przykry, lecz członkowie zespołu nie wahają się ani chwili. Wspólnymi siłami posadzili mężczyznę na ławce. Gdy jedna z osób pytała mnie o drgawki, inna zaczęła szczegółowe oględziny. Już po kilku sekundach widać, że sprawa jest poważna. Gdy jeden z ratowników dotknął tylnej części głowy rannego, ten będąc wcześniej półprzytomnym, aż jęknął z bólu.

Wiedząc, że mężczyzna jest w dobrych rękach, powoli odchodzę, oglądając się jeszcze. Gdy jestem na skraju niby to parku, niby to placu słyszę jak sygnał karetki przerywa ciszę w to niedzielne popołudnie. Oglądam się raz jeszcze i widzę jak karetka pod prąd z dużym przyśpieszeniem rusza w stronę szpitala. Sprawa więc była poważna.

Mimo tej sytuacji, nie mogłem zawieść psa i choć nieco krócej to jednak przechadzam się po okolicy. W tym czasie nachodzą mnie dwie smutne refleksje:

Kilkanaście (te widziałem, a ilu przeszło wcześnie obok zanim ja się zjawiłem ?) osób jutro i pojutrze będzie czcić pamięć zmarłych. Ci sami ludzie nie kiwnęli nawet palcem, by sprawdzić co dzieje się z żywym człowiekiem leżącym na ziemi w biały dzień. A może (to druga refleksja) dla nich to już nie był człowiek...

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto