Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żmii nie tykaj

Judyta Więcławska
Judyta Więcławska
"Moja żmija" okładka książki
"Moja żmija" okładka książki materiały prasowe
Jak to ze żmijami bywa, lepiej omijać je szerokim łukiem. W ten sam sposób można potraktować książkę Ireneusza Gębskiego. W "Mojej żmii" interesujący jest niestety tylko wstęp.

Preludium do całej historii o internetowej wymianie korespondencji między Zbyszkiem a Krysią, jest intrygujący wstęp. Autor powieści sygnalizuje, że czasami zdarza nam się sprzedać komputer, zapominając przy tym o dokładnym wyczyszczeniu dysku. "Wtedy ktoś zupełnie obcy mimo woli wchodzi w posiadanie naszych danych. Może zrobić z nich różny użytek: wykasować wszystko (mało prawdopodobne), zgrać i przekazać nam (zdarza się), opublikować co pikantniejsze wątki w sieci (wielce prawdopodobne), szantażować nas (sporadyczne, ale jednak) lub wykorzystać do własnych celów, np. napisać książkę (rzadki przypadek). Wyobraźmy sobie, że w grę wchodzi właśnie ta ostatnia opcja…" Taki wstęp zaostrza apetyt i sprawia, że czytelnik wciągnięty jest w grę, która niestety już po chwili okazuje się mało interesująca.
Czatowanie z nieznajomymi w Internecie do rzadkości nie należy. Ba - zapewne większość z nas właśnie do tego zaczynała swoją przygodę z wirtualnym światem. Opierając się na swoich doświadczeniach ma się pewne wyobrażenie w jaki sposób wygląda też nieformalna wymiana e-maili. Ta przedstawiona między Zbyszkiem i Krysią, osobami w średnim wieku, które nigdy nie spotkały się "w realu", pozostawia wiele do życzenia. Język internetowy ma to do siebie, że jest "spłaszczany". Szybka wymiana myśli sprawia, że korespondenci mimowolnie popełniają błędy. Zapominają o polskich znakach, nagminnie używają skrótów, emotikon, itd. W przypadku bohaterów książki o czymś takim nie ma mowy - wręcz przeciwnie - obie postaci są hiperpoprawne. W ich e-mailach roi się od "gdyż", "czyż", "iż" i "otóż". Oczywiście można wziąć pod uwagę taką ewentualność, że są to osoby, które na co dzień posługują się poprawną polszczyzną, są kulturalne, elokwentne i powściągliwe. Takie rozumowanie jednak nie pomaga przebrnąć przez te wszystkie "zgrzyty" w tekście, które niewątpliwie spowalniają całą książkę.
Sama fabuła również nie powala na kolana. Zdaje się, że w życiu bohaterów nie dzieje się nic ciekawego. Krysia z jednej strony chętnie spotkałaby się ze Zbyszkiem, z którym lubi świntuszyć, ale z drugiej zasłania się wiernością małżeńską, która nota bene nie przeszkadza jej w flirtowaniu z niemalże wszystkimi mężczyznami, znajdującymi się w jej otoczeniu (o czym skrupulatnie opowiada internetowemu przyjacielowi). Infantylność tej postaci wysuwa się na pierwszy plan. Nie można jej polubić nawet jeśli w pewnym momencie dowiadujemy się, że Krysia walczy z nowotworem. Zbyszek natomiast jest emerytowanym wojskowym, który w obecnej pracy ewidentnie się nudzi. Kocha swoją żonę, ale nie widzi nic złego w wysyłaniu obcej kobiecie zdjęć swojego przyrodzenia. Konwersacja tej dwójki jest monotematyczna i po prostu nudna. Samo zakończenie książki jest natomiast pompatyczne, co w zupełności nie współgra z całością.

Ireneusz Gębski, "Moja żmija", Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto