Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Związki partnerskie. Dobrodziejstwo czy przekleństwo?

Maria Czerw
Maria Czerw
Family Research Organization
Promocja konkubinatów wynika z przekonania, że społeczeństwo nie ma wpływu na trwałość i prokreację w związkach, a trwałość i prokreacja w związkach nie przekłada się na poczucie szczęścia u ludzi.

W tej batalii nie ma półśrodków. Kupujemy cały pakiet. "Najpierw zgłasza się potrzebę stworzenia nowej instytucji, proponuje się różne kompromisowe rozwiązania. A potem, gdy już taka instytucja się pojawi w systemie prawnym, mówi się: zaraz, zaraz, ale wszyscy powinni mieć równe prawa: dlaczego my mamy mieć mniej przywilejów od małżeństw?".

Nie chodzi bynajmniej o drobne przywileje, które można sobie zapewnić samemu poprzez dwustronną umowę poświadczoną w Kancelarii Notarialnej. Stawką jest rozumienie małżeństwa i rodziny.

Sejm 25 stycznia zadecyduje nie o losach konkubinatów i tzw. alternatywnych partnerstw. Posłowie zagłosują nad małżeństwem.

Dobro dzieci

Mężczyźni i kobiety żyjący samotnie albo w powtórnych związkach są mniej szczęśliwi, niż ci którzy wytrwali w pierwszych relacjach. Bardziej chorują, są ubożsi i mniej ufni. Małżeństwa i kohabitacje porównujemy na wielu wymiarach: jakości pożycia, zdrowia fizycznego i psychicznego (uzależnienia), ekonomii, ryzykownych zachowań seksualnych, przemocy domowej i seksualnej. Przyglądamy się im z pozycji dzieci, ich skłonności do powielania wzorców relacyjnych, osiągnięć w nauce, w pracy, własnym partnerstwie. W porównaniu z małżeństwami konkubenci niemal dwukrotnie częściej donosili, że czuli, że ich związek był w tarapatach w minionym roku. Australijscy konkubenci byli bardziej skłonni do zgłaszania konfliktów niż partnerzy ze związków małżeńskich (29 do 18). (Kiernan, K., ‘Cohabitation in Western Europe’, PopulationTrends, Vol. 96, Office for National Statistics,1999).

• Dzieci wychowywane w związkach nieformalnych są pięć razy częściej narażone na rozpad związku swoich rodziców, aniżeli dzieci ze związków formalnych.
• Kohabitacja rodziców może negatywnie wpływać na wczesną inicjację seksualną dziewczynek, ich zbyt wczesne zajście w ciążę, jak również wyniki w nauce.
• Odnotowano istotnie słabsze umiejętności adaptacji do warunków szkolnych u dzieci, których rodzice kohabitują, niż u dzieci wychowywanych w zalegalizowanych związkach.
• Dzieci wzrastające w rodzinach opartych na małżeństwie rzadziej uczestniczą w kryminalnych zajściach, rzadziej też są ofiarami przestępstw (Osborne i in. 2007).

Fluktuacja, na którą narażone są konkubinaty - czterokrotnie wyższa, niż w małżeństwach - dobija nie tylko miłość, ale także sens procesów wychowawczych i rozwojowych przebiegających w rodzinie. To dlatego przez wieki premiowano instytucję małżeństwa, która gwarantowała najwyższą stabilność relacji mężczyzny i kobiety i była zarazem najbardziej odpowiednia dla dzieci.

Istotą sporu o związki partnerskie, w tym gejowskie jest ta właściwość rodziny, która czyni ją bezpiecznym i przytulnym schronieniem dla intymnej wymiany między mężczyzną i kobietą oraz między biologicznymi rodzicami i dziećmi. Między innymi przez stanowienie formalnego punktu wyjściowego w postaci deklaracji wierności, której także od wieków towarzyszyły utrudnienia (nieopłacalność) w rozwiązaniu ich pożycia. Jak już wiemy, rozpad małżeństw i ułatwienia w rozwiązaniu kontraktu małżeńskiego przynoszą ujemny bilans.

Małżeństwo są to więzi, których ścisłości i trwałości nie są w stanie zapewnić inne pożycia - pozamałżeńskie.

Odchodzenie od konstytucyjnego formatu rodziny ("Liberalizacja określeń i nadania nowych parametrów związkom") na zasadzie mnożenia wyjątków faktycznie rozszczelnia definicję rodziny - która wtedy nic nie znaczy. Znosi także pojęcia fundamentalne w rozwoju człowieka jak matka, ojciec, dziecko, syn. Bogaty wachlarz emocji i więzi zostaje zastąpiony pozornie heterogeniczną ofertą. Dzieci mają jakby wielu wujków, ciocie, rodziców A, B, itd., ale nie mają wyrazistych odniesień zakorzenionych w strukturze rodzinnej, a znaki emocjonalne poza biologicznym i dwupłciowym profilem rodziny nie przenoszą bogactwa znaczeń, które nadaje życiu rodzinnemu matka i ojciec połączeni węzłem małżeńskim.

W dyskusjach często pojawia się argument, że rodziny niepełne lub rekonstruowane pozostaną upośledzone przy zachowaniu tradycyjnego modelu uprzywilejowania związków małżeńskich. Jest to argument o tyle nietrafny, że wsparcie jest adresowane do dzieci, a nie do partnerów takiego pożycia, którego nie warto - z punktu widzenia państwa - premiować.

Podstawowa komórka społeczna

Jeżeli miałoby ich być wiele (więcej niż jedna) to definiowanie rodziny jako podstawowej komórki przestałoby mieć sens. Przyznanie jakichkolwiek uprawnień wynikających ze zobowiązań małżeństwa i rodziny w klasycznym wydaniu jest aklamacją fałszywego przekonania, że pełne, komplementarne i trwałe rodziny złożone z męża i żony (ojca i matki) niczym się nie różnią i są równie wartościowe tylko przez fakt uczucia albo fizycznego pożycia. Takie posunięcia redefiniuje małżeństwo i rodzinę: przestają mieć znaczenie w przenośni i dosłownie. Nie można wtedy planować polityki zorientowanej na ich rozkwit, bo definicyjnie są nieobecne. Zanika więc trend prokreacyjny w polityce państwa. Nie ceni się brzemienności.

Parcie na zrównanie podmiotów, których sytuacja jest różna pod względem wkładu w życie społeczne wprowadza nierównowagę między dawaniem a otrzymywaniem znaną ze statystyk ubóstwa polskich rodzin i ujawniającą się od czasu do czasu w antynatalistycznej mentalności polskich elit ("Wózkowe - najgorszy gatunek matki").

Uczucia partnerskie

Jeżeli decydujemy się na rozdanie przywilejów małżeństwa to znaczy, że uważamy, że nie jest ono wyjątkową instytucją, która różni się na korzyść (jest lepsza) i tym samym decydujemy się na jej osłabienie a nawet rozwiązanie, bo nic już jej nie będzie wyróżniać. Ludziom po prostu nie będzie opłacało się być w związku, który narzuca tyle ograniczeń. Tym samym premiujemy nie wkład w dynamikę społeczną, w postaci zobowiązania prokreacyjnego i wychowawczego, które tkwi w potencjale małżeńskim, lecz stawiamy na pierwszym miejscu uczucia i namiętności łączące ludzi - a z tymi bywa różnie.

Dokładnie mówiąc seksualność z miłością, prokreacją i więziami międzyludzkimi niewiele musi mieć wspólnego. Forując ją wprowadzamy nieporządek w system prawny i społeczny, bo kulturowo wyróżnione formy pożycia dyskwalifikują, te które kulturowo są nierozpoznane. Na przykład skreślamy z listy przywilejów związki bigamiczne, kazirodcze, biseksualne, albo związki równie silne emocjonalnie i psychoseksualnie, ale nie sygnowane pożyciem fizycznym. Do tych ostatnich odniosła się prof. Ewa Łętowska. - "Są takie wspólnoty: dwie siostry, jakaś dalsza rodzina dalsza, dziadkowie, dzieci. Nawet dwie koleżanki, bez żadnego podtekstu seksualnego, mogą na stare lata np. mieszkać razem, to jest kwestia wspólnych rachunków bankowych, ułatwień w urzędach. (...). Każdy trwały związek dwojga ludzi powinien mieć możliwość usankcjonowania choćby w kwestii informacji o stanie zdrowia w przypadku choroby."
Faktycznie jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem jest przesunięcie wszystkich tych relacji w sferę indywidualną nie wyróżnianą prawnie, albo wyróżnienie ich wszystkich. Wtedy jednak małżeństwu znowu trzeba by nadać wyjątkowy status. Rzecz jasna nie stać nas na podnoszenie poziomu uprzywilejowań wszystkim i jeszcze więcej dać małżeństwu, żeby ludzi motywować do podejmowania zobowiązań rodzinnych polegających na ściślejszych i trwałych więziach. Nie ma na to środków.

Prawo

Profesor Mirosław Nesterowicz, pracownik Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu nie ma wątpliwości, że homoseksualiści mają pełny udział w katalogu praw obywatelskich: "Sąd może drugiemu partnerowi przyznać rentę, jeżeli zmarły stale i dobrowolnie dostarczał mu środków utrzymania (art. 446§3k.c.). Artykuł 185 kodeksu postępowania karnego pozwala sądowi zwolnić od złożenia zeznania lub odpowiedzi na pytania osobę pozostającą z oskarżonym w szczególnie bliskim stosunku osobistym". W istocie rzeczy nie chodzi więc o dobrostan fizycznie bliskich sobie osób lecz o unifikację wszelkich związków o charakterze seksualnym.

Dalej prawnik komentował: "Można, stosując tę technikę legislacyjną, całą ustawę skrócić do jednego przepisu: Do związków partnerskich osób tej samej płci stosuje się przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dotyczące małżonków, z wyjątkiem przepisów o przysposobieniu".

Małżeństwa gejów - nie kosztem związku mężczyzny i kobiety

Koncentracja kodyfikacji na małżeństwie trwała setki lat i wiązała subtelnie aspekty prokreacyjne z interesem społecznym. Spójność strategii chroniącej małżeństwo legitymizujące potomstwo wpływa na porządek i współpracę. Kodyfikacja spychająca małżeństwo z centralnego miejsca szerzy nieporządek i grozi anarchią społeczną. "Politycy forsujący taki konglomerat zmian - bez wszechstronnej analizy i refleksji - mogą doprowadzić do niebezpiecznego rozregulowania całego polskiego systemu prawnego." Stąd negatywna opinia Komisji Ustawodawczej i jej rekomendacja, aby zablokować prace nad Związkami Partnerskimi.

Co warto pamiętać z dyskusji o związkach partnerskich?

Uczucia łączące ludzi są równorzędne, jeśli więc mielibyśmy wyróżniać i premiować związki uczuciowe to nie tylko te łączące gejów albo konkubentów. Więź seksualna wcale nie uszlachetnia więzi międzyludzkiej. Więzi łączące wnuka i dziadka mogą być silniejsze i szlachetniejsze.

Związki konkubenckie prawnie rozpoznawane nie przekładają się koniecznie na szczęście dzieci. Pomoc musi być adresowana bezpośrednio do nich a legalizowanie chwiejnych partnerstw (konkubinaty są czterokrotnie bardziej podatne na rozpad) eliminuje najistotniejszy czynnik rozwojowy: poczucie stałości i więzi biologiczne. Niestety w rodzinach rekonstruowanych dochodzi do rozproszenia więzi emocjonalnych i dezorientacji u dzieci.

Małżeństwo jest unikalnym i jedynym formatem partnerskim wartym rozpoznania i wspierania przez państwo. Brzmi brutalnie? Niestety, to w konkubinatach dochodzi najczęściej do przemocy domowej. Ojczymi i rodzice zastępczy najczęściej też molestują seksualnie swoje dzieci. Młodzież dorastająca w zmieniających się strukturach rodzinnych narażona jest na patologię wielokrotnie bardziej, niż ta, która może liczyć na trwałą i biologicznie spokrewnioną rodzinę.

Bibliografia:
Anna Giza-Poleszczuk. Rodzina a system społeczny. Reprodukcja a kooperacja w perspektywie interdyscyplinarnej. Warszawa 2005.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto