Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

54 odpowiedzi na 54 pytania. Część 2

Piotr Drabik
Piotr Drabik
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Tragedia_w_Smolensku_2.jpg
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Tragedia_w_Smolensku_2.jpg http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/0/0c/Tragedia_w_Smolensku_2.jpg/450px-Tragedia_w_Smolensku_2.jpg
Dalsza część odpowiedzi na internetową listę 54 pytań, dotyczących katastrofy polskiego Tu-154M. Czy faktycznie rząd Tuska jest odpowiedzialny za złą organizację lotu? A może rządowa maszyna z prezydentem RP na pokładzie starła się z Iłem-76?

28. Urządzenie ostrzegawcze EGPWS zainstalowane w TU-154M mogło otrzymać zakłócony sygnał GPS co doprowadziło do błędnego odczytania pozycji horyzontalnej samolotu o 160 metrów różnicy. Czy to jest badane?

Udoskonalony System Ostrzegania o Zbliżaniu się Samolotu do Ziemi (EGPWS, Enhanced Ground Proximity Warning System) wyposażony jest dodatkowo w urządzenie GPS (Global Positioning System) i w elektroniczne mapy terenu. Dzięki temu piloci nie tylko widzą aktualne położenie samolotu na mapie i jego wysokość, ale mają też wyświetlaną na bieżąco mapę ukształtowania otaczającego samolot terenu. Dzięki temu można uniknąć zderzenia np. z górą czy jakimś mniejszym wzniesieniem.

Tezę o ewentualnym zakłóceniu sygnału GPS tupolewa wyrazili Marek Strassenburg-Kleciak, polski specjalista do spraw systemów trójwymiarowej nawigacji oraz Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej. "Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 procentach potwierdza tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tak zwanego meaconingu" - możemy przeczytać w medialnych doniesieniach na ten temat. Organy odpowiedzialne za śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku, zarówno po polskiej, jak i rosyjskiej stronie, nie wyraziły żadnego stanowiska w tej sprawie.

29. Miejsce katastrofy nie zostało przez Rosjan właściwie zabezpieczone. Dowodzi tego np. korespondencja Nica Robertsona z CNN zrobiona w dzień po katastrofie. Widać tam dziennikarza i przygodnych ludzi, bez problemu poruszających się między fragmentami wraku. Każdy mógł zabrać dowód z katastrofy. Link do tej korespondencji tutaj. Czy polskie władze mają świadomość tego zaniedbania i co zrobiły w tej sprawie? Przecież dla zabezpieczenia dowodów najważniejsze jest pierwsze 48 godzin. Zabezpieczaniem miejsca katastrofy w Lockerbie zajmowało się tysiąc policjantów przez 5 miesięcy. Po katastrofie francuskiego DC-10 w Afryce przeszukano 200 km2 pustyni i znaleziono mały fragment zapalnika. Francuski ekspert lotniczy Gerard Feldzer stwierdził w rozmowie z RMF, że rosyjskie śledztwo nie spełnia zachodnich standardów i sposób jego prowadzenia może uniemożliwić ujawnienie przyczyn katastrofy.

Dzień po katastrofie na antenie telewizji CNN pojawił się reportaż ze Smoleńska przygotowany przez dziennikarza, Nicka Robertsona. Istotnie, amerykański reporter swobodnie nie tylko stał przy dość sporych fragmentach rozbitej maszyny, ale dotykał ich, pokazując je do kamery. Nie wiadomo, co potem się z nimi stało - zostały zabrane przez rosyjskie służby czy głodnych sensacji gapiów.

Dziś wiemy, że zabezpieczenie szczątków tupolewa, delikatnie mówiąc, zostało zaniedbane przez stronę rosyjską. Zebrane części wraku, które obecnie znajdują się na lotnisku Siewiernyj, już straciły sporą wartość dowodową. Nie są w żaden sposób zabezpieczone przed niepożądanymi warunkami pogodowymi, czy choćby osobami chcącymi wejść w posiadanie nawet małego fragmentu rozbitego Tu-154M. W połowie września br. uczestnicy X Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego znaleźli na polu, gdzie doszło do katastrofy tupolewa, fragment żuchwy oraz płaskiej kości przypominającej żebro. Ten skandaliczny przykład pokazuje, jak niedbale zostały zabezpieczone dowody z katastrofy polskiego samolotu.

"Jest oczywiste, że w każdym śledztwie po katastrofie lotniczej najważniejsze jest zabezpieczenie miejsca, gdzie do niej doszło. Nie można pozwolić sobie na to, by cokolwiek stamtąd zginęło. Najdrobniejsza rzecz może mieć ogromne znaczenie w śledztwie" - wypowiadał się dla radia RMF Gerard Feldzer, szef Muzeum Lotnictwa w Le Bourget koło Paryża oraz znany francuski ekspert ds. katastrof samolotowych (link).

30. Relacje grupy Polaków, która była na miejscu katastrofy 02.05, bezsprzecznie potwierdziły, że miejsce nie było w żaden sposób zabezpieczone. Polacy bez trudu zebrali wiele pozostałości po katastrofie: paszport, kolczyk, fragmenty ubrań, fragmenty samolotu. Wszystko to ponad 3 tygodnie po katastrofie. Świadkowie mówią o osobach, które zbierały pozostałości do reklamówek. Proponowano też Polakom sprzedaż fragmentów z katastrofy (link). Czy polski rząd i ambasada w Moskwie wiedziała o tej sytuacji? I jakie działania podjęła? Czy teraz podjęto działania w celu odzyskania tych pozostałości? Wysyłanie ekipy archeologów, zamiast techników to działanie zupełnie nieprofesjonalne. Mówi o tym były szef ABW B. Święczkowski (link). I jak traktować wypowiedź minister Kopacz, że miejsce katastrofy zostało dokładnie sprawdzone do głębokości 1 metra i przesiane przez sita?

"Moim zdaniem nie dopełniono wszelkich czynności, które wyczerpałyby czynności procesowe na miejscu. Pozostały tam m.in. dokumenty, my znaleźliśmy polski paszport. Leżał w błocie na wierzchu. To paszport pani Gabrieli Zych. To porażające i wstrząsające" - tymi słowami wypowiedział się dla TVN24 Rafał Dzięciołowski, wiceprezes fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie (link). Przewodził on grupie Polaków, która udała się w wizytą na miejsce katastrofy z dnia 10 kwietnia br.

"Miejscowi podchodzili do nas później i proponowali nam kupno m.in. części samolotu, które wydobyli z miejsca katastrofy. Były wśród nich również elementy kadłuba długości około 20-30 cm, za które chcieli od nas 100 euro" - wspomina wizytę w Smoleńsku Dzięciołowski w wywiadzie dla "Naszego Dziennika". Dopiero po interwencji polskiego konsula, milicja znów rozpoczęła patrolowanie terenu po wcześniej wspominanym, przykrym incydencie.

"Najmniejszy skrawek, który został przebadany, najmniejszy szczątek, który został znaleziony na miejscu katastrofy - wtedy, kiedy przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku, na głębokości ponad jednego metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny
każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie" - te słowa wypowiedziała minister zdrowia, Ewa Kopacz podczas posiedzenia sejmowego 29 kwietnia 2010 r. (wideo, 1:20 nagrania). Niestety, zapewnienia o staranności w przeszukiwaniu miejsca katastrofy przez rosyjskie służby okazały się pobożnymi życzeniami.

31. Tydzień po katastrofie w Smoleńsku była tam grupa z Gniezna, która również stwierdziła brak zabezpieczenia terenu katastrofy. Poinformowali o tym Ministerstwo Sprawiedliwości. Czy Ministerstwo Sprawiedliwości podjęło jakieś działania po tej informacji?

Istotnie, w kilka dni po katastrofie smoleńskiej na miejscu tragedii pojawiła się grupa uczniów wraz ze starostą gnieźnieńskim, Krzysztofem Ostrowskim (link). "Rosjanie wydzielili kawałek terenu, gdzie potencjalnie wskazuje się miejsce śmierci prezydenta RP. Miejsce to oznaczone jest numerem 12" - opowiadał dziennikarzom "Rz" Ostrowski. "Byłem przekonany, że ten teren był dobrze zabezpieczony. Nie dopuszczałem myśli, że ktoś postronny mógłby się tam znaleźć" - swoje zaniepokojone w tej samej informacji prasowej wyraził Piotr Paszkowski. Jednak do Ministerstwa Sprawiedliwości nie wpłynął żaden wniosek ze strony uczestników tej wyprawy.

32. R. Dzięciołowski, który był w Smoleńsku 2.05 potwierdził również znalezienie ludzkich szczątków. Niezabezpieczenie miejsca, które jest wielkim cmentarzem, to profanacja i coś, co nie mieści się w polskiej kulturze. Jak w tym kontekście rozumieć słowa B. Komorowskiego, że to nie jest wielki problem?

"Sugerowałbym zachowanie umiaru w tworzeniu atmosfery, że oto gdzieś znaleziono kawałek ubrania. To nie jest wielki problem, trzeba z szacunkiem sprawę zakończyć" - tak na konferencji prasowej na początku maja powiedział Bronisław Komorowski (link). Na pewno można uznać wypowiedz obecnego prezydenta RP za co najmniej niefortunną. Prawdopodobnie jednak Komorowski chciał po prostu zwrócić uwagę, że to strona rosyjska prowadzi główne śledztwo w tej sprawie i wykorzystanie odpowiednich dowodów oraz ich zabezpieczenie ma wchodzi w ich kompetencje. O relacji pana Dzięciołowskiego można poczytać wcześniej, przy pytaniu numer 30.

33. Agencja Reutera donosiła zaraz po katastrofie, że 3 osoby przeżyły, są ciężko ranne i
są przewożone do szpitala. Jakie było źródło tej informacji?

Po godzinie 9:30 tej tragicznej soboty, agencje prasowe informowały również o 132 osobach znajdujących się na pokładzie polskiego tupolewa, co potem okazało się nieprawdą (link). Informację o 3 rannych podawał nawet Piotr Paszkowski w dwie godziny po katastrofie (wideo). Taka wzmianka o ewentualnych rannych zapewne pojawiła się podczas zamieszania na miejscu katastrofy. Jeden dziennikarz źle usłyszał wiadomość i "plotka" poszła w świat.

34. Informacje o problemach technicznych TU-154M powtarzały się od lat, jednak zaraz po katastrofie Rosjanie wykluczyli awarię samolotu. Dlaczego polska strona przyjęła to zapewnienie bezwarunkowo?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Remont samolotu w Samarze (polski tupolew miał takich w przeszłości trzy) w rzeczywistości jest rozebraniem samolotu na części i ich ponownym złożeniem. Podczas tego procesu są sprawdzane poszczególne elementy maszyny pod względem funkcjonalności. Poza tym pracownicy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego na bieżąco sprawdzają stan samolotu. Aczkolwiek awaria tupolewa jest brana pod uwagę.

Przed północą 8 kwietnia 2010 roku, na 30 godzin przed wylotem do Smoleńska, Tu-154M nr 101 zderzył się z ptakiem po starcie z lotniska w Pradze. W Warszawie maszyna została sprawdzona i nie zanotowano żadnych uszkodzeń. Cały incydent został obszernie opisany przez dziennikarzy "Rzeczypospolitej" (link). W raporcie na temat wydarzenia stwierdzono, że nie miał on wpływu na stan techniczny maszyny.

35. Hipoteza o meaconingu (przechwytywanie i ponowne odgrywanie sygnałów nawigacyjnych na tych samych falach) jako przyczynie katastrofy została wykluczona na samym początku śledztwa. Rosjanie byli specjalistami od wojny elektronicznej, w okresie zimnej wojny USA straciły z tego powodu prawdopodobnie 70 maszyn (

link

).

Cytowanego w pytaniu tekstu z "Tygodnika Solidarność" na pewno nie można uznać za obiektywne źródło informacji. Samolot KAL 007 znalazł się w radzieckiej przestrzeni powietrznej prawdopodobnie z powodu zmęczenia pilotów, a nie użycia meaconingu. "Bzdury? Niech Putin udowodni, że tak. Na razie mamy Gibraltar" - trudno powoływać się na artykuł, który kończy się takimi słowami. Teorie o celowym spowodowaniu katastrofy w Smoleńsku przez rosyjską armię są co najmniej niepoważne, co nie oznacza, że mamy ślepo wierzyć w każde ustalenia Moskwy.

36. Na pokładzie były 3 telefony satelitarne. Do tej pory (13.05) nie odnaleziono żadnego. A. Seremet nie wie nawet, czy są w posiadaniu Rosjan, on sam wie tylko o istnieniu jednego telefonu, ale nie robiłby z tego problemu. Czy rzeczywiście?

"Jedna słuchawka znajduje się w polskich rękach, dwie są w dyspozycji Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego" - poinformowała PAP 20 maja br. (link). "Nie dysponujemy telefonem satelitarnym prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - to natomiast słowa prokuratura generalnego, Andrzeja Seremeta w TVN24 z dnia 8 lipca br. (link). To z tego telefonu Lech Kaczyński w czasie ostatniego lotu tupolewa numer boczny 101 rozmawiał ze swoim bratem, Jarosławem. Pod koniec lipca 2010 r. Seremet powiedział, że "prokuratura nie przywiązuje do tego dowodu aż takiego znaczenia" (link).

37. Czy rzeczywiście układ radiolatarnii (MDB) na lotnisku w Smoleńsku był niestandardowy (dalsza radiolatarnia w odległości 6km od pasa zamiast 4km)? Czy piloci o tym wiedzieli?

Niestandardowy układ latarni naprowadzających może być skutkiem faktu, że lotnisko w Smoleńsku jest obiektem wojskowym. Nie posiada nawet numeru identyfikacyjnego IAIA oraz ICAO, co równa się z brakiem procedur cywilnych na tym lotnisku (źródło). Kpt. Arkadiusz Protasiuk trzy dni wcześniej leciał samolotem CASA z premierem Tuskiem na pokładzie do Smoleńska, ale wtedy maszyna lądowała z drugiej strony pasa, gdzie układ latarni jest standardowy (link).

"Pilot powinien przed lotem dostać te parametry od strony rosyjskiej, a dane powinny być wprowadzone do urządzeń znajdujących się w samolocie" - stwierdził informator dziennika "Rzeczypospolita" (link). Poza tym kontrola naziemna powinna natychmiast reagować, gdyby zauważyła tak nisko lecącą maszynę zbliżającą się do lądowania, czego potwierdzeniem jest ujawniony zapis z CVR.

38. Szef Komisji badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich stwierdził, że Polska jest tylko petentem w tym śledztwie. Co to konkretnie znaczy i dlaczego polski rząd nadal zachowuje
zadziwiający spokój?

Powyższe pytanie zostało sformułowane na podstawie wiedzy z początku maja br. "Powiedziano nam, że to już wszystko. Że oni teraz przygotowują projekt raportu i że już współpracy nie ma. Nie ma takiej potrzeby według nich (czyli MAK)" - te słowa po powrocie do Polski płk. Klich oddają obecny stan współpracy między Polska a Rosją ws. badania przyczyn katastrofy z 10 kwietnia br. (link). W ciągu ponad miesiąca ma być gotowy raport końcowy przygotowany przez rosyjskich śledczych. Prokuratura Wojskowa w Warszawie również wyda własny raport, nie wiemy jednak kiedy się to stanie.

39. E. Klich, występując 6.05 przed sejmową Komisją Infrastruktury stwierdził, że Rosjanie oraz on sam, znają już przebieg katastrofy, ale nie może tych wiadomości ujawnić do momentu zakończenia śledztwa przez MAK. A to może trwać wiele miesięcy. Czy Polacy mają bezradnie
czekać?

"Wiemy już, co się stało, jaki był przebieg zdarzenia. Teraz nastąpi cały proces analizy, stawiania pewnych hipotez roboczych i weryfikowania ich" - tak oświadczył płk. Klich na początku maja br. (link). O przebiegu katastrofy możemy przeczytać w Wikipedii. Tak jak wcześniej wspominałem, Wojskowa Prokuratura w Warszawie prowadzi własne śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy, niezależne od tego w Moskwie.

40. Ale jak Rosjanie byli w stanie dojść do wniosków, co do katastrofy, jeżeli dowody nie zostały zabezpieczone? Red. Sakiewicz zaprezentował np. 06.05 w TVP1 urządzenie do wypuszczania podwozia z rozbitego Tu-154.

6 maja br. w porannym programie publicystycznym TVP1 "kwadrans po ósmej", redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz zaprezentował urządzenie do wypuszczania podwozia znalezione na miejscu katastrofy Tu-154M (wideo). W studiu powiedział, że to bardzo dobry dowód, mogący pomóc wyjaśnić przyczynę katastrofy. Problem polega na tym, że to urządzenie może mieć zbyt wielką wartość dla śledczych. Powód? Dla badających przyczyny katastrofy liczy się godzina wysunięcia podwozia czy wysokość na jakiej to się stało. Takie dane można odczytać z FDR (czarnej skrzynki), która jest w posiadaniu Rosjan i zapewne ich zapis zostanie upubliczniony po zakończeniu śledztwa. Urządzenie czy przycisk za pomocą, którego dokonano pewnych operacji jest tylko przedmiotem, nie żadnym nośnikiem danych.

To wszystko jednak nie zmienia faktu, że służby rosyjskie powinny zabezpieczyć każdą, nawet najmniejszą część rozbitej maszyny, ponieważ mogą one bardzo wpłynąć na śledztwo i pokierować je na odpowiedni tor. Co do pierwszej części powyższego pytania - największe szczątki samolotu zostały w jak najszybszym czasie usunięte z lasu przy lotnisku Siewiernyj. Pozostałe, w myśli polskich władz, skoro nie zostały zabezpieczone przez Rosjan to znaczy, że nie mają znaczeni dla śledztwa.

41. E. Klich ujawnił również 6.05, że nawet rosyjska prokuratura nie ma kontroli nad dokumentacją i dowodami. Jest ono w gestii Międzynarodowej Komisji Lotniczej (MAK), która jest ciałem powstałym po rozpadzie ZSRR i składa się z przedstawicieli państw, które powstały z byłych republik.

Nie znalazłem żadnych wypowiedzi polskich śledczych badających katastrofę smoleńską, w tym Edmunda Klicha, podobnych do tych pojawiających się w powyższym pytaniu. Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) powstał 30 grudnia 1991 i skupia przedstawicieli wiele krajów powstałych po upadku Związku Radzieckiego (link). Końcowe raporty wydawane po zakończeniu śledztw po katastrofach lotniczych nieraz budziły kontrowersje. W 2006 r. armeński przewoźnik, Armavia nie zgodził się z końcowymi wnioskami MAK dotyczącymi wypadku Airbusa A-320, a sam komitet oskarżono o zatajanie dowodów (link).

42. Dlaczego przez ponad tydzień podawano godzinę katastrofy jako 8.56 , podczas gdy (najprawdopodobniej) było to kilkanaście minut wcześniej? Wiktor Bater w Polsat News 10.04 o 18.55 mówił, że informację otrzymał telefonicznie o 8.40, czyli praktycznie 4 minuty po katastrofie. Linia energetyczna została zerwana o 8.39.54. Min. Szojgu w raporcie dla W. Putina 10.04 powiedział, że samolot zniknął z radarów o 10.50 (czyli 8.50 czasu polskiego). Skąd te 10 minut różnicy? GW na swojej stronie internetowej pierwszą informację opublikowała o 8.38.

Wiktor Bater w relacji podczas głównego wydania "Wydarzeń" na antenie Polsatu i Polsatu News z dnia 10 kwietnia istotnie wspominał o tym, że o 8:40 czasu polskiego dostał informację o awarii samolotu rządowego z Lechem Kaczyńskim na pokładzie (wideo). Patrząc na czas katastrofy, jaki podaje zapis z CVR (czarnej skrzynki), czyli 8:41 rano, można rzec, że reporter Polsatu mógł wcale nie skłamać podczas wspomnianej relacji. Być może miał źle ustawiony zegarek na ręce przez co pomylił się o kilka minut, mówiąc o tym jak dowiedział się o tragedii? Tak naprawdę wiele czynników czy przypadków taki jak ten wcześniej podany, mogło wpłynąć na mylną ocenę godziny katastrofy przez Wiktora Batera. Tworzenia teorii spiskowych na podstawie takich informacji nie można na pewno nazwać dążeniem do prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia br. w Smoleńsku. Warto również przypomnieć, że Polsat News jako pierwsza telewizja w Polsce, poinformowała o awarii Tu-154M w Smoleńsku.

A co do kwestii poinformowania o wypadku tupolewa o 8:38 przez "Gazetę Wyborczą". Strona internetowa, która ma być dowodem na potwierdzenie tej informacji, znajduje się tutaj. Można znaleźć na niej relacje wideo z miejsca katastrofy oraz wspomnienia ofiar. Istotnie, jako godzina publikacji podana jest: 2010-04-10 08:38, ale na tej stronie nie znajduje się żadna informacja na temat katastrofy, są tylko tutaj krótkie filmy na temat wypadku tupolewa. 8:38 to być może celowa zmiana programistów "GW" albo po prostu drobny błąd, który wkradł się podczas tworzenia strony. Zdecydowanie to żaden dowód w badaniu tego, co wydarzyło się w Smoleńsku.

43. Na lotnisku musiała być grupa osób z Polski oczekująca na samolot (dyplomaci, kierowcy, ochrona). Oni byli jednymi z pierwszych i bezpośrednich świadków. Dlaczego nie pojawiły się żadne relacje tych osób? Co słyszeli lub widzieli?

Powodem takie stanu rzeczy może być fakt, że osoby wspomniane w pytaniu są pracownikami służby państwowej, np. funkcjonariusze BOR i oni nie mogą po prostu udzielać wywiadom wszystkim mediom po kolei, ponieważ nie pozwala im na to wykonywana praca. Podobna sytuacja również dotyczy kierowców i innych osób oczekujących na przylot delegacji w Smoleńsku. Dziennikarzom radia RMF udało się ustalić, że zabezpieczaniem lotniska Siewiernyj podczas przylotu rządowego tupolewa mieli zająć się Rosjanie (link). BOR nie otrzymał zgody np. na ochronę pirotechniczną od Rosyjskiej Federalnej Służba Ochrony. Na płycie lotniska nad wszystkim, co poczynają Rosjanie miał czuwać jeden oficer Biura Ochrony Rządu. O innych osobach obsługujących lot polskiego prezydenta do Smoleńska w ciągu ostatnich miesięcy nie wspominano.

44. Lista pasażerów samolotu krążyła wśród dziennikarzy już kilka dni przed lotem. Była to absolutnie nietypowa i niedopuszczalna sprawa. Jak do tego doszło i kto udostępnił listę?

"Dowiedziałem się o liście i ilości osób bezpośrednio po awarii, dlatego że tą listę otrzymują specjalne komórki, oddział zajmujący się ochroną, zabezpieczeniem delegacji zagranicznych i oni realizują" - tak gen. Janecki, szef BOR wytłumaczył w radio "Zet" jak i kiedy otrzymał listę pasażerów tragicznego lotu do Smoleńska (źródło).

"Dostałam tę listę od młodych dziennikarzy, którzy prosili mnie o radę z kim przeprowadzić ewentualnie wywiady. Ta lista pasażerów krążyła po prostu ot tak, już od kilku dni, z maili na maile. Potem siedziałam w domu, to było w poniedziałek, i zastanawiałam się jak to możliwe, że ja mam pełną listę generałów, kapelanów, polityków, którzy lecą z prezydentem i że ta lista jest w obiegu" - mówiła red. Anna Pietraszek, doradca zarządu Telewizji Polskiej w wywiadzie dla portalu nasza polska.pl (link). Na omawianej liście znalazło się 129 pasażerów, nie licząc załogi samolotu m.in. szef MON, wielu dziennikarzy czy przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego (link). Ta lista prawdopodobnie stała się podstawą dla agencyjnych doniesień tuż po katastrofie Tu-154M o 132 ofiarach śmiertelnych, co potem zostało zweryfikowane.

Kto jest odpowiedzialny za wyciek listy pasażerów na kilka dni przed samą wizytą w Katyniu? Trudno to dokładnie ustalić, ponieważ dziennikarze przekazywali ją pomiędzy sobą i nie można ustalić źródła informacji. Kancelaria Prezydenta czy Premiera może być odpowiedzialna za ten wyciek, ale nie da się tego dokładnie sprawdzić.

45. Za zabezpieczenie miejsca lądowania samolotu odpowiadał BOR. Ilu funkcjonariuszy było w Smoleńsku (niepotwierdzone informacje mówią, że zaledwie dwóch), czy sprawdzili przed przylotem pas startowy, wieżę kontrolną i wyposażenie lotniska?

Dariusz Górczyński, były naczelnik wydziału Federacji Rosyjskiej w departamencie wschodnim polskiego MSZ przybył do Smoleńska 5 kwietnia br., by dokładnie sprawdzić stan zabezpieczeń miejsc, które odwiedzą premier Tusk (7 kwietnia) i prezydent Kaczyński (10 kwietnia, link). "Nie byliśmy na lotnisku, nie potrafię jednak powiedzieć dlaczego. Jak sądzę, wynikało to z decyzji osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo" - zeznał Górczyński. Za każdym razem, gdy dochodzi do wizyty zagranicznej głowy państwa czy szefa rządu RP, co najmniej dwa dni przed samym wydarzeniem przyjeżdżają głównie funkcjonariusze BOR, by sprawdzić m.in. stan lotniska, gdzie będzie lądował samolot z VIP-ami. Ze Smoleńskiem był problem natury prawnej - lotnisko Siewiernyj to jednostka wojskowa nr 06755 należąca Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej i to znacznie utrudniło sprawdzenie stanu lotniska przez BOR. Jak wcześniej wspominałem, polskie służby nie dostały zgody na pełen dostęp do lotniska (link). To czy osoby odpowiedzialne za organizację i zabezpieczenie tragicznej wizyty kiedyś usłyszą zarzuty, zależy od postępowania polskiej prokuratury.

46. Jeżeli to była wizyta nieoficjalna, to czy polski MSZ i Kancelaria Premiera, która odpowiadała za lot, poinformowały Rosjan oficjalnie kto jest na pokładzie, w celu zapewnienia odpowiedniego poziomu jej zabezpieczenia? Czy prawdą jest, że status wizyty z oficjalnej na nieoficjalną zmienił minister Arabski?

"Pan minister Arabski zajmował się nie tylko organizacyjną funkcją przy okazji tej wizyty. Zajmował się także aspektami polityczno-dyplomatycznymi" - oświadczył Antonii Macierewicz, szef zespołu ds. katastrofy smoleńskiej na początku sierpnia br. (link). Swoją tezę poparł dokumentami (link). Trudno podważyć ich autentyczność, ponieważ zawierają oryginalne podpisy i są napisane na oficjalnym papierze. Organizacja lotu należała do Kancelarii Prezydenta, ale 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego i Kancelaria Premiera miały za zadanie poinformować stronę rosyjską o szczegółach wizyty. I tak się stało, ponieważ bez tego nie byłoby w ogóle mowy o przylocie prezydenta Kaczyńskiego z delegacją. Charakter wizyty - oficjalny czy nieoficjalny zostanie zapewne ustalony podczas śledztwa prowadzonego przez polską prokuraturę. Niestety, nie wiemy kiedy się to stanie, co oznacza, że możemy długo oczekiwać odpowiedzi na pytanie zadane powyżej.

47. Piloci latający na Tu-154 zwracają uwagę, że dotychczasowe informacje wskazują, że pod koniec lotu samolot mógł być niesterowalny, skala zniszczeń wskazuje na prawdopodobieństwo awarii w powietrzu i spadania (link).

Faktycznie, teorie o ewentualnej awarii samolotu zostały już pierwszych dniach po katastrofie odrzucone albo uznane za mało prawdopodobne. "Gazeta Polska" zastanawia się, dlaczego jeszcze nie opublikowano zapisów danych z FDR (czarnej skrzynki). Trudno się nie zgodzić z tym, że ujawnienie tych danych na pewno dałoby odpowiedz na wiele pytań do dziś pozostających bez odpowiedzi. Zazwyczaj zapisy z FDR są dołączane do raportu końcowego śledztwa. Stenogramy rozmów w kabinie pilotów Tu-154M zostały ujawnione pod koniec maja br. głównie pod naciskiem opinii publicznej. Czy tak samo może się stać z zapisami FDR? Wszystko zależy od strony rosyjskiej, która prowadzi głównie śledztwo i od determinacji polskich władz.

Co do skali zniszczeń maszyny - uderzyła ona w ziemię z dużą prędkością (nie wiemy dokładnie jaką), ale na pewno dostosowaną do manewru lądowania, do jakiego szykowali się piloci tupolewa. Gdyby doszło do eksplozji w powietrzu, szczątki samolotu znalazłyby się na dość sporym terenie, a tak się nie stało. Niestety, nie sposób dyskutować na temat związany ze stanem technicznym maszyny podczas lotu, gdy nie mamy danych z FDR.

48. Nieoficjalne informacje z zapisu czarnej skrzynki, którą badali Rosjanie mówią, że piloci prawie do ostatniej chwili nie wiedzieli, że podeszli do lądowania po złym kursie i zbyt wcześnie. Czyli przyrządy pokazywały błędne wskazania?

Podchodzenie do lądowania rządowego tupolewa 10 kwietnia br. rozpoczęło się o 8:32 czasu polskiego, co można odczytać ze stenogramów z CVR (czarnej skrzynki), ujawnionych pod koniec maja (link). Znajdowali się wtedy na wysokości 1000 m. Trzy minuty później kontroler lotów w Siewiernyj ostrzegł pilotów o możliwości przerwania manewru lądowania na wysokości 100 m jeśli zajdzie taka potrzeba.
"500 metrów, na wojskowym lotnisku lądowanie wykonywaliście?" - te słowa padły z ust kontrolera na siedem minut przed katastrofą, polscy piloci odpowiedzieli "tak". Piloci całkowicie zaufali kontrolerom na wojskowym lotnisku, ponieważ nie mieli innego wyjścia.

Stan urządzeń na pokładzie maszyny trudno ocenić bez posiadania danych z FDR (czarnej skrzynki). Ale ze stenogramów z CVR można wyczytać jak kilkakrotnie systemy TAWS i GPWS, o których mowa w poprzednich pytaniach, ostrzegały pilotów o zbliżaniu się do podłoża. Dopóki nie poznamy zapisów ze wszystkich "czarnych skrzynek" tupolewa trudno będzie rozwiać wiele wątpliwości.

49. Krótko przed katastrofą Tu-154 próbował lądować w Smoleńsku rosyjski Ił-76. Wg W. Cegielskiego z TVP Ił-76 prawie dotknął pasa, ale jednak nie udało mu się wylądować i odleciał. Co o tym wiadomo? Dlaczego Ił nie mógł wylądować? Są też relacje wskazujące, że Ił podchodził do lądowania w tym samym czasie co Tu-154 (link). W internecie pojawiło się też zdjęcie dwóch drzew rosnących blisko siebie, których korony zostały ścięte pod rożnym kątem: nie mogły być więc uszkodzone przez ten sam samolot.

Nie udało mi się znaleźć wspominanej w pytaniu relacji Cegielskiego, która miała paść w TVP. Wiemy natomiast na pewno, że transportowy Ił-76 podchodził do lądowania na krótko przed polską maszyną. Dwukrotnie podchodził do lądowania, potem zrezygnował z manewru i skierował się na lotnisko Moskwa-Wnukowo. Pilot dobrze znał warunki jakie panują w Siewiernyj, dlatego podjął decyzję o przerwaniu lądowania - wpływ na tą decyzję na pewno miała też pogoda. W internecie pojawiły się teorie o tym, że dwa samoloty w jednym momencie podeszły do lądowania, co miało zmylić polskich pilotów i doprowadzić do tragedii. Jednak ta teza nie znajduje poparcia w stenogramach z rozmów w kokpicie Tu-154M (FDR). Poza tym gdyby była to prawda, na pewno nie dałoby się jej ukryć.

50. Linia energetyczna została przerwana o 08.39.54, a czarna skrzynka Tu-154 przestała działać o 08.41.04. Może to Ił zerwał linię, podchodząc do lądowania bezpośrednio przed Tu-154?

Według danych przekazanych przez firmę energetyczną Smolenskenergo, linia energetyczna przy lotnisku w Smoleńsku została zerwana o 10:39:54 czasu moskiewskiego. Przerwa w dostawach prądu ze stacji elektroenergetycznej "Siewiernaja" trwała do 10:41:11 (źródło). Ten incydent został przypisany spadającemu Tu-154M z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie. W momencie zerwania linii, samolot znajdował się na wysokości 400 m, co jest potwierdzone zapisem w stenogramach z CVR (czarne skrzynki, link-.pdf).

Zdjęcia wykonane przez Siergieja Amielina na miejscu katastrofy polskiego Tu-154M
(link), pokazują zerwaną linię energetyczną. Średnia wysokość słupa, który możemy oglądać na wykonanym zdjęciu, nie jest wyższa niż 20 m. Zdaniem niektórych, zerwanie linii przez tupolew byłoby po prostu niemożliwe (link). Pilot mający doświadczenie w lotach na tupolewach na łamach "Naszego Dziennika" wyraził pogląd o zerwaniu linii przez inny samolot np. wcześniej wspominany Ił-76 (link). Zeznania pilotów Iła-76, który próbował podchodzić do lądowania przed polskim tupolewem, na pewno wyjaśniłyby sprawę zerwana linii. Póki co, ten incydent jest nierozwiązaną zagadką.

51. Lądowanie 2. dużych maszyn w krótkim odstępie czasu stwarzało niebezpieczeństwo kolizji lub turbulencji groźnej dla drugiego samolotu. Czy załoga tego Iła została przesłuchana w obecności Polaków? Czy zbadano czarne skrzynki Iła?

"Wystąpiliśmy o pomoc prawną do strony rosyjskiej o przesłuchanie wszystkich świadków, którzy mogą pomóc w wyjaśnieniu katastrofy samolotu prezydenckiego, w tym załogi samolotu Ił-76" - wypowiedział się na początku maja br. dla dziennika "Rzeczypospolita" Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej (link). Płk Zbigniew Rzepa w sierpniu br. w wypowiedzi dla "Gazety Polskiej" poinformował, że nadal nie doszło do przesłuchania przez polskich prokuratorów pilotów i załogi samolotu Ił-76 (link). W takim razie, kiedy się to stanie? Nie wiadomo. Badanie "czarnych skrzynek" samolotu, który nie uległ wypadkowi, ani nie brał udziału udziału w żadnym incydencie, nie jest praktykowane, ale wystarczy determinacja rosyjskich władz, aby zbadać ich zapis.

Polska strona posiada już zapis rozmów między pilotami Tu-154M a kontrolą lotów na lotnisku Siewiernyj. "To materiały zawierające bardzo dużo niezwykle wartościowych informacji" - podkreśla płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (https://gazetakrakowska.pl/tajemniczy-glos-ze-smolenskiej-wiezy-moskwa-zezwolila-na-ladowanie/ar/311110). Materiały obejmują rozmowy telefoniczne, korespondencję radiową oraz rozmowy pomiędzy osobami na wieży. Możemy być pewni, że nagrania tych rozmów odpowiedzą na pytanie, jak to możliwe, że dwa duże samoloty podchodziły do lądowania w dość krótkim odstępie czasu. To czy zostaną one upublicznione zależy w tej chwili od decyzji polskich władz oraz śledczych badających katastrofę.

52. Barbara Włodarczyk w korespondencji na żywo krótko po katastrofie wspomina krążący dwie godziny samolot (wideo). Czy to był ten Ił? I co tam robił? A może to inny samolot?

"Rozmawiałam też z pracownicami salonu samochodowego, który mieści się dosłownie kilkanaście metrów od miejsca tragedii i (...) widzieli, jak samolot dwie godziny krąży (...), wszystkich to bardzo interesowało. Natomiast oczywiście dopiero po tragedii dowiedzieli się, kto leciał tym samolotem" - tak dokładnie brzmiała relacja Barbary Włodarczyk ze Smoleńska o godzinie 10:44 dnia 10 kwietnia br. Można z niej wywnioskować, że chodziło o polskiego Tu-154M, który miał dwie godziny krążyć nad lotniskiem Siewiernyj, ale nie można tego dokładnie potwierdzić. Na tym lotnisku w Smoleńsku rzadko lądują duże samoloty, a wydarzenia początku kwietnia br. (7 kwietnia - wizyta premierów Tuska i Putina, 10 kwietnia - wizyta polskiej delegacji wraz z prezydentem RP) na pewno było dla mieszkańców nie lada gratką, nie tylko dla fanów lotnictwa. Gdyby faktycznie jakiś samolot unosiłby się nad terenem lotniska w Smoleńsku, wspominałoby o tym wiele świadków, bo jeśli byłby widoczny to zwracałby uwagę mieszkańców miasta. Warto również wziąć pod uwagę chaos informacyjny, jaki panował po tragedii - choćby depesze prasowe o 3 osobach, które przeżyły katastrofę Tu-154M.

53. Czy przeanalizowano już NATO-wskie zdjęcia satelitarne lotniska w Smoleńsku o które wystąpiła Polska? Dlaczego dopiero kilkanaście dni po katastrofie? Czy są dostępne zdjęcia z momentu katastrofy? I jak ma się do tego wypowiedź min. Klicha, że (zdjęcia) "nie bardzo wie co to miałoby dać?" W Lockerbie śledczy mieli francuskie i amerykańskie zdjęcia satelitarne już kilka godzin po katastrofie.

Dwa dni po katastrofie Tu-154M, 13 kwietnia br. ujawniono zdjęcie satelitarne lotniska Siewiernyj i jego okolic (link). Widać na nim dokładnie szczątki polskiego samolotu, które rozciągają się w linii prostej, kilkanaście metrów od lotniska. Cytowane zdjęcie jest własnością firmy Digital Globe, która "zaopatruje" mapy satelitarne google. "Służby podległe Ministerstwu Obrony skorzystały z możliwie jak najszybszego trybu otrzymania zdjęć satelitarnych od jednego z krajów NATO-wskich i one zostały nam niezwłocznie przekazane. Nie korzystaliśmy z kanału NATO-wskiego, bo trwałoby to pewnie parę tygodni, tylko od razu zwróciliśmy się do kraju, który posiada w tej kwestii ogromne kompetencje i możliwości (USA - dop. red.)" - powiedział mediom 29 kwietnia br. Jacek Cichocki, sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych.

"Uprzejmie informuję, iż polska prokuratura oczekuje na realizację swojego wniosku o pomoc prawną skierowanego do Prokuratora Generalnego Stanów Zjednoczonych" - tymi słowami płk. Zbigniewa Rzepy odpowiedział "Gazecie Polskiej" na pytanie o posiadanie przez polską stronę NATO-wskich zdjęć satelitarnych lotniska w Smoleńsku (link). Tygodnik od razu doszedł do wniosku, że zdjęcia nie trafiły do naszych rąk, a Jacek Cichocki pod koniec kwietnia po prostu kłamał. W wypowiedzi płk Rzepy ani razu nie pada słowo "zdjęcie satelitarne". Możemy tylko się domyślać, że wspominany wniosek dotyczy przekazania polskiej stronie materiałów CIA oraz NSA.

Faktycznie, w ciągu kilka godzin po zamachu lotniczym w Lockerbie, który miał miejsce 21 grudnia 1988 r. francuskie służby specjalne przesłały wysokiej rozdzielczości zdjęcia satelitarne terenu, gdzie doszło do tragedii (link). Krótko po tym amerykański Departament Obrony i NASA poczyniły podobny krok. To czy zdjęcia satelitarne w ogóle zostały wzięte pod uwagę podczas śledztwa, okaże się podczas opublikowania raportu kończącego badania na przyczynami katastrofy rządowego Tu-154M w Smoleńsku.

Wspominane w powyższym słowa szefa MON, Bogdana Klicha padło 29 kwietnia br. w porannym programie TVP1 "kwadrans po ósmej" (wideo). Miał wtedy powiedzieć, że nie wie do czego miałyby takie materiały służyć.

54. Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych (CHSZ) nie przekazało pilotom aktualnych informacji o warunkach w Smoleńsku, mimo, że ta informacja była alarmująca. Dlaczego?
Kto za to odpowiadał (lik)?

Według informacji dziennika "Rzeczpospolita", polska prokuratura na początku maja br. zabezpieczyła dokumenty Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych (CHSZ) (link). CHSZ jest organem sił zbrojnych odpowiedzialnym za monitorowanie aktualnych warunków pogodowych oraz wysyłaniu ostrzeżeń do jednostek wojskowych, które np. przeprowadzają ćwiczenia lotnicze (oficjalna strona CHSZ). Piloci Tu-154M, mieli otrzymać ostatni komunikat o pogodzie w Smoleńsku o godzinie 7:27 czasu polskiego. Nie było w nim mowy o zagrożeniu mgłą. Kolejny komunikat z godziny 8:25 nie trafił już do kokpitu maszyny. Dlaczego? Według procedur, samolot znajdował się w rosyjskiej przestrzeni powietrznej i to Moskwa była odpowiedzialna za przekazanie odpowiednich komunikatów pogodowych.

Poza tym, jak wspominałem we wcześniejszych pytaniach, lotnisko Siewiernyj nie posiada numeru identyfikacyjnego ICAO i nie ma własnej stacji meteorologicznej. Przez to nie można dokładnie określić warunków pogodowych panujących na smoleńskim lotnisku.

Podsumowanie: Czy teraz po odpowiedzeniu na wszystkie pytania wiemy wszystko o tym co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku? Nie, i jeszcze długo albo nigdy nie poznamy wyjaśnień na wszystkie wątpliwości dotyczące katastrofy. Teorie spiskowe? Tutaj warto zacytować jeden z utworów zespołu De Mono: "Wszystko jest na sprzedaż"...

WIESZ COŚ WIĘCEJ NA TEN TEMAT? ZAREJESTRUJ SIĘ I NAPISZ ARTYKUŁ!
MASZ INNE ZDANIE NIŻ AUTOR MATERIAŁU? WYRAŹ JE W KOMENTARZU!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto