Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Daniel Domaradzki - rzeźbiarz i... położnik

Małgorzata Sarapkiewicz
Małgorzata Sarapkiewicz
Świątki to najwdzięczniejszy temat prac Domaradzkiego.
Świątki to najwdzięczniejszy temat prac Domaradzkiego. Małgorzata Sarapkiewicz
Świątki na podwórku, a w każdym kącie mieszkania rzeźby, maski i inne cuda wydłubane z drewna. Po latach wędrówki Daniel Domaradzki wraz z rodziną w Godowie na Śląsku znalazł swoje miejsce i wielką pasję.

Stojąca na wjeździe do posesji duża rzeźba jest jak drogowskaz prowadzący do domu Daniela i Izabeli Domaradzkich w Godowie. Nie sposób nie trafić. W głębi podwórka napotkać można kolejne rzeźby, ozdobne donice, stylowy płot ze słupkami, ze szczytu których patrzą twarze świątków. Nawet pies ma stylową budę na wzór góralskiej chaty. Wszystko to dzieło rąk głowy rodziny Daniela Domaradzkiego. I choć jego wykształcenie ze sztuką ma niewiele wspólnego, jest na czym zawiesić oko. Domaradzki z zawodu jest mechanikiem, ale pracuje w kopalni. Po powrocie do domu oddaje się swojemu wielkiemu hobby jakim jest rzeźbiarstwo.

Zaczęło się od Diabła

Do Godowa na Śląsk Domaradzcy przywędrowali z Bieszczadów 9 lat temu. Od tego czasu zaczęła się wielka przygoda pana Daniela z drzewem i dłutami. Rzeźbił wprawdzie już wcześniej, ale jak mówi „tak bardziej od święta”. Jednak sentyment do pierwszych dzieł pozostał, bo kilka z nich przewędrowało z rodziną spory kawałek Polski. Zabierali je z sobą wszędzie tam, gdzie się przeprowadzali. -To taka nasza wizytówka -mówią małżonkowie.
Domaradzki pochodzi z Bieszczad, stąd jego zamiłowanie do sztuki ludowej. -Świątków, figurek i rzeczy w stylu ludowym. W nowoczesnej sztuce nie czuję się dobrze - mówi. Nigdy poważnie nie myślał o rzeźbiarstwie. Zaczęło się przypadkiem, w czasie jedynych ze świąt spędzanych w Bieszczadach u rodziców Domaradzkiego. Od żony i... diabła. -Teść, który jest rzeźbiarzem dał szwagierce pięknego diabła. Też chciałam taką rzeźbę, ale usłyszałam -niech ci Daniel zrobi, to nic trudnego -wspomina Iza Domaradzka. Zaczęła więc suszyć mężowi głowę. - W końcu wziąłem drzewo, nóż, usiadłem i zacząłem dłubać. Wystrugałem boksera... naszego psa. Zrobiłem go na zasadzie „to nie może być trudne, jak inni potrafią to ja też”. Potem była twarz ludka w czapeczce i choć może „toto” do krasnoludka było mało podobne, ale zaczęło mi się podobało. A potem, jakoś samo poszło - opowiada pan Daniel.

Kawałek Bieszczadów na Śląsku

Rzeźbienie zaczęło go wciągać. Kupił specjalne dłuta, w szopie na podwórku zrobił warsztat. Ile w ciągu tych 9 lat zrobił rzeźb? - Pokaźną kolekcję. Na sztuki trudno policzyć, łatwiej byłoby na tony. Kilka ładnych ton by się uzbierało - mówi. Swoje rzeźby rozdawał i rozdaje -sąsiadom oraz znajomym. Wszystkim, którym się podobają. Kiedy jednak żona zaczęła marudzić, że obcy mają jego rzeźby, a oni nie, zaczął więcej robić dla siebie. - Zawsze marzyłem, że jak już będę miał swój dom, to na działce przy domu staną moje rzeźby, a wszystko otoczy własnoręcznie rzeźbiony płot. Taki mój mały świat - kawałek Bieszczadów na Śląsku - mówi. To marzenie już zaczął realizować.

W ogrodzie przybywa rzeźb, pojawił się już nawet kawałek fantazyjnego płotu. Żona też przestała marudzić nad mężowskim hobby. Przyzwyczaiła się, że jak rzeźbi, świat wokół niego nie istnieje. - Początkowo byłam wściekła, bo jak rzeźbił, to można było do niego mówić, a on się w ogóle nie odzywał. I tak godzinami. Ale już mi przeszło -stwierdza pani Iza. Dziś Domaradzki to rutyniarz i z każdego kawałka drewna potrafi stworzyć prawdziwe cudo. -Korzeń, krzywa gałąź, byle kawałek klocka. Wystarczy popatrzeć i w głowie od razu pojawiają się pomysły co by z tego można wystrugać -śmieje się godowianin.

Szopka i krzyż

Mimo zachęty rodziny i znajomych Domaradzki nie może zdecydować się na zrobienie rzeźby do miejscowego kościoła. - Nie to, że nie chcę, ale na razie nie jestem jeszcze gotowy na takie wyzwanie. Moje rzeźby jednym się podobają, ale innym mogą się wydać brzydkie. Sztuka sakralna musi być idealna, a ja nie chcę moją rzeźbą nikogo obrazić -mówi.
Tylko raz zrobił coś, co ze sztuka ludową miało mało wspólnego. Pięć lat temu sąsiadka obchodziła 80. urodziny więc dał się namówić na wydłubanie dla niej krzyża. - Tak się złożyło, że zacząłem go robić, gdy zachorował Ojciec Święty, a skończyłem w dniu śmierci papieża -wspomina. W minione Boże Narodzenie przed domem stanęła szopka w stylu bieszczadzkim. Dziś z figurek została tylko Maryjka. Resztę rozdał.

Tata położnik

Rok temu godowski rzeźbiarz znakomicie sprawdził się w roli... położnika. Zawdzięcza to ostatniej z pociech, która narobiła niezłego zamieszania. Domaradzki nie był przy żadnym z porodów. Nawet kiedy na świat przyszedł jedyny syn, dziś 3-letni Ignaś. Podobnie miało być i tym razem. Miało być, ale nie było. Termin porodu ustalony był na koniec lutego. Kiedy przyszedł czas zapytał żonę czy ma ją odwieźć do szpitala. Ta jednak stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby i poszła spać. Potrzeba pojawiła się kilka godzin później, w środku nocy. Domaradzki zapakował żonę do auta i ruszył do szpitala. Gnał ile fabryka dała i jak mówi złamał po drodze wszystkie przepisy jakie tylko można było złamać. Nie dojechał. Dwieście metrów przed szpitalem pani Iza zaczęła rodzić. - Nie było wyjścia. Musiałem odebrać poród w samochodzie - śmieje się pan Daniel. Do szpitala zamiast jednej, przywiózł dwie kobiety -żonę i córeczkę Bernadettę.

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto