Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwa lata w pandemii oczami personelu z pierwszej linii frontu. Rozmowa z Panią Katarzyną: „Mam nadzieję, że to, co najgorsze, już za nami”

Agata Siemiaszko
Agata Siemiaszko
Pani Katarzyna podczas dyżuru w szpitalu Covidowym.
Pani Katarzyna podczas dyżuru w szpitalu Covidowym. zdjęcie z prywatnego archiwum Pani Katarzyny
4 marca 2020 r. w Polsce wykryto pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem, który został oznaczony „pacjentem zero”. Na szczęście chorego udało się wyleczyć. Niestety od początku pandemii z powodu COVID-19 w naszym kraju zmarło ponad 112 tys. osób! O tym, jak wyglądało leczenie i ratowanie pacjentów zakażonych koronawirusem 2 lata temu i teraz rozmawiamy z Panią Katarzyną – pielęgniarką pracującą na pierwszej linii frontu.

W związku z drugą rocznicą pojawienia się w Polsce „pacjenta zero” (04.03.2020) przeprowadziliśmy rozmowę z Panią Katarzyną – pielęgniarką, która pracowała na pierwszej linii frontu w szpitalach leczących pacjentów zakażonych wirusem SARS-CoV-2.

Jak wyglądała Pani praca w szpitalu covidowym? Czym się Pani zajmowała?

Podczas pandemii pracowałam w trzech szpitalach covidowych. Dwa z nich powstały na potrzebę pandemii, a trzeci był i jest moim podstawowym miejscem zatrudnienia, w którym pracuję na umowę o pracę. We wszystkich trzech miejscach pracowałam na OIT (Oddziałach Intensywnej Terapii - przy. red.). Niestety 99 proc. pacjentów to chorzy zaintubowani, podłączeni do respiratorów. Nawet, jeśli z chwilą przyjęcia zachowywali oddech własny, to zazwyczaj po kilku godzinach zostawali zaintubowani.

Ile czasu trwała jedna zmiana? Czy było to bardzo męczące?

Pracowałam w zmianach 12-godzinnych albo 24-godzinnych. W związku z tym, że jednocześnie pracowałam w trzech miejscach wiązało się to z tym, że przemieszczałam się między szpitalami i łączyłam pracę tak, że cały dyżur zajmował 36 albo 48 godzin bez przerwy! To było bardzo męczące. W porównaniu do 2020 roku obecnie przyjmujemy znacznie mniej pacjentów zakażonych koronawirusem.

Czym się Pani zajmowała w szpitalu? Jak wyglądał ubiór ochronny?

Podczas dyżuru pracowałam w pełnym ubraniu ochronnym: ubranie jednorazowe fizelinowe – bluza, spodnie, ochraniacze na buty medyczne, kombinezon, minimum dwie pary rękawic medycznych, maska ochronna oraz gogle albo przyłbica. Zazwyczaj przy łóżkach chorych w pełnym ubraniu ochronnym byłyśmy 3 godziny, a następnie przysługiwały nam trzy godziny przerwy. Jednak przerwa wiązała się z obowiązkami, które na nas spoczywały poza „strefą czerwoną”, tj. uzupełnianie dokumentacji medycznej, pisanie raportów, wypisywanie dokumentacji po zgonie pacjenta, uzupełnianie rezerw leków oraz monitorowanie stanu pozostałych chorych.

Czy praca w pełnym ubraniu ochronnym była męcząca?

Praca w pełnym umundurowaniu była bardzo ciężka. Kombinezon nie przepuszcza powietrza – jest jak cienka cerata. Jest pod nim bardzo gorąco i można czuć się jak w saunie. Po 3 h prysznic był koniecznością! Maski ffp3, które stosowaliśmy, myślę, że są 3-4 razy grubsze, niż te które nosimy na co dzień. Poza tym maska musi być założona bardzo szczelnie. Wszystkie uskarżałyśmy się na pogorszenie cery oraz suchość skóry. Teraz znacznie mniej czasu spędzam w skafandrze, co oczywiście przekłada się na poprawienie nawilżenia skóry, ale przede wszystkim łatwiej jest nam oddychać.

Czy obawiała się Pani o zdrowie swoje i najbliższych?

Zawsze, kiedy wchodziłam w „strefą czerwoną” uważałam, żeby przestrzegać wszystkich zasad bezpieczeństwa. Jednak mimo zachowania wszelkich środków ochrony osobistej, gdzieś z tyłu głowy miałam obawy, że narażam siebie i moje najbliższe otoczenie. Obawiałam się również o to jak jestem postrzegana przez społeczeństwo. W pierwszej fali ja i moje dzieci przez znaczą część osób byliśmy traktowani jak zagrożenie. Ludzie unikali mnie i moich dzieci, ponieważ bali się, że możemy ich zarazić koronawirusem.

Jakie uczucie towarzyszyło Pani, gdy udało się wyleczyć pacjenta?

Niestety podczas pracy z pacjentami covidowymi nie udało się nam wyleczyć zbyt wielu osób. Pracuję na Oddziale Intensywnej Terapii, gdzie śmiertelność jest znacznie większa niż na innych oddziałach. Dla przykładu – podczas drugiej fali na jednym z oddziałów przyjęliśmy 108 pacjentów, a oddział opuściło tylko 6! Reszta niestety zmarła w krótkim czasie. Dlatego każdego pacjenta, którego udało się wyleczyć, w każdym miejscu gdzie pracowałam i niezależnie od fali, pamiętam doskonale. Każda wyleczona osoba była dla nas ogromnym sukcesem i wielką radością. Niektórzy do tej pory są z nimi w stałym kontakcie.

Czy praca w szpitalu covidowym była cięższa niż na innych oddziałach, gdzie wcześniej Pani pracowała?

Praca w szpitalu covidowym była znacznie cięższa niż normalnie. Po pierwsze dyżur w pełnym ubraniu ochronnym to znacznie większy wysiłek. Jednak przede wszystkim najgorsze było zmierzenie się ze śmiertelnością, z jaką nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Pamiętam jednego pacjenta: zajmowałam się nim, walczył o każdy oddech. Robiłam wszystko, żeby mu pomóc. Resztkami sił nawiązywał jeszcze z nami kontakt. Po 3 godzinach opieki przysługiwała mi przerwa. Kiedy po dwóch godzinach wróciłam do pracy przy chorym, on już był nieprzytomny. Po chwili rozpoczęliśmy reanimację i intubację. Podczas udzielania pierwszej pomocy ciągle dzwonił telefon. Na wyświetlaczu – Dom… Po godzinie resuscytacji krążeniowo oddechowej pacjent niestety zmarł... To są chwile których się nie zapomina i po których ciężko przejść do porządku dziennego. Niestety trzeba było wziąć się w garść, ponieważ wielu innych pacjentów czekało na naszą pomoc.

Pracowała Pani na pierwszej linii frontu. Czy czuje Pani satysfakcję z udzielanej pomocy?

Satysfakcja była i zostanie ze mną na zawsze. Jednak zmęczenie, jakie mi wtedy towarzyszyło, też doskonale pamiętam. Mam nadzieję, że to co najgorsze już za nami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Grupę krwi u człowieka można zmienić, to przełom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dwa lata w pandemii oczami personelu z pierwszej linii frontu. Rozmowa z Panią Katarzyną: „Mam nadzieję, że to, co najgorsze, już za nami” - Strona Zdrowia

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto