Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fascynująca "Julia" z Wałbrzycha

Jerzy Cyngot
Jerzy Cyngot
Wałbrzych kryje więcej skarbów niż tylko słynny złoty pociąg. Jednym z nich, na skalę europejską, jest Stara Kopalnia. To jedna z dwóch największych atrakcji regionu. Minął rok od jej otwarcia dla zwiedzających.

Jeden z pierwszych zapamiętanych obrazków z Wałbrzycha – ulica 1 maja, odchodząca ze śródmieścia. Właściwie dwa jej fragmenty. Jeden w pobliżu ronda – tutaj usytuowana została Galeria Victoria Wałbrzych, w pobliżu znajduje się hotel jednej z sieci. Króluje nowoczesność, widać znak czasu – handlowe przybytki z parkingami na setki samochodów. Ale wystarczy pójść nieco dalej, za rondo, i zaczyna się inny świat. Jakbyśmy przeskoczyli w czasie. Osmalone, ciemne, zniszczone kamienice mogą przywoływać lata 60., 70., 80. Ówczesną szarość, nijakość. Pewnie wesoło się tutaj nie żyje, na pewno biednie. Z kimkolwiek z miejscowych by nie rozmawiać, dowiadujemy się, że Wałbrzych do dzisiaj dźwiga skutki kryzysu, który dla miasta rozpoczął się w latach 90. wraz z zamknięciem kopalni. Bo to tak jakby Gdynię odciąć nagle od dostępu do morza. 20 tysięcy ludzi w regionie straciło pracę. Całe rodziny, by przeżyć kopały potem na własną rękę. Krajobraz tworzyły tzw. bieda-szyby. Co prawda utworzono parę lat temu Wałbrzyską Strefę Ekonomiczną, ale jak twierdzą miejscowi, ona służy przede wszystkim korzyściom firm, a pracownicy zatrudniani są po najniższej linii oporu. Trudno się więc dziwić, że młodzi stąd uciekają. Rozmawiam jakiś czas później z jednym z taksówkarzy – zakazał powrotu córce do Wałbrzycha. Tu nie ma po co wracać, twierdzi.

Z naprzeciwka jedzie autobus, który jak wynika z tablicy na jego czole, kieruje się na Piaskową Górę. Przypomina mi się książka Joanny Bator, która nosi właśnie taki tytuł. To nie przypadek autorka, laureatka literackiej Nagrody Nike z 2013 roku pochodzi właśnie z Wałbrzycha. Tutaj umieściła także akcję powieści, za którą zgarnęła wspomniany laur – Ciemno, prawie noc. Piaskowa Góra to jednak w przeciwnym kierunku, niż podążam. Muszę skręcić w ulicę Antka Kochanka. Miło brzmiące nazwisko wywołuje śląskie asocjacje. Myślę sobie, że to pewnie jakiś lokalny artysta bard. Jak się jednak okazuje, nic bardziej mylnego. Kochanek pracował m.in. jako górnik po wyemigrowaniu do Francji w międzywojniu. Organizował potem tamtejsze związki zawodowe. Następnie uczestniczył w wojnie domowej w Hiszpanii. Ciekawa postać.

Zmierzam do dzielnicy Biały Kamień. Niegdyś to była podwałbrzyska wieś, w której w XVIII wieku postanowiono otworzyć kopalnię węgla. Ale tradycje górnicze w Wałbrzychu rozwijały się dużo wcześniej. Pierwsze wzmianki można znaleźć w dokumentach już z XVI wieku. Pomyśleć, że to wszystko ucina się w naszych czasach, u progu XXI wieku. Istna metafizyka czasu.

To właśnie w dzielnicy Biały Kamień przez ponad dwa stulecia działała Kopalnia, która przyjmowała różne nazwy, w zależności od tego jak przebiegały granice, ale ostatnią zapamiętaną historyczną nazwą jest „Julia”. Bardzo osobliwie jak na obiekt kopalniany. Aż żal, że kompleks, który dzisiaj tutaj utworzono ochrzczono mianem Starej Kopalni. Może to i lepiej pasuje do nowej funkcji, w dużej mierze muzealnej, ale nie ma już w sobie tyle wdzięku. Mniejsza jednak o nazwę, liczy się sama tkanka, bo Kopalnia w Wałbrzychu jest jednym z najlepiej zachowanych tego typu obiektów w Europie. Nie bez powodu więc znalazła się na Europejskim Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego.

Zachodzę zatem, nawet nie podjeżdżam, do dawnej „Julii” niejako od kuchni, ulicą Kochanka. Ta perspektywa jest korzystna, bo w odróżnieniu od frontu miejsce położone jest na lekkim wzniesieniu. Można rzutem oka omieść cały kompleks, zmierzyć jego spore rozmiary. Sama tylko część, którą poddano rewitalizacji to 4 ha i znajdujące się na nich 16 obiektów. Jednym z pierwszych, który zwraca uwagę jest 25-metrowa wieża. Wdrapując się na nią – po schodach albo windą – można zobaczyć jeszcze więcej, czyli nie tylko wszystkie obiekty kopalni „Julia”, ale też i innych kopalni wokół Wałbrzycha, a także hałdy po wydobyciu, czyli naturalny element krajobrazu tego miasta. Uprzednio była to wieża ciśnień. Projektant postanowił ten obiekt przekształcić w punkt widokowy-świetlno-ekspozycyjny. W środku ma zostać zrealizowana wystawa poświęcona ekologii. Z zewnątrz wieża stanowi charakterystyczny punkt, zwłaszcza gdy jest podświetlona. W założeniu wizualny efekt ma polepszać też zieleń oplatająca obiekt.

Wieża to zaledwie przedsmak. Zmierzamy w kierunku budynku, od którego należy zacząć zwiedzanie, miejsca, w którym zakupimy bilet. To dawna sztygarówka, budynek, w którym były biura. Dzisiaj oprócz kas i sklepu z pamiątkami znajduje się tutaj przestronna kawiarnia. Z zewnątrz obiekt też zwraca uwagę, gdyż pokryty został ażurową siatką. To nawiązanie do górniczej tradycji. Na dół bowiem zjeżdża się, powiedzmy, w klatkach o ażurowej fakturze. Podobne nawiązanie zastosowano przy głównym wejściu. Do Kopalni prowadzi ażurowy korytarz, który zwiedzających na pewno zaintryguje, ale górnicy, którzy tutaj przez lata pracowali z pewnością nie mają problemu z rozszyfrowaniem tego pomysłu. Kupujemy zatem bilet i ruszamy zwiedzać. Przewodnikami na naszej trasie będą właśnie byli pracownicy tej Kopalni – górnicy. Dlatego o warunkach pracy, charakterze poszczególnych miejsc dowiemy się z pierwszej ręki, często przekazywana wiedza będzie okraszana anegdotami.

Budynek nr 1 – tzw. łaźnia łańcuszkowa. Co to oznacza? Wyobraźmy sobie, że górnik kończy zmianę. Przed wyjściem z zakładu rusza do łaźni. Zanim mycie dojdzie do skutku, gdzieś trzeba zostawić ubranie. Tysiące wieszaków przymocowane gdzieś na ścianach albo tysiące szafek – raczej nierealne. Dlatego wymyślono coś takiego jak szatnia łańcuszkowa. Ubrania za pomocą łańcucha podciągano do góry na stosowną wysokość i tym sposobem obok siebie na całej powierzchni pomieszczenia można było wszystkie pomieścić. Jak to wyglądało? Można zobaczyć, wchodząc na najwyższy poziom obiektu, gdzie znajdują się zdjęcia łaźni przed dokonaniem rewitalizacji. Tutaj też została zorganizowana specjalna wystawa, na której pokazano sprzęt, którego używali górnicy oraz zdjęcia uchwycone podczas wydobycia. Część historyczna tego budynku zachowana została właśnie w tej wystawie, bo na dole, tam gdzie faktycznie znajdowała się łaźnia łańcuszkowa, jest dzisiaj duża sala konferencyjno-wystawowo-koncertowa. Zmienia swoje funkcje w zależności od potrzeb. Jej rozmiary są na pewno zaletą, ale w przyszłości jej atutem będzie też estetyka. Koncepcja zakłada nowoczesne wnętrze, z nawiązaniami do łaźni łańcuszkowej w postaci lampionów zawieszonych pod sufitem. W budynku mieści się dziś siedziba Wałbrzyskiego Ośrodka Kultury oraz Zespołu Pieśni i Tańca Wałbrzych.

Kolejny na trasie obiekt to nr 3, czyli kuźnia. Inaczej powiedzielibyśmy chyba, że warsztat. Stoją tutaj zachowane maszyny takie jak m.in. frezarki, tokarki. Ekspozycję zaś wzbogacają multimedia w postaci ekranów, które ożywiają nieodległy stosunkowo czas. Wędrując po tym miejscu, właśnie ta myśl staje się natrętna – 20 lat temu w tej tkance było jeszcze życie. Dziś odradza się ono co prawda, miejsce znów zaczyna żyć, ale już w innym zupełnie charakterze. W Starej Kopalni w Wałbrzychu czuje się ducha historii. Z kuźni trafiamy do maszynowni. To co zobaczymy tutaj robi wrażenie – „potwory” o dużej mocy, jak choćby maszyna Siemensa, wyprodukowana ponad 100 lat temu. Ten sprzęt jest dzisiaj jedynym świadkiem tego, co działo się w Kopalni stulecie temu. Przewodnik oczywiście tłumaczy, jaką moc ma każda z nich i jak to wszystko funkcjonowało. Kiedy już to wiemy, czas zobaczyć, jak było pod ziemią. Po drodze do windy, zobaczymy jeszcze miejsce, w którym górnicy zjeżdżali na dół – wygląda jak czarna otchłań – oraz rząd wagonów na szynach, które służyły do transportu urobku.

Nie zobaczyć podziemnej sztolni, będąc w Starej Kopalni, to jak odwrócić się tyłem do piramid zwiedzając Egipt. Tutaj wyobraźnia zaczyna nam pracować najżywiej. Mdłe światło rozprasza ciemność tylko trochę, wyczuwamy zapach gazu (jest wciąż obecny). Ogólnie ponuro, trudno zazdrościć pracy górnikom. Istnieje kawałem korytarza ze stemplami (podpory pod strop) oraz taśmociąg, którym transportowano urobek, następnie trafiał on do wagonów. To jest tło, które oczywiście zostaje ożywione słowami, wyjaśnieniami przewodnika.

Po powrocie na powierzchnię można jeszcze odwiedzić Muzeum Przemysłu i Techniki, które zostało zorganizowane po zamknięciu kopalni w latach 90. Dostępna dla zwiedzających jest ponadto sala wystaw, którą udostępniono w budynku dawnej kotłowni. Novum stanowi zorganizowane Centrum Ceramiki Unikatowej. Bardzo ciekawa inicjatywa. Nieopodal jest restauracja urządzona w stylu górniczej kantyny.

Gdyby ktoś chciał podkręcić moc kopalnianych atrakcji, to można skorzystać z opcji nocnego zwiedzania, czy też Nocnego Odkrywania Tajemnic. To nowa propozycja Starej Kopalni dla zwiedzających. Nieczynne pokłady węgla, tajemne przejścia, tajemnice z czasów wojny, ukryte skarby i opowieści, historie związane z tymi miejscami.

Główne skrzypce w opracowaniu koncepcji rewitalizacji i przekształcenia kompleksu kopalnianego w nowoczesne centrum nauki i sztuki odegrała pracownia architektoniczno-designerska Nizio Design International. Biuro zasłynęło w ostatnich latach kilkoma interesującymi realizacjami: wystawa w Muzeum Polin, rewitalizacja synagogi – Świętokrzyski Sztetl w Chmielniku, projekt architektoniczny Zoom Natury w Janowie Lubelskim, młyny Rothera w Bydgoszczy, wystawa w Muzeum Wódki w Warszawie (w opracowaniu). Obecnie siedziba pracowni znajduje się na warszawskiej Pradze.
Założycielem i szefem pracowni jest Mirosław Nizio. Multidyscyplinarny projektant. Po studiach na warszawskiej ASP wyjechał do Nowego Jorku, gdzie w 1989 roku założył firmę projektową. W 2002 roku postanowił wrócić do Polski. Zaczęło się od wystawy w Muzeum Powstania Warszawskiego, którą współtworzył. Zaproponowanie tak dynamicznej i interaktywnej formy stanowiło ówcześnie w Polsce istne novum. Kolejne nietuzinkowe projekty, wspomniane powyżej, sprawiają, że nazwisko Mirosława Nizio staje się coraz bardziej rozpoznawalne.
Oprócz Nizio Design International w projekcie budowlano-wykonawczym założeń architektonicznych rewitalizacji Starej Kopalni uczestniczyły firmy architektoniczne WPA Wilisowski z Wrocławia oraz biuro Pas Projekt.

Rewitalizacja kopalni „Julia” kosztowała 100 mln złotych. A to dopiero pierwszy etap. W kolejnym mowa jest m.in. o zagospodarowaniu dawnych hałd, dzisiaj jest tam tylko piach i kilka maszyn. Ma zaś powstać przestrzeń rekreacyjna dla rodzin – tereny zielone, park rozrywki dla najmłodszych. To na zewnątrz, a wewnątrz jeszcze ambitniej: Muzeum Przyszłości, Muzeum Węgla i Górnictwa oraz Muzeum Geologii. Forma, którą przybiera Centrum Nauki i Sztuki jest jak najbardziej nowoczesna, ale w treści nieustannie znajdujemy odwołania do przeszłości, tradycji i charakteru tego miejsca.

Wałbrzych robi co może, byśmy zmienili mniemanie o nim jako mieście zdegradowanym. I faktycznie wyobrażenia ulegają korekcie, kiedy ogląda się z bliska ogromny projekt zrewitalizowanej kopalni. Pojawiło się na mapie miasta żywe miejsce, gdzie można przyjechać, zwiedzić, wziąć udział w koncercie, obejrzeć wystawę, zjeść obiad. Oby udało się przyciągnąć jak najwięcej osób z zewnątrz, zainteresować Starą Kopalnią, ale i innymi atrakcjami Wałbrzycha. A jest ich nie mało. Między innymi słynny Zamek Książ, a także sieć tuneli pod miastem wykuta nie wiadomo dokładnie w jakim celu przez nazistów. Jeśli zatem chcieć poczuć dreszcz odkrywcy to z pewnością Wałbrzych jest idealnym do tego miejscem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto