Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa smoleńska: szczypanie niedźwiedzia

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
PP
Miotanie najstraszliwszych oskarżeń pod adresem przeciwnika bez przytaczania jakichkolwiek uzasadnień upowszechniło się w sferze polityki wewnętrznej. Katastrofa smoleńska utorowała drogę do przeniesienia tej metody na stosunki zewnętrzne.

- Dlaczego samolot spadł, dlatego się tak bardzo rozpadł, dlaczego wszyscy zginęli? – dopytywał się Jarosław Kaczyński, łącząc się z europarlamentarzystami zgromadzonymi w Brukseli, by namawiać świat do poszukiwania odpowiedzi na pytania stawiane przez prezesa PiS i jego kolegów. - Jeżeli tam (na pokładzie samolotu) miały miejsce wybuchy, jeżeli ta katastrofa coraz bardziej wygląda na zamach, to oznacza to nową jakość w międzynarodowej polityce – dodawał znacząco.

Co właściwie mówi szef największej partii opozycyjnej w Polsce, składając takie oświadczenia? Oskarża ościenne mocarstwo o zorganizowanie zamachu na życie prezydenta Rzeczpospolitej i dodaje, że jego zdaniem jest to normalna praktyka w polityce tego mocarstwa, przynajmniej wobec naszego kraju.

Nie ma żadnych dowodów na to, że katastrofa smoleńska mogła być skutkiem zamachu. Nie ma nawet wiarygodnych poszlak, że mogło tak być. Nikt też nie oczekuje, że wysuwający tego rodzaju oskarżenia przytoczą jakieś dowody czy poszlaki, które nie byłyby zwykłymi bredniami. Według Jarosława Kaczyńskiego katastrofa ta i jej skutki przeczą prawom fizyki, choć nam się może wydawać, że dramat rozegrał się właśnie zgodnie z prawami fizyki.

Metoda uprawiania polityki polegająca na miotaniu najstraszliwszych oskarżeń i najohydniejszych oszczerstw pod adresem przeciwnika bez przytaczania jakichkolwiek uzasadnień upowszechniła się w sferze polityki wewnętrznej. Katastrofa smoleńska utorowała drogę do przeniesienia tej metody na stosunki zewnętrzne. Ulubionym celem ataków stała się Rosja. Roli jej głównego oskarżyciela podjął się i realizuje z niemałym talentem Antoni Macierewicz.

To, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku przedstawił bardzo plastycznie w połowie ubiegłego roku, prezentując plon swoich dociekań w formie białej księgi. Powiedział wtedy m. in., że Rosja miała prawny obowiązek zamknięcia lotniska w Smoleńsku, a zaniechanie tego miało kluczowe znaczenie dla katastrofy; wprowadzała w błąd międzynarodową opinię publiczną, oskarżając polskich pilotów o popełnienie błędu przy lądowaniu; kontrolerzy lotu „w sposób w pełni świadomy“ podawali fałszywe dane na temat kursu lotu i miejsca lądowania, wreszcie sfałszowano zapisy czarnych skrzynek itd.

Odrębna sekwencja zarzutów dotyczy przetrzymywania przez Rosjan „kluczowych dowodów“ w sprawie. Ostatnio z nową siłą podnosi się zwłaszcza żądania zwrotu wraku samolotu. Wraku? - Mówimy wrak, ale tak naprawdę dla wielu Polaków jest to relikwia - powiedział wiceprzewodniczący partii Mariusz Kamiński w TVN24.

Pod wzrastającą presją również politycy obozu rządzącego zaczynają się niecierpliwić przetrzymywaniem owej „relikwii“ przez Rosjan. Trwa to rzeczywiście długo i coraz trudniej przyjmować z dobrą wiarą twierdzenia, że jest to podyktowane wyłącznie potrzebami śledztwa. Czym wobec tego? Rosjanie nie mogli przeoczyć, że – pomijając aberracyjne ataki Antoniego Macierewicza – podejmowane w Polsce dochodzenia i amatorskie dociekania na temat przyczyn katastrofy zmierzały do maksymalnego obciążenia winą strony rosyjskiej. Nie pomijano nawet tak dość niepoważnego zarzutu, że przed prezydenckim samolotem nie zamknięto lotniska (tak jakby spowijająca je mgła była lepiej widoczna z wieży kontrolerów, a niezauważalna z pokładu tego samolotu).

Śledząc te poczynania, strona rosyjska nie może mieć nawet cienia wątpliwości, że sprowadzony do Polski wrak posłuży jako koronny dowód prawdziwości wszystkich oskarżeń, które podnoszono pod jej adresem w naszym raju – zresztą nie tylko przez Macierewicza i jego zespół. Najwidoczniej w Moskwie nie podjęto jeszcze decyzji, jak reagować na ten łatwy do przewidzenia ruch poszukiwaczy prawdy o smoleńskiej tragedii, jaki musi nieuchronnie nastąpić po sprowadzeniu smoleńskiej „relikwii“ do kraju.

Szczypanie niedźwiedzia jest nie od dziś ulubionym sportem Polaków. Jest to naturalna reakcja słabszego, pragnącego w ten sposób odegrać się za klęski poniesione w nierównej walce z silniejszym. Stąd np. te żale o „oddanie śledztwa“ Rosji (będące chyba wyrazem tęsknoty do czasów Stefania Batorego, który jako ostatni mógł skutecznie wpływać na to co się dzieje w Smoleńsku).

Równie naturalna była najczęściej obojętność rosyjskiego niedźwiedzia na niepoważne zaczepki, które nie mogą podważyć jego pozycji wielkiego, silnego zwierzęcia, zdolnego jednym machnięciem łapy uciszyć zuchwalców szarpiących go za futro. W tym ustalonym w przeszłości układzie nastąpiły jednak istotne przesunięcia. Ani rosyjski niedźwiedź nie jest już tak silny, żeby jedną łapą uśmierzać agresywność pudelków, ani ujadania polskiego pudelka nie są tak nieszkodliwe jak dawniej.

Narasta niebezpieczeństwo, że przypierany do muru niedźwiedź może się w końcu naprawdę zdenerwować. Może to nie tylko odsunąć ad calendas grecas moment odzyskania wraku, będącego dla niektórych „relikwią“, ale też utrudnić załatwienie innych, nie mniej istotnych problemów występujących w stosunkach polsko-rosyjskich.

Znajdź nas na Google+

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto