Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto zarabia na masakrze drzew?

Andrzej Pieczyrak
Andrzej Pieczyrak
Śmierć na raty
Śmierć na raty Andrzej Pieczyrak
Kiedyś symbolem śmierci była kosa i jej szczupła właścicielka. Dzisiaj synonimem śmierci i zagłady staje się dla mnie piła mechaniczna i obsługujący ją człowiek w zielonym kombinezonie.

Odkąd zmieniono przepisy, dopuszczając wycinkę drzew bez zgody konserwatora przyrody, a jedynie na podstawie decyzji lokalnych samorządów, zaczęła się czarna era dla drzew miejskich i przydrożnych. Najpierw wycięto drzewa chore, potem przyszła kolej na takie, które „blokowały” tereny pod drobne inwestycje. Powszechną praktyką naszych czasów jest przekształcanie miejskich terenów zielonych na tereny inwestycyjne, usługowe lub pod budownictwo mieszkaniowe - to kolejna okazja dla pilarzy. Trudno było nie zauważyć przy okazji, że nie tylko teren „uwolniony” od niechcianych drzew ma swoją wartość, ale ma ją również drewno pozyskane z wycinki. Dostrzeżono też, że można całkiem nieźle zarobić na tzw. „pielęgnacji” zieleni miejskiej. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać firmy, które pod szczytnymi hasłami pielęgnacji czerpią zyski z handlu drewnem.

Wydaje się, że również lokalne samorządy odkryły, iż ten proceder może być intratnym zajęciem. Miejskie spółki odpowiedzialne za utrzymanie terenów zielonych zarabiają dziś na wiele sposobów. Wycinane są cenne gatunki drzew, na które jest największe zapotrzebowanie - jesiony, klony, buki, dęby. Przeważnie są to co najmniej kilkudziesięcioletnie starodrzewy. Magicznym zaklęciem pielęgniarzy jest „poprawa statyki drzewa” – pod tym pretekstem obcina się połowę konarów. Z nieznanych powodów, w trakcie takiej pielęgnacji zazwyczaj pozostają w koronie suche, próchniejące gałęzie. Taki zabieg jest w rzeczywistości jedynie śmiercią na raty. Jednego roku dokonuje się „cięć pielęgnacyjnych” pozostawiając kikut drzewa. Po roku, lub dwóch, gdy tak potraktowane drzewo obumiera... można je już z czystym sumieniem wyciąć. Firmy zarabiają podwójnie, a nawet poczwórnie – za robociznę przy pielęgnacji i drugi raz, przy późniejszej wycince, na drewnie pozyskanym przy pielęgnacji i tym z wycinki…

Bez komentarza

Powyższy proceder opisywały już różne gazety. Chyba najlepiej przedstawiła problem Rzeczpospolita w artykule Iwony Trusewicz "Kwitnie biznes na jesionach” pisząc: „Jacek Wierzbicki, właściciel tartaku w Przytułach na Mazurach, wylicza, jaki to biznes: Jeden jesion to ok. 3 m sześc. drewna. Za taki jesion wycięty w lasach państwowych przedsiębiorca płaci średnio 1500 zł. Jesion ścięty przy drodze kosztuje 100 – 300 zł (w zależności od stanu drzewa). – Z jednego metra jesionu można zrobić 30 mkw. super podłogi (gruby parkiet) albo 40 mkw. boazerii. Za parkiet klient zapłaci ok. 4500 zł. Za boazerię ok. 2400 zł. To oznacza, że z jednego przydrożnego jesionu można wyciągnąć do 14 tys. zł [...]. To są rodzinne grupy interesów, najczęściej powiązane z lokalną władzą. Znam wójta, którego brat ma stodołę pełną takich przydrożnych jesionów. W tamtej gminie drzewa znikają bardzo szybko, tnie się je o świcie, żeby turyści, którzy będą chcieli pojeździć rowerami, nie przeszkadzali, nie donosili na policję – dodaje Wierzbicki.”.

Czy można powstrzymać tę masakrę?

Przeciwko takiemu procederowi protestują liczne środowiska przyrodników. Od samego początku przeciwstawia się takim praktykom Liga Ochrony Przyrody, Międzynarodowe Towarzystwo Uprawy i Ochrony Drzew, Polskie Towarzystwo Chirurgów Drzew, Polski Klub Ekologiczny, Towarzystwo Ochrony Krajobrazu oraz liczne lokalne stowarzyszenia i organizacje ekologiczne.

W swoich apelach kierowanych do polityków i rządu od lat piszą różne organizacje głosami uznanych ekspertów dendrologii, botaniki, ochrony środowiska: „Zarząd Główny Ligi Ochrony Przyrody wyraża stanowczy sprzeciw wobec przeprowadzanej w całej Polsce akcji usuwania drzew przydrożnych. [...]Dbałość o wszelkie istotne elementy naszego dziedzictwa przyrodniczego jest naszym wspólnym obowiązkiem i Zarząd Główny LOP apeluje do wszystkich zaangażowanych w ochronę przyrody o przeciwstawienie się planom ogólnopolskiej rzezi drzew przydrożnych”, „Karygodny błąd ustawodawcy, zezwalający na wycinkę tych zadrzewień
bez uzgadniania tego ze specjalistami od ochrony przyrody, doprowadziło do bezmyślnej dewastacji środowiska”.

„Drzewa są praktycznie wycinane bezkarnie i bez opamiętania. Czy ktoś pamięta, ile lat musi rosnąć drzewo, aby nam dało cień, osłoniło przed kurzem wiatrem, skwarem i hałasem, stało się bezpiecznym domem dla ptaków?”, „Zwracamy się zatem do Pana Ministra z apelem o pilną interwencję w celu powstrzymania trwającej dewastacji, poprzez podjęcie wspólnie z innymi resortami prac nad wydaniem odpowiednich aktów prawnych. Oczekujemy także na wystąpienie do Sejmu z nowelizacją prawa ochrony przyrody, poprzedzone konsultacjami ze środowiskami zawodowymi zajmującymi się tą dziedziną, w celu ochrony naszego dziedzictwa”. „Drewno jest w cenie - w dobrej cenie. Na drewno jest koniunktura w kraju i za granicą. A u nas drewno jeszcze w obfitości stoi przy drodze. I to drewno, o którego ,,pozyskanie" nietrudno, a którego sprzedaż nie musi odbywać się na publicznych przetargach. Wystarczy ,,wygrać" przetarg na ,,pielęgnację" miejskiej, wiejskiej czy gminnej zieleni - kasa murowana. Jest dobry zysk, jest czym podziękować zleceniodawcy." Apele te jednak nie znajdują odzewu, biznes drzewny rozwija się w najlepsze, a władze samorządowe nie widzą w tym nic złego.

W moich rodzinnych Gliwicach

Również w moim mieście prowadzona jest intensywna wycinka drzew, co opisywałem już dwukrotnie w publikowanych tutaj artykułach. Ostatnio staraliśmy się powstrzymać wycinkę jesionów przy ul. Rybnickiej oraz „przycinkę pielęgnacyjną” dwustuletnich dębów przy pl. Grunwaldzkim. Wystąpiliśmy do Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody o wpisanie alei dębów na listę pomników przyrody, a w sprawie jesionów zwróciliśmy się do Urzędu o wyjaśnienia. Właśnie otrzymałem pisma dotyczące obu naszych inicjatyw. W odpowiedzi na pismo w sprawie alei jesionów wiceprezydent Piotr Wieczorek odpisał: „w trakcie przeglądu zadrzewienia przyulicznego odnotowano zagrożenie bezpieczeństwa jakie stanowi drzewostan zlokalizowany w pasie zieleni przy ul. Rybnickiej. Spośród kilkudziesięciu egzemplarzy zlokalizowanych w pasie przydrożnym – 46 szt. drzew (zamierające, pochylonych lub z jednostronną koroną) wskazano do usunięcia, w ramach wymiany na odpowiednie siedliskowo gatunki”. Gdyby nie fakt, że to wyrok na kilkadziesiąt drzew, śmiałbym się do rozpuku. O czym pisze pan wiceprezydent? O tym, że jesienią drzewa straciły liście? Mam zdjęcia tych drzew i wiem, że są one zdrowe... a jeżeli niektóre z nich mają „jednostronną koronę” to nie jest to wina ich naturalnych ułomności, ale wcześniejszej „pielęgnacji” wykonanej przez miejską spółkę. Ponieważ te akurat drzewa należą do odmiany o formowanej koronie, można skorygować ich kształt poprzez fachowe cięcie, a dla pochylonych okazów można zastosować odciągi poprawiające statykę. Ale prościej jest wyciąć…

W drugim z pism pan wiceprezydent Adam Neuman napisał: „Wskazany w piśmie szpaler drzew przy pl. Grunwaldzkim rośnie w skrajni parku i sięga pasa drogowego ul. Zawiszy Czarnego w obrębie licznego uzbrojenia terenu. W rzucie koron tych drzew przebiega pod ziemią sieć gazociągowa, kable energetyczne i teletechniczne. [...] Biorąc pod uwagę powyższe, działania w kierunku uznania wskazanych drzew za pomniki przyrody nie są celowe.”. Podziwiam finezję stylu i pozostawiam bez komentarza.

Piękne deklaracje

W programie działań na rzecz ochrony środowiska UE, obok strategii uzyskania trwałego rozwoju, został wyodrębniony punkt dotyczący dążenia do poprawy środowiska miejskiego, w którym zaleca się ograniczanie dalszej zabudowy zielonych otwartych przestrzeni w miastach: „Powierzchnie pokryte roślinnością powinny być tak duże, jak to tylko jest możliwe […]. W planach zagospodarowania przestrzennego należy w większym stopniu uwzględniać zieleń miejską, a także zakładać i rozbudowywać korytarze ekologiczne pomiędzy zielonymi obszarami w mieście oraz między miastem, a zielenią poza miejską”.
Również na internetowej stronie Urzędu Miasta Gliwice można znaleźć zapis może stanowić motto tego artykułu: „Żadne zakazy nie są w stanie uchronić bezbronnych drzew oraz tworów przyrody nieożywionej od bezmyślnego niszczenia, jeśli nie wynika to z potrzeby serca - aby potomni też mogli cieszyć się pięknem naszej przyrody.”

W zeszłym tygodniu byłem w Wydziale Środowiska Urzędu Miejskiego, gdzie chciałem obejrzeć ekspertyzy dendrologiczne, dotyczące planowanych wycinek. Z rozbrajającą szczerością urzędnik magistracki stwierdził, że nie może mi ich pokazać bo nie ma czasu... i nie wie czy może to zrobić z uwagi na ustawę o ochronie danych osobowych. Powiedział też, że będzie mnie to sporo kosztowało (?). Umówiłem się na kolejny termin: jutrzejszy. Obiecuję czytelnikom Wiadomości24 szczegółową relację z tego spotkania. Być może już Was nudzi ciągłe powracanie do tego tematu. Dla gliwickich drzew jest to jednak być może ostatnia szansa – niech cała Polska czyta, może decydentom w końcu zrobi się wstyd przed światem. Może przeczytają swoje własne piękne deklaracje i zaczną postępować zgodnie z nimi. Pozostaję z nadzieją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto