Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Listowna historia pewnego prawie idealnego małżeństwa

Adam Kraszewski
Adam Kraszewski
Wydawnictwo Muza
W czytaniu cudzych listów jest coś z wchodzenia z butami w cudze życie. Dlaczego więc to robimy? Powodów chyba nie trzeba wyjaśniać, gdy chodzi o listy kogoś takiego jak Bronisław Malinowski.

Nie będę chyba oryginalny, jeśli zwrócę uwagę na upadek sztuki pisania listów. Nowe technologie odarły nas ze staranności, jaką wkładaliśmy w utrzymywanie kontaktu z kimś od nas oddalonym. Młode pokolenie nie zna już dreszczyka emocji towarzyszącego oczekiwaniu na list, otwieraniu go, wreszcie czytaniu. Kontakt listowny wymagał pewnej staranności. Wymuszał swego rodzaju oprawę, listy stawały się intymnym sposobem kontaktu miedzy ludzkiego. I właśnie zniknięcie tej formy zuboży na lata współczesne społeczności.

W tę naszą nową, ociekającą nowinkami technicznymi rzeczywistość, wkracza opasły tom, zawierający zachowane listy małżeństwa Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson. Mnogość listów tej dwójki wynika ze specyfiki pracy polskiego uczonego. Jego liczne podróże badawcze i wykłady uniemożliwiały codzienny bezpośredni kontakt z ukochaną żoną. W latach późniejszych uniemożliwiała je również postępująca choroba Elsie. Na Malinowskiego spadł wtedy obowiązek zadbania o pieniądze na opłacenie kosztownego leczenia.

Jedynym sposobem na uczestnictwo jednego z nich w życiu drugiego pozostały listy, listy zawierające nie tylko czułość i tęsknotę, ale też opis dnia codziennego wraz z troskami, jakie za sobą dzień ten przyniósł.

Dla czytelnika polskiego ciekawym będzie stosunek Elsie Masson do poznawanej ojczyzny swego ukochanego. Poznawała ją z dostępnej prasy i literatury. Po przeczytaniu Sienkiewicza postanowiła kochać i szanować ojczyznę swego męża w taki sposób, jak szanowała własną. Miłość, ale też spojrzenie krytyczne na jej historię czy obyczajowość. Stosunek właściwy komuś, dla kogo wybór nie był tożsamy z gorliwością neofity.

Mało jest jednak Polski w tych listach. Malinowski nie był bowiem, tak jak jemu współcześni, obarczony skazą nacjonalistycznego uwielbienia. Dla Malinowskiego ważniejsza była praca, przez nią czuł się bardziej kosmopolitą, obywatelem nie tylko Europy, ale całego świata.

Lektura tej dwudziestoletniej korespondencji odziera Malinowskiego z nimbu uczonego, który opisał życie seksualne społeczeństw pierwotnych. Ukazuje nam jednak kochającego męża i troskliwego ojca. Kogoś, kogo często widzimy wśród naszych znajomych czy sąsiadów. I chyba na tym odarciu nasz uczony rodak nie stracił.

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto