Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na wariackich papierach cz.4

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Ponieważ kilka tygodni temu nasz osobisty RedNacz wyjawił był, że ma dość wulgaryzmów i stanowczo oraz zasadniczo protestuje przeciw ich używaniu - przyszło mi - w związku z pewnym wydarzeniem - zająć się tematem ponownie.

Temat wdzięczny jak uśmiech Fotygi i komplementy Jarosława na temat obuwia razem wzięte.
Dodatkowo, spełniam życzenie pana Aleksandra, który w poprzednim odcinku napisał
„… Proszę o kilka następnych razów. Proponuję rozdawać je z lewa i prawa” - dzisiaj będzie prosto między oczy, czyli po sprawiedliwości, obrona niezbywalnych, demokratycznych praw do języka polskiego.

Do rzeczy. Wydarzenie miało formę cosobotniego panelu dyskusyjnego na tematy wszelkie, a dyskutanci - elita kulturalna z najwyższej półki w składzie zmiennym, lecz niezmiennie znakomitym - omawiała wydarzenia bieżące, metodą eleganckiego pleple przy dyżurnych ciasteczkach.

I otóż w sobotę, trzynastego (13!) listopada, prowadzący tę moją ulubioną audycję, pan Marcin Meller, rzucił był w ferworze dyskusji słowem, które po włosku i łacinie oznacza krzywiznę lub zakręt, całkiem niesłusznie będąc u nas określeniem wyłącznie poważnej niecnoty dziewiczej; a którego powszechne używanie w miejscach publicznych tępione jest przez purystów obyczajowych i językowych z wielkim zacięciem i powagą.

Wycinki montażysta zrobić nie mógł, bo rzecz cała szła na żywo i ja, stara przechera - ucieszyłam się z tej wpadki jak dziecko. Dla pana Mellera pechowa trzynastka, dla mnie - sama radość z patrzenia na uczestników, z których każdy na swój sposób dławił serdeczną radochę udając, że ani, ani, nic w ogóle się nie stało. Pan Materna, aby zgorszenia nie siać - zasłonił
był rękami rozradowane oblicze do momentu odzyskania online równowagi i powagi.

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, mając w uszach wypowiedź, a oczach reakcję hajlajfu przy kawiarnianym stoliku, że rzucanie słowem potępionym nie jest im całkiem obce. A ponieważ wyraźnie widać, jak się towarzystwo męczy na wizji sznurując wytwornie usta - należy podpowiedzieć substytut do rzucania w ferworze.

Ta piękna wpadka na wizji przejdzie do annałów telewizyjnych na wieki, ale ja zaczęłam się głowić nad substytutem owego potępionego słowa. Czy może je zobrazować lepiej jakaś inna krzywizna, którą można rzucić?

Po dłuższym namyśle - wzorem Pomysłowego Dobromira, któremu coś na głowę padło, mogłam zakrzyknąć - „eureka”! Przecież to bumerang! Przedmiot wystarczająco krzywy, którym mieszkańcy antypodów rzucają na okoliczność, mniejsza z tym na jaką; ważne, że odkryłam źródłosłów, braterstwo dusz z Aborygenami oraz słowo, które tym bardziej wraca
na usta, im bardziej chcemy je porzucić.

Uradowana odkryciem, po głębszej analizie i wykonanych do lustra ćwiczeniach dykcyjnych doszłam jednak do smutnego wniosku, że sprawa nie jest taka prosta i naszą rodzimą k…ę
o wiele łatwiej wyartykułować, podkreślając samo słowo tembrem oraz uczuciem z serca płynącym.

No bo proszę spróbować wygarnąć sąsiadowi w oczy:
- Jak mi bumerang jeszcze raz bumerang naszczasz bumerang na wycieraczkę, to ci bumerang nogi z „pip pip” powyrywam.

No i tak: perswazja odpowiednio zakręconą, uszu nie obraża, ale chyba każdy przyzna, że to k…nie brzmi swojsko.
Rezygnuję z tej reformy.

Meller zaliczył wpadkę na żywo.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Na wariackich papierach cz.4 - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto