MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Napieralski - czarny koń nowej lewicy? A może zwykły aparatczyk?

Tomasz Radochoński
Tomasz Radochoński
Czy obecny szef SLD ma pomysł na nową, polską lewicę? Stworzy nową jakość czy będzie kontynuatorem postkomunistycznej SLD? Czy odbierze PiS hasła wprowadzania państwa opiekuńczego- i czy w naszych polskich warunkach jest to w ogóle możliwe?

Wczoraj, nie deklarując poparcie dla żadnego z prawicowych kandydatów, Napieralski zdecydował w jedyny logiczny dla siebie sposób, także w imię zachowania części młodego elektoratu, który przejął spośród osób wcześniej sympatyzujących z PO. Nie licząc dzisiejszego dnia, kiedy to parokrotne przekładanie konferencji prasowej i ogłoszenia poparcia stało się po prostu żałosne, świetnie wykorzystał swój niezły wynik oraz umizgi PiS i PO do budowania pozycji w przyszłych wyborach parlamentarnych (jak i swojej w samym SLD).

Blair kontra Napieralski

Tylko, niestety - co z tego? Napieralski może i jest młodą lewicą, ale na pewno nie nową. Nijak mu np. do Blaira, który niestety politycznie poległ m.in. awanturą w spr. fabrykowania dowodów odnośnie konieczności obalenia Saddama - i przez sam fakt wysłania wojsk do Iraku. Ten wieloletni brytyjski premier potrafił tchnąć nowego ducha w Partię Pracy, zgrabnie łącząc realne do zrealizowania postulaty społeczne, szczególnie na gruncie edukacji, z akceptacją warunków rynkowych. Z próbami wywalczenia w ich ramach dla lewicowych postulatów tak wiele, jak tylko się da, jednak z zupełnym odżegnaniem się od rujnującego budżet rozdawnictwa czy też znaczącego podnoszenia podatków.

A Napieralski?! Oprócz mówienia o oczywistych (aczkolwiek niestety zaniedbanych w Polsce) kwestiach społecznych i obyczajowych - prawa do in vitro, wprowadzeniu Karty Praw Podstawowych itp., nie usłyszałem żadnej jego nowej i sensownej koncepcji na Polskę. Mało tego, jest kontynuatorem (jak na razie, czy zacznie jednoczyć wokół siebie rozdrobnioną lewicę i powstanie z tego nowa jakość, w co szczerze wątpię, zobaczymy) koncepcji polityki starego SLD - przed wyborami mnóstwo obietnic socjalnych: znaczne podwyżki praktycznie dla każdego, dla każdej grupy zawodowej. A gdyby przyszło do rządzenia i realiów - jestem przekonany, identycznego jak w czasach ich rządów mówienia, że budżet jest za mały i niestety się nie da realizować socjalnych obietnic kampanii wyborczej. I można co najwyżej rzucać jakieś ochłapy.

Opiekuńcze marzenia, polskie realia

SLD ( to zresztą odwieczny problem lewicy), nigdy wyraźnie nie wskazało realnych źródeł finansowania bardzo pięknej, ale zupłenie nierzeczywistej w naszych niezamożnych polskich warunkach, koncepcji państwa opiekuńczego. W którym można relatywnie mało pracować, a żyć dostatnio; w której państwo, nawet przy bardzo wysokich podatkach (do zaakceptowania przy poziomie tamtejszych zarobków i rzeczywistym komforcie życia dla prawie wszystkich obywateli) zapewnia mnóstwo bezpłatnych usług (edukacyjnych, medycznych, społecznych) na wysokim poziomie, oraz daje bezpieczeństwo socjalne, m.in. wysokie świadczenia nawet na dłuższym okresie bezrobocia.

Takie państwo to oczywiście dla obywateli i pracowników marzenie. Istnieje w 'spasionej' wiekami dobrobytu i neutralności (nie ma to jak zyskowny handel ze wszystkimi, choćby nawet z nazistami) Szwecji; generalnie, choć słabiej w całej Skandynawii, częściowo we Francji i w Niemczech. I tak jak prawie każdemu takie życie wyda się atrakcyjne, tak też prawie każdy wie, że u nas jest to zupłenie nierealne.

Kiedy te państwa, szczególnie niemal modelowa Szwecja, budowały swój dobrobyt, Polska przez prawie 200 lat!! była totalnie niszczona, gospodarczo i społecznie - zaborami, później I i II wojną światową, a wreszcie okresem 50 lat PRL, rujnującego gospodarkę i przedsiębiorczość. Prawdziwy cud, że po takich przejściach w ogóle istniejemy! I w miarę bezboleśnie przeszliśmy transformację po 89', i także, że - szczególnie w porównaniu np. do Ukrainy - także finansowo żyje nam się całkiem znośnie. Co samo w sobie po ledwie 20 latach wolności i względnej normalności jest olbrzymim sukcesem.

Mrzonki, jakie roztaczają ostatnio oprócz SLD także np. politycy PiS (choćby Kaczyński w czasie debaty prezydenckiej), że można w Polsce budować państwo opiekuńcze (a już on po wyborze na urząd prezydenta na pewno to zrobi) są zwyczajną, w 100%! nierealną "kiełbasą wyborczą". Próbami zwyczajnego okłamywania narodu - wobec ubóstwa, jakie zesłała na nas ciężka i nieraz tragiczna polska historia, o takim państwie możemy sobie tylko pomarzyć. I niestety, mimo wielkich chęci, przy obecnym niskim poziomie zamożności naszego kraju, nie ma absolutnie żadnych szans, by je w Polsce wprowadzić!

Nawet Szwecja się sypie...

Nie mówiąc już o tym, że w czasach starzejącego się społeczeństwa i ogólnego kryzysu, te modele nawet w tak zamożnych państwach zaczynają się 'sypać'; myśli się o ich zmianie, o konieczności zaciskania pasa. Co więcej, ten niemalże idealny model na dłuższą metę niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwo. Zapewnienie przez państwo dostatniego życia każdemu, nawet na dłuższym bezrobociu, nie stymuluje społeczeństwa do wysiłku czy dokształcania się, co po latach jest wyraźnie odczuwalne w postaci mniej przedsiębiorczych i słabiej wykształconych, a przy tym niezbyt chcących więcej czy lepiej pracować ludzi.

A przecież to ta grupa ludzi, dla których motywacją jest sukces, zarabianie coraz większych pieniędzy i lepsze, zamożniejsze życie; obywateli, którzy w tym celu potrafią niesamowicie ciężko pracować (jak choćby olbrzymia rzesza Polaków, prowadząca ponad milion małych i średnich firm, które to m.in. napędzają naszą gospodarkę), jest dla każdego kraju niesamowitą stymulacją do rozwoju. A co oczywiste, gdy można mieć dostatnie życie bez pracy i wysiłku, grupa ludzi gotowych do niej, i to w realiach wielkiej konkurencji na rynku i częstej
konieczności "wypruwania sobie żył" (we własnych biznesach czy harowaniem w korporacjach), znacząco się zmniejsza. I choć ze społecznego i czysto ludzkiego punktu widzenia jest to bardzo dobra wiadomość, gospodarczo i rozwojowo - fatalna dla państwa.

(Nie)puste obietnice

Partia Pracy w Wielkiej Brytanii próbowała całą rzecz - biznes i sprawy społeczne, ze znajomością realiów, bez mrzonek czy fantazji, wypośrodkować. I przez lata - patrząc i ze strony pracodawców, i uprawnień socjalnych - całkiem nieźle jej się to udawało. Do czasu kryzysu wydawało się, że znalazła złoty środek. I mimo iż cała idea teraz już raczej się wali (stąd m.in. porażka Labour Party w niedanych wyborach) wielki plus dla niej, dla nowej brytyjskiej lewicy, że próbowali coś w sferach socjalnych REALNIE zdziałać, a nie tylko mamić naród pustymi obietnicami.

Ponieważ nie żyjemy w Anglii, a w polskich realiach, mamy niby lewicowe SLD, bez nowych idei czy wizji państwa, za to z całym dziedzictwem stricte PRL-owskich działaczy, którzy Polską rządzili wiele lat. I nie licząc może tego, że było wśród nich dość wielu fachowców oraz faktu, że przynajmniej nie byli hipokrytami - robiąc sporo 'przekrętów', przynajmniej nie próbowali kreować się na tych 'Prawych i Sprawiedliwych', 'nieskalanych' i 'jedynych patriotów'.

Mających monopol na prawdę i autorytarne mówienie Polakom, jak mają żyć -
choć też przy tym niezgorszych w 'przekrętach' - vide wybitnie nieideowe targi przy koalicjach z LPR i Samoobroną, próby przeciągania cześć ich działaczy i kupczenie stanowiskami. Obsadzanie tak wielu swoich ludzi w Zarządach Spółek Skarbu Państwa z wielotysięcznymi pensjami, machlojki z teczkami i podsłuchami, niszczenie dowodów (rozbijanie laptopa i komórki) przez Z. Ziobro itd. itp. Nie licząc tych dwóch 'zalet' - dość przyzwoitej fachowości i braku, tak nieraz widocznej w polskiej polityce, a przy tym zupełnie nieznośnej hipokryzji, czy niemal neofickiej chęci niektórych partii do naginania Polaków do swoich wizji (w tych przypadkach SLD to wg. mnie raczej antyteza PiS), ta partia prawie nic dobrego dla Polski nie zrobiło.

Gra swobodami obywatelskimi...

I bardzo wątpię, czy z Napieralskim zrobi. Nie mówię o sprawach oczywistych - obywatelskiej wolności, i nie zabranianiu (tylko dlatego, że sami mamy inne poglądy) Polakom takich czy innych wyborów. Tych społecznych spraw Grzegorz Napieralski pewnie będzie bronił, i choć tu plus dla niego.

Inna rzecz, że te kwestie - choćby zwyczajnego, podstawowego prawa obywateli do wolności, także wolności i prawa wyboru (np. poprzez brak prawnych zakazów na gruncie światopoglądowym, rożnym przecież dla rożnych ludzi, religii, nawet w obrębie samego chrześcijaństwa) - wg. mnie powinien bronić każdy mający trochę pokory i empatii. Każdy, kto po prostu wierzy w wolność i państwo bez przymusu czy ciągłych zakazów - rozumianych nie anarchistycznie, a w obrębie podstawowej, klasycznej definicji wolności ("moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka"). Ni mniej, ni więcej.

I szkoda, że to właśnie lewica będzie sobie przywłaszczać te na wskroś sensowne, oparte na zwyczajnej, elementarnej zasadzie wolności, liberalne poglądy. Na nich będzie budować polityczny kapitał, w innych sferach (tzn. w realiach, nie marzeniach czy 'kiełbasie wyborczej') nic nowego nie mając do zaproponowania.

od 12 lat
Wideo

Nowy pistolet MPS z Fabryki Broni "Łucznik"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Napieralski - czarny koń nowej lewicy? A może zwykły aparatczyk? - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto