Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie będzie niczego, czyli nowa wizja Tuska

Łukasz Wolski
Łukasz Wolski
"Nie będzie niczego", mówił kiedyś Krzysztof Kononowicz, były kandydat na prezydenta Białegostoku. Dziś te słowa na czyny zdaje się zamieniać premier Tusk. A wszystko po to, by dostać się do wyśnionego pałacu prezydenckiego.

Tonący premier brzytwy się chwyta i (pozornie) wydaje walkę hazardzistom. Tusk chce delegalizacji tzw. jednorękich bandytów i hazardu w internecie. Ostatnia afera związana z Zbigniewem Chlebowskim mocno nadwyrężyła zaufanie wyborców wobec premiera, ten zaś próbuje to jakoś odkręcić. Zdymisjonował wyżej wspomnianego Chlebowskiego, zdymisjonował Mirosława Drzewieckiego, Andrzeja Czumę i kilka innych osób, w tym Bogu winnego wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda. Pod Tuska zagrał z kolei Schetyna, który pozornie został ukarany, ale prawdę mówiąc, przesunął się tylko ze stołka na stołek, jednocześnie jednak stracił sporo wpływów (co mogło ucieszyć premiera).

To jednak było za mało, nie wszyscy uwierzyli, że premier rzeczywiście nie ma nic wspólnego z tą aferą, że w PO nie toleruje się tak zażyłych powiązań polityków ze światem biznesu. Zapłacą więc ludzie zajmujący się hazardem, gdyż obok wspomnianej delegalizacji tzw. jednorękich bandytów i hazardu w internecie, mają zostać podniesione podatki w tej branży. Decyzje teoretycznie uderzające w pewien układ, skutki mogą być jednak odwrotne. Hazard może się rozwijać nielegalnie, a korzyści, i to ogromne, czerpać będą mafijni działacze, dla których decyzja premiera może się okazać wspaniała. Nie ma to jednak znaczenie, przynajmniej dla Donalda Tuska, człowieka, dla którego (jak dotychczas) niespełnionym marzeniem jest pałac prezydencki. Wydaje się więc, że w tym przypadku cel uświęca środki, a jeżeli coś może przeszkodzić premierowi, to po prostu tego nie będzie. I nie będzie niczego.

W swojej długiej już politycznej karierze, Donald Tusk spotkał wielu ludzi, którzy byli w stanie mu zagrozić. Każdego z nich potrafił jednak pokonać, usunąć w cień, zmarginalizować. Przyjrzyjmy się zatem niektórym z nich.

Zyta Gilowska, niegdyś czołowa działaczka Platformy Obywatelskiej, mająca w partii silną pozycję, została z niej usunięta z dość błahych powodów: mianowicie zarzucono jej nepotyzm. Ogromnie wrażliwy na takie sprawy Tusk zareagował szybko i bezwzględnie, gdyż takich działań tolerować nie może. Jak to się natomiast ma do poczynań jego koalicjantów z PSL? Nijak.

Maciej Płażyński i Andrzej Olechowski to, obok Donalda Tuska, założyciele PO. Wraz z obecnym premierem tworzyli zgrane trio. Trzech to jednak za dużo jak na partię posiadającą wiele elementów ugrupowania wodzowskiego. Rywalizację o przywództwo wygrał Tusk (wspierany przez takich polityków jak Schetyna czy Chlebowski), a swoich kompanów skutecznie odsunął w cień.

Jan Rokita w PO pełnił nieformalną funkcję lidera skrzydła konserwatywnego. W 2005 roku, w przypadku wygranej PO w wyborach parlamentarnych, miał zostać premierem. Wydawało się to logiczne, ponieważ Tuskowi bardziej zależało na prezydenturze. Gdy w pałacu zasiadał już Lech Kaczyński, a PiS ogłosił przedwczesne wybory parlamentarne, do stołka premiera kandydowałby już nie jeden, a dwóch liderów PO. Znów okazało się, że to za dużo, znów Tusk zwyciężył, natomiast Jan Rokita został odesłany w niebyt.

Zdarzali się też politycy spoza PO, których Tusk próbował wyeliminować. Powołanie na szefa Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego miało na celu zniszczenie jego imiennika - Ziobry. Przez cały czas swojego urzędowania, Ćwiąkalski zajmował się tylko rozliczaniem swojego poprzednika. Można o nim śmiało powiedzieć: Zbigniew "zniszczę Ziobro" Ćwiąkalski.

Niepokojąco wysokie wyniki w sondażach uzyskiwał i uzyskuje nadal (mimo ogłoszenia, że w wyborach nie wystartuje) Włodzimierz Cimoszewicz. Premier sprytnie zaproponował mu kandydowanie na sekretarza Rady Europy. Kandydatura o tyle dziwna, że Cimoszewicz wywodzi się ze środowiska lewicowego, tak samo jak jego kontrkandydat do tego stanowiska. Należało zatem poszukać raczej kogoś powiązanego z prawicą, gdyż tylko taki kandydat pozwalał myśleć o wygranej (z racji tego, że niedawno Jerzy Buzek objął bardzo wysokie stanowisko w UE).

Wokół Donalda Tuska zrobiło się zatem wyjątkowo pusto. Wybijające się jednostki, czy to stricte partyjne, czy też z rządu, zostały w dużej mierze zmarginalizowane. Na horyzoncie pozostał jedynie Radosław Sikorski, Janusz Palikot i Jarosław Gowin, który ostatnio zdecydowanie zaczyna "uwierać" premierowi.

Założenie, że jeśli coś może zaszkodzić Tuskowi, to trzeba to usunąć, wydaje się przyświecać naszemu premierowi. Najnowszą ofiarą zdają się być hazardziści i szef CBA. Gorzej, gdy kolejne rzeczy albo ludzie, zaczną zagrażać Platformie i znajdą się na swego rodzaju liście rzeczy, z którymi trzeba się rozprawić. Czy już wkrótce nie będzie niczego? Tego nie wiemy, chociaż jedno jest pewne: nie ucierpi Kościół, bo przed tym premier zawsze się ugnie. Jeśli bowiem środowisko katolickie pokiwa palcem na Tuska, to ten z pewnością kilka punktów w sondażach straci.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto