Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowa reklama Coca-Coli. Napój bez smaku

Paweł Janus
Paweł Janus
Coca-Cola przedstawia kolejną łzawą reklamę wychwalającą przyjaźń, solidarność, empatię. Tym razem o biednym Polaku, któremu Hiszpanie podarowują butelki po Coca-Coli, żeby mógł wrócić do domu i odwiedzić rodzinę.

Coca-Cola przedstawia kolejną łzawą reklamę wychwalającą przyjaźń, solidarność, empatię. Tym razem o biednym Polaku, któremu Hiszpanie podarowują butelki po Coca-Coli, żeby mógł wrócić do domu i odwiedzić rodzinę.

Robotnik z Polski, pracujący w Hiszpanii. Budowa, koledzy. Zdjęcie dziecka w portfelu z rękami wyciągniętymi w kierunku taty, rysunek z napisem "Tata". Tęsknota, bieda, smutek, a Jacek (hiszp. Javi) nie ma wyraźnie żadnych szans na powrót do domu. I nagle, pijąc Coca-Colę, oświeca go - może wygrać wyjazd na Mistrzostwa Europy do Polski i spotkać się w końcu z rodziną. Patrzy na nakrętkę... Rozczarowanie. Wracamy do smutku. Ale od czego są hiszpańscy przyjaciele, którzy darowują Jackowi swoje butelki. Jest pięknie.

Niedowiarkom polecam obejrzenie reklamy Coca-coli:

Poza całym niesmacznym epatowaniem smutkiem i przygnębieniem w reklamie, której wydźwięk powinien być jednak optymistyczny, jest ona zwyczajnie szokująca. Z wielu powodów - szokuje absolutna niekompetencja "speców" od reklamy amerykańskiego koncernu. Ponadto utrwala jakiś zapomniany już dawno przez świat stereotyp Polaka, gastarbeitera, którego nie stać nawet na bilet w Wizzairze za 40 euro w jedną stronę. Wydaje się niemożliwe, aby wiedza hiszpańskich marketingowców o realiach współczesnej Europy, aż tak kompletnie rozjeżdżała się z rzeczywistością. Nierealność całej tej sytuacji, w połączeniu z przygnębiającą atmosferą, jest wyraźnie niestrawna. Nawet odległość z Hiszpanii do Polski nie powinna przerażać szeregowego Hiszpana. Wydaje się wielce prawdopodobne, że autorami reklamy są Amerykanie, którzy prawdopodobnie Europy nie znają, w Polsce nie byli i dla których polskie stereotypy są ciągle kształtowane przez "wczesnego Reagana".

Problem wydaje się szerszy. Te same wiecznie żyjące w amerykańskiej świadomości stereotypy, są odpowiedzialne chociażby za nierozwiązany do tej pory problem wiz dla Polaków. Prominentni przedstawiciele amerykańskiej administracji nie widzą nic niestosownego w swoich wypowiedziach i nawet nie zdają sobie sprawy z tego jak bardzo są śmieszni, gdy po raz kolejny publicznie zapewniają o wielkiej przyjaźni i sympatii dla Polski oraz chwalą "najwierniejszego sojusznika" czy proszą o pomoc polską Ambasadę w reprezentowaniu ich interesów w Syrii, gdy sami dają nogi za pas.

Niestety, to pragnienie popadania w śmieszność i brak szacunku dla inteligencji polskiego obywatela udziela się również polskiemu rządowi. "Departament Stanu USA, mając na względzie szczególny charakter relacji polsko-amerykańskich, a także pozycję Polski w regionie Bliskiego Wschodu, zwrócił się do władz Rzeczypospolitej Polskiej z prośbą o reprezentowanie interesów USA w Syrii" – czytamy w komunikacie zamieszczonym na stronach internetowych resortu spraw zagranicznych. Oczywiście, Polska, kierując się nakazem solidarności międzynarodowej "w duchu przyjaźni polsko-amerykańskiej", pozytywnie odpowiedziała na prośbę. Ile razy Amerykanie mają nam jeszcze pokazać środkowy palec, żebyśmy w końcu ostudzili ich przekonanie o naszej naiwności?

My, oczywiście, będziemy jeszcze przez kolejną dekadę traktowani w USA jak obywatele drugiej kategorii, a nasze zaangażowanie w misje "pokojowe" w Iraku, Afganistanie, Syrii będą uznawane za nasz sojuszniczy obowiązek, który im się należy jak psu zupa. Jest tak, ponieważ tak traktować się dajemy, a polskie rządy przyzwyczaiły naszych amerykańskich partnerów, że Polacy są jak żona pijaka, którą można znieważać, poniewierać, poniżać, a która zawsze z otwartymi rękami przywita swojego męża ciepłą strawą.

Powracając do opisanej na wstępie reklamy, stawiam pytanie: Kto jest odpowiedzialny za wypuszczenie na rynek tak idiotycznej (bo nawet nie obraźliwej) reklamy? Pytań do polskiego rządu o politykę wobec USA nie ma sensu stawiać, bo standardowo usłyszymy o "strategicznym sojuszu", "przyjaźni" i "partnerstwie". Sam na czas Mistrzostw Europy wybieram się do kuzynki w Barcelonie, gdzie na La Rambli z przyjemnością popijał będę Pepsi.

Znajdź nas na Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto