Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

OE: Groclin znów demoluje, kryzys w Legii i Koronie

Krzysztof Baraniak
Krzysztof Baraniak
Oprawa kibiców Widzewa Łódź w meczu z Lechem Poznań
Oprawa kibiców Widzewa Łódź w meczu z Lechem Poznań Krzysztof Baraniak
Będący w rewelacyjnej formie Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski rozgromił Polonię Bytom aż 5:0, dzięki czemu awansował na drugie miejsce w tabeli. Po raz kolejny rozczarowały Legia Warszawa i Korona Kielce, przegrywając odpowiednio z Zagłębiem Sosnowiec i Ruchem Chorzów. Podsumowanie 20. kolejki Orange Ekstraklasy.

Na początku rundy wiosennej Groclin przypomina rozpędzoną lokomotywę, bez litości taranując wszystko, co napotka na swej drodze. Po pewnych zwycięstwach nad Legią i GKS Bełchatów, podopieczni Jacka Zielińskiego znokautowali na własnym stadionie Polonię Bytom. Worek z bramkami już w 3. minucie otworzył imponujący skutecznością w ostatnich tygodniach Adrian Sikora, wykańczając piękną akcję kolegów z zespołu. To właśnie Sikora dołożył również kolejne dwa trafienia, dzięki czemu w klasyfikacji strzelców zrównał się z Takesure Chinyamą i Pawłem Brożkiem (z tym drugim tylko na jeden dzień). W 57. minucie na 4:0 podwyższył Jarosław Lato, a ostatni gwóźdź do trumny bytomian wbił w 81. minucie wprowadzony na boisko Błażej Telichowski. Na słowa uznania w sobotni wieczór zasłużyli również kibice, przez całe spotkanie głośno dopingując Dyskobolię. Nie było obelg pod adresem prezesa Zbigniewa Drzymały, który po sezonie przenosi drużynę do Wrocławia. Wydaje się, że jeśli Groclin nadal będzie grać tak jak w ostatnich meczach, fani niejednokrotnie pokonają odległość 150 km, by móc oklaskiwać piłkarzy. Wiosenny bilans grodziszczan jest imponujący. W trzech kolejkach Dyskobolia zdobyła komplet punktów, strzeliła dziesięć goli (nie tracąc żadnego) i awansowała na fotel wicelidera tabeli.

Faworyci zawodzą. Sensacja w Sosnowcu...

O wiele gorzej spisują się inni kandydaci do walki o miejsce gwarantujące start w europejskich pucharach. Po wymęczonym zwycięstwie nad ŁKS, zawodnicy Legii mieli odzyskać twarz w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, najsłabszą drużyną ligi. W pierwszej połowie "Wojskowi" bombardowali bramkę sosnowiczan, czego jedynym efektem było jednak trzynaste w sezonie trafienie Takesure Chinyamy. W 53. minucie gospodarze doprowadzili do wyrównania. Po dośrodkowaniu Marcina Komorowskiego piłkę głową do siatki skierował z bliska rezerwowy Rafał Bałecki. Legia atakowała, stwarzała sytuacje strzeleckie, ale żadnej z nich nie potrafiła wykorzystać. Kibice w Sosnowcu modlili się zapewne o uratowanie punktu, tymczasem w 90. minucie przecierać mogli oczy ze zdumienia. Zwycięskiego gola dla Zagłębia zdobył bowiem wprowadzony dwie minuty wcześniej Marcin Folc Warszawianie przegrali drugi raz w rundzie wiosennej, a niedawne marzenia o dogonieniu w tabeli Wisły Kraków podopieczni Jana Urbana zamienić muszą na plan zaciętej walki o wicemistrzostwo Polski.

...i Kielcach

W kryzysie coraz bardziej zagłębia się również Korona Kielce, która przez wielu typowana była do roli rewelacji rundy wiosennej. Oznaką do niepokoju była dla kibiców już zeszłotygodniowa porażka z Odrą Wodzisław, odpowiedź na pytanie o faktyczną dyspozycję zespołu Jacka Zielińskiego przynieść miało spotkanie przed własną publicznością z Ruchem Chorzów. W 43. minucie przez trybuny stadionu przy ul. Ściegiennego przelała się jednak pierwsza fala rozczarowania. Marcin Nowacki świetnie podał do Gabora Straki, którego w polu karnym sfaulował Wojciech Kowalewski. Jedenastkę wykorzystał Piotr Ćwielong i "Niebiescy" cieszyć się mogli z prowadzenia. Gospodarze dążyli do wyrównania, jednak stać ich było wyłącznie na uderzenia z dystansu Mariusza Zganiacza. Z tymi bez problemu radził sobie Robert Mioduszewski. Najlepszą okazję kielczanie stworzyli sobie w 70. minucie, szczęście było jednak po stronie Ruchu. Po dośrodkowaniu Pawła Sobolewskiego w poprzeczkę trafił bowiem Marcin Kuś. Ostateczny cios Koronie w 82. minucie zadał Pavol Balaz, pokonując Kowalewskiego pięknym strzałem z rzutu wolnego. W trzech meczach piłkarze Kolportera zdobyli tylko jeden punkt, chorzowianie aż siedem, dzięki czemu znacznie oddalili się od strefy spadkowej.

Czerwono na boisku i na trybunach

Do piłkarskiego święta doszło w piątkowy wieczór w Łodzi, gdzie Widzew podejmował Lecha Poznań. Ligowe pojedynki obu drużyn od kilku lat są gwarancją wielkich emocji zarówno na boisku, jak i na trybunach. Oprócz kompletu widzewskich kibiców, na stadionie przy al. Piłsudskiego zjawiła się 2-tysięczna grupa fanów z Wielkopolski. Obie strony stworzyły fantastyczne widowisko, prześcigając się w głośności dopingu i efektowności prezentowanych opraw. Obraz z piekła rodem dały odpalone w tym samym momencie czerwone race. - Wspaniałe zachowanie kibiców miało duży wpływ na przebieg meczu - ocenił później trener Widzewa Marek Zub. Choć to jego podopieczni od początku dyktowali tempo gry, gola jako pierwsi zdobyli poznaniacy. Konkretnie Hernan Rengifo, który wykorzystał dokładne dośrodkowanie z rzutu rożnego i gapiostwo łódzkich obrońców. Chwilę później gospodarze stracili ponadto Roberta Kłosa, który za obrażenie sędziego obejrzał drugą żółtą kartkę. Liczebność zawodników w obu drużynach szybko się jednak wyrównała, gdyż za niezwykle brutalny faul na Adrianie Budce boisko opuścić musiał Ivan Djurdjević. Widzew wyrównał w 82. minucie, kiedy po odbitym od nóg obrońców strzale Budki w sytuacji sam na sam z Krzysztofem Kotorowskim znalazł się Wojciech Szymanek i spokojnie pokonał bramkarza Lecha. - Wojtek zrehabilitował się za przegrany pojedynek główkowy z Rengifo - powiedział po meczu Marek Zub. Szalę zwycięstwa na korzyść łodzian przechylić mógł jeszcze rezerwowy Piotr Kuklis, ale po jego uderzeniu w końcówce piłka minęła bramkę i mecz zakończył się remisem.

Czytaj także:
Spektakl kibiców w Łodzi, Widzew zremisował z Lechem
Zobacz zdjęcia z meczu

O wiele mniej emocji dostarczyło inne spotkanie 20. kolejki rozgrywany w Łodzi. Na stadionie przy al. Unii ŁKS grał z Cracovią. Kibice nie zobaczyli ani goli, ani wielu ciekawych akcji. To kolejna strata punktów łodzian, którzy są coraz bliżej tego, aby na stulecie istnienia klubu pożegnać się z ekstraklasą.

Obrońcy między słupkami

Wysokie zwycięstwa przed własną publicznością odniosły Górnik Zabrze i Zagłębie Lubin. Po dwóch porażkach z rzędu spotkanie z Jagiellonią Białystok było dla zabrzan bardzo ważne. Gospodarze szybko ruszyli więc do ataku, jednak na pierwszego gola czekać musieli aż do 39. minuty. Wtedy po wspaniałej akcji indywidualnej i minięciu dwóch obrońców Jacka Banaszyńskiego pokonał Piotr Madejski. Górnik ani przez chwilę nie stracił panowania nad przebiegiem gry. Na 2:0 podwyższył Tomasz Zahorski, a w 68. minucie strzelecką niemoc przełamał wreszcie Dawid Jarka. Młody napastnik zdobył jedenastą bramkę w tym sezonie i pierwszą od dziewięciu meczów. Nie był to jednak koniec wrażeń na stadionie im. Ernesta Pohla. W 85. minucie drugą żółtą kartką za faul przed polem karnym ukarany został Banaszyński (pierwszą obejrzał za krytykę orzeczeń sędziego w pierwszej połowie). Jako że Jagiellonia wykorzystała już limit zmian, między słupkami białostockiego zespołu stanął...Radosław Kałużny. Były reprezentant Polski obronił trzy strzały, w tym mocne uderzenie Tomasza Hajto z rzutu wolnego. Co ciekawe, konieczność powierzenia roli bramkarza zawodnikowi z pola zaistniała również w szeregach Górnika. W doliczonym czasie gry kontuzję odniósł Boris Pesković, którego zastąpił Hajto. Ten nie miał jednak okazji do interwencji. Ostatecznie zabrzanie pewnie wygrali z "Jagą" 3:0.

Takim samym rezultatem zakończyło się spotkanie Zagłębia z Odrą Wodzisław. Prowadzenie dla gospodarzy uzyskał już w 3. minucie Michał Stasiak. "Miedziowi" grali spokojnie, nie pozwalając rywalom rozwinąć skrzydeł. Drugiego gola zdobył Piotr Włodarczyk, dla którego było to również drugie trafienie od czasu transferu do Lubina. W końcówce meczu zasłużone zwycięstwo Zagłębia przypieczętował jeszcze Maciej Iwański. W trzech wiosennych kolejkach podopieczni Rafała Ulatowskiego wywalczyli siedem punktów i zrównali się w tabeli z Koroną Kielce.

Kolejne gole Zieńczuka i Brożka

Na zakończenie weekendu na polskich boiskach ligowych Wisła Kraków podejmowała PGE GKS Bełchatów. Zawodnicy "Białej Gwiazdy" dalecy są jeszcze od formy, jaką zachwycali w rundzie jesiennej, lecz do niedzielnego starcia podchodzili niezwykle zmotywowani. W poprzednim sezonie to właśnie GKS przerwał fantastyczną serię krakowian bez porażki przed własną publicznością. Dwie bramki dla bełchatowian strzelił wówczas Radosław Matusiak. Dziś występ napastnikowi Wisły uniemożliwiła kontuzja, jednak jego koledzy od początku zabrali się do ataku. W 10. minucie gospodarze mogli wyjść na prowadzenie, gdyby z kilku metrów do bramki głową trafił Paweł Brożek. Zespół Macieja Skorży nie potrafił udokumentować przewagi aż do 59. minuty. Wtedy kibicom o swojej skuteczności z jesieni przypomniał Marek Zieńczuk, po raz trzynasty w tym sezonie pokonując trafiając do siatki rywali. Wynik meczu tuż przed końcowym gwizdkiem ustalił Brożek, dla którego był to z kolei czternasty gol. Dzięki temu napastnik Wisły został samotnym liderem klasyfikacji strzelców (trzynaste trafienia zaliczyli w 20. kolejce Takesure Chinyama i Adrian Sikora).

Wyniki 20. kolejki Orange Ekstraklasy:

Widzew Łódź - Lech Poznań 1:1
Zagłębie Sosnowiec - Legia Warszawa 2:1
Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski - Polonia Bytom 5:0
Kolporter Korona Kielce - Ruch Chorzów 0:2
ŁKS Łódź - Cracovia 0:0
Górnik Zabrze - Jagiellonia Białystok 3:0
Zagłębie Lubin - Odra Wodzisław 3:0
Wisła Kraków - PGE GKS Bełchatów 2:0

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto