Prince wystąpił zgodnie z oczekiwaniami w wielkim stylu - z tonami konfetti, w cekinowym garniturze, z pięknymi wokalistkami i z niebywałą umiejętnością sterowania tłumem. Jeśli wierzyć jego słowom (a pewnie miał informacje z najlepszych źródeł), koncert oglądało 60 tysięcy osób. Jak sięgam pamięcią, w ciągu pięciu widzianych przeze mnie Openerów żaden koncert nie przyciągnął takich tłumów.
Zaraz po tym występie świętowaliśmy oficjalnie urodziny festiwalu - podziękowaniami Mikołaja Ziółkowskiego dla wszystkich, którzy budowali festiwal, odliczaniem i kilkuminutowym pokazem fajerwerków w rytm remiksu największych hitów, które na dziesięciu edycjach zabrzmiały.
Poza fetą zdarzyło się kilka ciekawych muzycznie rzeczy - Paristetris z premierą nowego, przedziwnego teledysku i świeżymi nagraniami, legendarny Primus w żywiołowym, technicznie oszałamiającym koncercie, Asteroids w bardzo równym, trochę monotonnym, ale rzetelnie zagranym popowym show czy spóźniony o półtorej godziny Big Boi, którego sprzęt odmówił posłuszeństwa po zetknięciu z polskimi przełącznikami. Tłum doczekał się go o drugiej - ale w zamian dostał zupełnie niezły kawałek nowej muzyki z domieszką staroci Outkast.
Wkrótce długo wyczekiwany koncert The Strokes, mniej ekscytujący The Wombats, młody geniusz James Blake, wreszcie M.I.A. na dużej scenie i Deadmau5 z soczystą dawką techno. Ach, nie zapominajcie, że świetnie tańczy sie również przy Chromeo, którzy o 1 w nocy rozpalą scenę w namiocie.
Czytaj także: Gwiazdy Open'er Festival 2011 - Hurts
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?