Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Parytety nie mają szans

Katarzyna Szwed
Katarzyna Szwed
Zakończyło się trwające od lata zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o parytetach na listach wyborczych. 147.439 osób wyraziło swoje poparcie, w tym wiele o znanych nazwiskach. A wszystko to właściwie po nic.

Połowa dla drugiej połowy, "Gazeta za parytetem, jak aktywować kobiety... To hasła ze strony "Gazety Wyborczej", każdą czcionką popierającej obywatelski projekt wprowadzenia parytetów na listach wyborczych. I zachęcającej do popierania, również za pomocą błyśnięcia znanymi nazwiskami tych, którzy już poparli. Kongres Kobiet na swojej stronie dziękuje wszystkim, którzy poświęcając swój czas i energię zbierają podpisy pod ustawą o parytetach płci na listach wyborczych.

Tymczasem cały ruch wraz ze swoim entuzjazmem (skądinąd niebezpodstawnym, inicjatywa zyskała zarówno rozgłos, jak i poparcie części społeczeństwa) z prawnego punktu widzenia jest skazany na porażkę, niezależnie od ilości zebranych podpisów. Ponadto może pozostawić pozostawić atmosferę lekkomyślności oraz marnotrawstwa wokół samej instytucji obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, a to będzie szkodą dużo większą niż odrzucenie jednego projektu.

Gwoli przypomnienia - parytet, z łacińskiego paritas, oznacza równość. W rozumieniu współczesnym to zagwarantowanie określonym grupom społecznym możliwości udziału w pozostającym w ich zakresie zainteresowań zakresie działalności, głównie związanym z sektorem publicznym. W znaczeniu, jakie nas interesuje, parytety to zagwarantowanie każdej z płci 50 proc. miejsc na listach wyborczych (nie docelowo w parlamencie, co jest często przekręcane).

Należy odróżnić system parytetowy od systemu kwotowego, nieco bardziej giętkiego. Kwota to zagwarantowanie w ustawie minimalnej ilości miejsc na liście wyborczej, jakie mają przypadać danej płci. Przykładowo kwoty można ustalić na 30 proc. - oznacza to, że 30 proc. miejsc musi przypaść kobietom, 30 proc. mężczyznom, pozostałe 40 proc. partia obsadza samodzielnie. Parytety nie pozostawiają marginesu dla samodzielnych decyzji organizacji.

A dlaczego projekt ustawy, pod którym pojawia się tyle znanych nazwisk, nie ma szans na stanie się obowiązującym prawem? Przyczyna jest obiektywna i dość prosta, wystarczy uważniej przyjrzeć się ulubionemu fragmentowi Konstytucji osób popierających wprowadzenie parytetów. W walce o równouprawnienie entuzjaści tego rozwiązania powołują się na art. 33 Konstytucji RP. Słowo "równość" jest w nim kluczowe - równość płci we wszystkich sferach życia.

Wydaje się, że zdanie jest proste i zrozumiałe - ma być po równo, to po równo, dyskryminacji ustawodawca nie popiera. A skoro wszystkie akty prawne obowiązujące na terenie kraju muszą być zgodne z Konstytucją, ustawodawca wtórny musi się do przepisu Konstytucji dostosować. Jak wygląda realizacja w praktyce, wiadomo - ale na papierze musi być zgodne i już.

Tymczasem projekt, o który walczy między innymi Kongres Kobiet, jest ewidentnie niekonstytucyjny. Mianowicie stanowi, że liczba kobiet na listach wyborczych (okręgowych, do rad gmin, do Parlamentu Europejskiego) nie może być mniejsza niż liczba mężczyzn. W ilustracji liczbowej, oznacza to 50 proc.+ dla kobiet i 50 proc.- dla mężczyzn. Nie "po równo", tylko "dla nas równo lub więcej". Wręcz zabawne - proponowane parytety są niezgodne dokładnie z tym samym artykułem Konstytucji, na który w swoim wstępie powołuje się ustawa mająca je wprowadzić .

Równością praw najbliższą projektowi obywatelskiemu byłoby wprowadzenie parytetów w rozumieniu klasycznym, czyli podziału miejsc na listach wyborczych po połowie - 50 proc. dla kobiet, 50 proc. dla mężczyzn. Obecna wersja projektu w interpretacji konstytucyjnej prowadzi do... dyskryminacji mężczyzn. Oczywiście, gdy ma się świadomość, że obecnie kobiety zajmują zaledwie 20,2 proc. miejsc w Sejmie, a 8 proc. w Senacie, argumentacja oparta na dyskryminacji w drugą stronę brzmi kuriozalnie.
Mężczyźni wyparci z list wyborczych, dyskryminowanych w dostępie do funkcji publicznych - wizja ta wydaje się równie prawdopodobna, co powstanie polskiej kolonii na Marsie na Euro 2012. Ale Konstytucja stoi ponad bieżącą sytuacją społeczno-polityczną. Niezależnie od odczuć czy prawdopodobieństwa, każda ustawa musi być z nią zgodna. Tymczasem projekt ustawy o parytetach jest dyskryminujący dla mężczyzn - zatem zgodny nie jest.

Właściwie w tym miejscu powinna kończyć się jakakolwiek dyskusja odnośnie omawianego tekstu. Zaznaczam - nie ze względu na jego zamierzenia i cele, poglądy zwolenników czy przeciwników. Uchwalona ustawa musi być zgodna z Konstytucją. Ta by nie była. I tyle.

Zbieranie podpisów, rozpoczynanie szeroko zakrojonych działań względem projektu, który ze względów obiektywnych nie ma szans przetrwania, jest niestety marnotrawstwem - zaufania i zapału ludzi do akcji społecznych. Przy okazji także ciosem dla samego pragnienia bezpośredniej ingerencji w proces ustawodawczy - cóż po aktywności, jeżeli była bezcelowa od samego początku?

Uchwalanie niekonstytucyjnych ustaw, z premedytacją, z powodu zwykłej głupoty bądź niedostatków w wiedzy prawniczej twórców, nie jest dla naszych posłów niczym niezwykłym, wystarczy wspomnieć słynną ustawę lustracyjną. Czasami wręcz wydaje się, że parlamentarzyści stosują zasadę "A może się uda", zamiast szukać rozwiązań zgodnych z Konstytucją. Podobna logika może mieć umocowanie w praktyce, gdy mowa o projektach sejmowych, mających poparcie wśród posłów czy grup interesu, uchwalanych we względnej ciszy medialnej.

Wydaje się natomiast naiwnością mobilizowanie obywateli i zbieranie podpisów pod projektem, o którym wiadomo, że prędzej czy później zostanie uznany za niekonstytucyjny, i na dodatek mającym niewielkie poparcie legislatywy, tradycyjnie obojętnej na problemy kobiet. Jak długo projekt przetrwa? Z wnioskiem o orzeczenie zgodności z Konstytucją może wystąpić prezydent, marszałek Sejmu, marszałek Senatu, premier, 50 posłów, 30 senatorów... (art. 191 Konstytucji RP). Poprawki do projektu mogą wnieść posłowie - pytanie, czy to zrobią, a jeśli tak, to co zmienią. Oraz, czy w ogóle będą zainteresowani na tyle, by cokolwiek poprawiać.
Kobiety w Polsce są dyskryminowane w wielu sferach życia społecznego, może to być uznane za fakt bezdyskusyjny. Niewielka liczba kobiet w parlamencie, wśród wykładowców i pracowników wyższych uczelni, niższe zarobki za wykonywane zadania, pytania o plany rodzinne podczas rozmów o pracę... Wobec skali tych problemów droga parytetów wydaje się być drogą na skróty, bardziej dla rozgłosu, niż faktycznych, głębokich przemian. Forsowanie obecnego projektu działa na szkodę zarówno instytucji podziału miejsc na listach wyborczych, jak i wizerunku kobiet aktywnych politycznie.

Fiasko tak głośnej akcji może zakończyć się krzywdzącym, ale trwałym, i uargumentowanym, co jest nawet gorsze, podsumowaniem niechętnych - znowu te feministki jakichś głupot nawymyślały, tak to jest, jak się baby do poważnych rzeczy biorą. Zapamiętana zostanie nie próba zmiany na lepsze sytuacji kobiet w sferze życia publicznego, a głośna porażka z powodu mankamentu, który można było łatwo usunąć.

Drogi na skróty niewiele mogą zmienić. Drogi na skróty z góry skazane na niepowodzenie - jeszcze mniej. Więcej zmieniającą drogą do faktycznej równości płci jest edukacja na wszystkich poziomach, a przez nią zmiana nastawienia społecznego do przydzielonych płciowo zadań. Prawdziwym znakiem uzyskanej równości płci będzie nie zdobycie parlamentu przez kobiety, a uznanie przez mężczyznę pracy polegającej na zajęciu się domem za nieujmującą mu godności. Ale także randka przebojowej businesswoman z wychowawcą przedszkolnym, przy czym żadna ze stron nie pomyśli nawet o odrzuceniu drugiej ze względu na pracę czy pełnioną funkcję.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto