Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska zniewolona przez tradycję?

Agnieszka Janiak
Agnieszka Janiak
My, Polacy, lubimy świętować rocznice. To zdanie określa polską mentalność trochę tendencyjnie i na wyrost, ale przecież właśnie stereotypy wzbudzają najbardziej krwawe dyskusje i doprowadzają do erystycznych rękoczynów.

A rocznica wprowadzenia stanu wojennego to przecież doskonała okazja, by rzucić się w otchłań martyrologii. Czy aby na pewno?

Przyznaję się bez bicia, że większą część wczorajszego dnia przeżyłam w błogiej nieświadomości. Zegarek poszedł w odstawkę, zacisze położonego na obrzeżach Lublina osiedla dawało przyjemne uczucie odosobnienia, a zaglądanie do jakichkolwiek serwisów informacyjnych wydawało się bluźnierstwem w obliczu uroku sobotniego przedpołudnia. Przyszła jednak chwila, gdy postanowiłam zaspokoić potrzebę rozruszania kości. Wyruszyłam więc (autobusem, rzecz jasna) w stronę Empiku.

Początkowo wszystko szło jak po maśle. Empik otwarty, półki pełne dóbr intelektualnych, powietrze przesiąknięte muzyką, słowem pięknym i cudnym obrazem, w portfelach szelest banknotów (albo grzechot wszelkiej maści kart płatniczych). Żyć nie umierać, bogactwo polskiej i światowej kultury aż biło po oczach. Obejrzałam więc co trzeba, przeczytałam to i owo (a nawet pokusiłam się o zakup!) i po kilku bitych kwadransach, otumaniona natłokiem wrażeń, wydostałam się na zacne Krakowskie Przedmieście. Tu spokój mojego ducha został naruszony.

„Obława! Obława! Na młode wilki obława / Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane!” Ciągle żywy bard, Jacek Kaczmarski. Nie ukrywam, że dochodzący z głośników śpiew skutecznie przykuł moją uwagę. Zręcznie przedostałam się na drugą stronę ulicy i ruszyłam w stronę tłumu, który – na oko całkiem spory – okupował większą część Placu Litewskiego.

Prowizoryczny telebim z militarnymi migawkami, przechadzający się tu i ówdzie tajemniczy panowie we współczesnych zbrojach, naznaczeni piętnem „ZOMO”, wreszcie zwykli obywatele dzierżący w dłoniach flagi z napisem jednoznacznym: Solidarność.

Olśnienie. 13 grudnia. 27 lat temu. 1981. Cztery lata przed moimi narodzinami. Ogarnęło mnie lekkie uczucie wstydu, bo jak to tak, urodzona za komuny, pierwsze lata życia pędząca na kartkach, a tu – taka gafa. Zapomniałam o rocznicy. Cóż, zdarza się, uczucie żalu implikuje możliwość poprawy. Postanowiłam rozejrzeć się uważniej po zgromadzonych licznie twarzach współobywateli.

I tu nastąpił dysonans poznawczy. Telebim? Owszem, okupowany, na ekranie film dokumentalny o pamiętnym 13 grudnia, ale po chwili nastąpiła awaria, przerwa, a może koniec dokumentu i oczom zebranych ukazał się pulpit Windowsa. Widzowie momentalnie się rozeszli. Okrzyki „Solidarność! Solidarność!” – tak, ale zaraz potem: „Ty, k...a no, no wiesz k...a, hehehe…” Robiąca wrażenie inscenizacja walki zomowców z cywilami, ale jednocześnie uśmiechy na twarzach i śmiechy w ustach – zupełnie jakby udział w symulacji stanowił li i jedynie dobrą zabawę.

Ludzie przechadzali się, gaworzyli, petardy strzelały, biedna, wystraszona psina ujadała, a ja za nic nie mogłam odnaleźć w całej tej scenerii tak zwanego ducha prawdziwości. Zbyt jaskrawo rysował mi się bowiem obraz imprezy towarzyskiej zorganizowanej „przy okazji”, bo będzie ciekawie, bo można pójść, bo trzeba, bo nie ma nic lepszego do roboty. Nawet pięknie wydrukowana ulotka z nagłówkiem „Grudniowy zamach stanu 1981”, rozdawana zebranym, nie pozwalała mi poczuć, że oto jestem tam, 27 lat temu, że czuję to, co czuli Oni, że widzę, słyszę i rozumiem. A może to tylko ja nie umiem zrozumieć?

Nie chcę skrzywdzić niesprawiedliwą oceną tych, którzy zorganizowali lubelskie obchody rocznicy 13 grudnia. Doceniam ich pracę, jest potrzebna i naprawdę ważna. Zastanawia mnie tylko ogólny sens tego rodzaju przeżywania historii. Nurtuje kwestia tego, na ile jesteśmy w stanie przenieść się mentalnie do tamtych czasów, wyjść poza niewygodny i irytujący, ale dający względną wolność kapitalizm i teoretyczną demokrację i
postawić się w sytuacji tych, którzy byli w centrum tamtych wydarzeń.

To, co piszę, opiera się na luźnej refleksji, poprzedzonej obserwacją z pozycji „wewnątrz tłumu”. Chodzi tu zarówno o wnikanie w poszczególne twarze, jak i analizowanie charakteru zbiorowości. Szczególnie zbiorowości tych młodych ludzi, dla których 13 grudnia1981 to już tylko historia, znana z kart książek lub ekranów mediów elektronicznych.
Nie pokuszę się o jednoznaczne ferowanie wyroków, ale mam wrażenie, że stoimy trochę na peryferiach rozumienia polskości - może zniechęceni zbyt teoretycznym przekazywaniem kwestii historii w szkołach, może zbyt zajęci naszymi jednostkowymi istnieniami.
Jaki sens ma obchodzenie rocznicy wprowadzenia stanu wojennego? Jaką rolę spełnia symulowanie tamtych wydarzeń, organizowanie imprez wspominkowych, coroczne wracanie do sytuacji sprzed lat. Czy to li i jedynie sucha tradycja typu „bo tak trzeba”?

To pytania otwarte. Chociaż odpowiedź kołacze mi się po głowie i nie jest bynajmniej optymistyczna.
A może to niepotrzebne czarnowidztwo? Czas pokaże. Rocznica za nami, następna za niecały rok. Poniżej zaś wiersz-refleksja, napisany przeze mnie wczoraj. W autobusie zmierzającym ku zaciszu jednego z lubelskich osiedli…

Życie bez wojny

Dzień, który uchodzi za pechowy
Powitał mnie rozlaną na podłodze kawą
(nie żal, bo dawno już wystygła)
I dywanem ubrudzonym keczapem
A za oknem z plastiku warczały mi wrony

Było dużo cieplej niż wtedy
Kiedy składałam petycję o przyjście na świat
(dopiero za czwartym razem ją przyjęli
i dostałam życie na kartkę, bez wojny)
A ludzie mieli torby wypełnione po brzegi
Produktami z Tesco
Zupełnie jak ja

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto