Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Putin. Przywódca imperium?

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Władimir Putin rozumie, że w morderczym wyścigu, jaki globalizacja narzuciła mocarstwom, stawką rosyjską jest tylko przetrwanie we względnej niezależności. Zachodnim korporacjom zależy na absolutnej dominacji.

Układ wzajemnej niewystarczalności pomiędzy USA a Rosją i Chinami kreuje napięcie międzynarodowe.

Polacy nie potrafią spojrzeć na Rosję i USA globalnie, bez obciążeń, które nakłada historia. Wydaje się im, że przeszłość trwa i powtarza się. Zgoda na instalację tarczy antyrakietowej jest smutnym potwierdzeniem prawdziwości słów Miłosza, który ostrzegał, że gdy historia powtarza się staje się krwawą groteską. Tym razem to USA zajęły ze swoimi doradcami miejsce Związku Radzieckiego u boku polskich, gruzińskich i ukraińskich polityków.

Nie boimy się Rosjan - umowa w sprawie tarczy została już zaklepana. Polacy zostali okłamani jeśli chodzi o relację z konfliktu gruzińsko-rosyjskiego, żeby łatwiej zgodzili się na tarczę.

Status postimperialny

Wyniesiony na fali zakulisowych działań CIA i kapitału amerykańskiego Saakaszwili nie budował Szwajcarii Kaukazu i nie miał najmniejszej ochoty podjąć się zadania utrzymania trudnej i najbardziej opłacalnej dla Gruzji równowagi politycznej, która dystansowałaby na tę samą odległość oba mocarstwa, z czego - wydaje się - Moskwa, całkiem realistycznie, byłaby zadowolona. W ciągu dekady Gruzja przeobraziła się w pionka szachującego Rosję, a przecież wolna nie jest ani pod protektoratem USA, ani przy boku Rosji.

Rosja straciła status imperium. Nawet tak bliska sentymentalnie Rosjanom Serbia nie mogła liczyć na skuteczne wsparcie euroazjatyckiego brata w dramatycznym epilogu swej najnowszej historii. Choć sprawa Kosowa była bliźniaczo podobna do osetyńskiej, USA opowiedziało się przeciwko integralności serbskiej, ucinając wszelką dyskusję. Styl przeforsowania niepodległości Kosowa wskazuje na ogromną siłę układu dzierżącego w jednym ręku władzę medialną, polityczną i ekonomiczną. Obrana strategia okrążania i drażnienia rosyjskiego niedźwiedzia nie rzuci go jednak na kolana, ma być tylko chłodnym ostrzeżeniem.

Rzekomy kolos milczy i musi walczyć o wpływy u swych bram. Jeśli koszta polityki podwójnych standardów ponosi, prawie że milcząco sama Rosja, to jaki jest rzeczywisty stosunek sił na świecie?

Zimna wojna przyzwyczaiła nas do koegzystencji kilku wpływowych graczy. Współczesne zmagania o przewodzenie w świecie jest daleko bardziej złożone. Ich stawką jest nie tylko utrzymanie statusu mocarstwa, ale również przetrwanie we względnej niezależności, która miażdżona jest bardziej przez sieć ekskluzywnych układów międzynarodowych niż przez gąsienice czołgów.

Kto tu rządzi? Korporacje

Z nowymi - po upadku komunizmu - zagrożeniami musiała zmierzyć się Rosja Jelcyna. Oligarchowie - podstawieni przez kapitał amerykański obywatele Rosji wzbogaceni na prywatyzacjach - chcieli zmonopolizować zasoby naturalne spadkobierców ZSRR. Cały zysk z gospodarowania ropą i gazem omijałby budżet państwa. Byłaby to katastrofa dla Rosji. Uniknięto jej dzięki swoistej kontrrewolucji KGB, przestępczej organizacji obsadzonej przez rdzennych Rosjan.

Krążących w światowym obiegu bilionów dolarów nie da się wymienić z roku na rok. Są one najlepszym gwarantem bezpieczeństwa USA, których ekonomiści okpiwają zakładników pieniądza z podobizną Georga Washingtona. Produkując bezwartościowy papier państwo amerykańskie czerpie darmowe profity i prowadzi wojny na koszt konkurentów. Ten system swoim kształtem przypomina funkcjonowanie imperium rzymskiego, z ta różnicą, że poddańczy podatek ściągany jest podstępnie, pod pretekstem nienaruszalnej wartości systemu globalnego. Strategiczną bronią USA jest także dominacja w światowych organizacjach handlowych i finansowych oraz konsumpcja, czyli zarządzanie najważniejszym światowym rynkiem zbytu.

Zbieżność obu haseł - „permanentnej wojny o globalną demokrację” neo-konserwatystów i „permanentnej wojny o szerzenie komunizmu” (Lew Trocki) - nie jest przypadkowa. Amerykański analityk S. Mosher nie ukrywa braku tolerancji ze strony korporacji dla autonomii Chin, które irytują swoją samodzielnością. Nie ma mowy, żeby komunistyczne Chiny na dłuższą metę egzystowały w ramach obecnego porządku. Albo same się zmienią, albo zmienią ten porządek. To już zresztą się zaczyna. Ten konfrontacyjny ton oznacza, że Chiny muszą się podporządkować. Dla luźnych graczy, nawet tak wielkich jak one, nie ma miejsca w zglobalizowanym przez zachodni kapitał świecie.

Na to, że USA jest pierwszym światowym suwerenem - a Rosja i Chiny jego antagonistami, przypominającymi strukturą i uwikłaniem w sieć zależności zbuntowane prowincje - wskazuje fakt globalnej integracji władzy medialnej i kulturowej, ekonomicznej i politycznej. Amerykański minister handlu Carlos Gutierrez zagroził Rosji wykluczeniem jej z grupy najbardziej uprzemysłowionych państw świata G8 oraz blokadą przyjęcia do Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Warto zwrócić uwagę na subtelne podłoże, na którym wyrósł fenomen Pax Americana. Mocno okrojone i cywilizowane w nierównym procesie ambicje mocarstwowe Rosji i Chin kształtowały się całe wieki. Mają swoje zakorzenienie w tradycji i zapatrzeniu w przeszłość. Amerykańskie poczucie misji - choćby stało za nim kilkutysiącletnie dążenie - to stosunkowo świeży wytwór, płaski i konkretny a zarazem dynamiczny i ukierunkowany na przyszłość, zidentyfikowany z korzyściami korporacji, wyrosły jak monstrualny bliźniak w organizmie państwowym Stanów Zjednoczonych.

Chiny i Rosja - realizm przetrwania

O ile władza w Chinach i Rosji identyfikuje się z dobrem narodu, o tyle w przypadku korporacyjnych rządów nie ma mowy o celach lokalnych. Korporacje są z definicji ponadnarodowe. Nawet amerykańskie wojny wszczynane są nie w imieniu amerykańskiego narodu, lecz demokracji liberalnej rozumianej jako uniwersalny model ustrojowy.

Mocarstwowość Rosji i Chin napędzana jest w pierwszym rzędzie politycznie, a dopiero potem ekonomicznie. W przypadku USA mamy do czynienia z odwrotną sytuacją. Ideologia zysku przenika politykę. Rosjanie będą sentymentalnie powracać do idei wielkiej Rosji, panslawizmu, trzeciego Rzymu. Chińczycy z rozkoszą eksponują postkolonialną traumę. Amerykanie zaś myślą pragmatycznie, w kategoriach większego zysku i dopiero chęć jego osiągnięcia przekłada się na permanentną ekspansję. Prowadzona na smyczy właścicieli mediów demokracja zachodnia kreuje najdoskonalszą iluzję władzy ludu a wypisany na sztandarach wszelkich wojen i wojenek - za którymi stoją skonsolidowane wokół mesjańskiej idei koncerny - slogan o demokratycznej misji zachodu dociera na lufach czołgów w najdalsze zakątki świata. Ani Rosja, ani Chiny nie dysponują taką mocą perswazji i choć są jeszcze na nią odporne, to kwestią czasu jest wlanie się kulturowej doktryny zachodu a wraz z nią wyrafinowanych narzędzi manipulacji w izolowany obszar tradycyjnych potęg.

Największe emocje zwolenników zachodnich demokracji wzbudza ustrojowa jakość Chin i Rosji. Oceniając ją należy wziąć pod uwagę fakt, że demokracja liberalna to nie tylko jeden z wielu, wcale nie najszczęśliwszych modeli demokratycznych, ale i jeden z wielu ustrojów. Jeśli Rosjanie chcą mieć cara, to - jak podkreślał zmarły niedawno intelektualista, Aleksander Sołżenicyn - ich prawo wyboru, byle dobrze służył narodowi i przez naród był popierany. Bywa, że skorumpowane demokracje działają na niekorzyść dobra wspólnego a jednostka, której oddano władzę, potrafi zdecydowanie oprzeć się pokusie korupcji.

Nic nie usprawiedliwia łamania wolności sumienia, praw mniejszości etnicznych czy praw reprodukcyjnych. Wspomnieć jednak należy, że reżim Husseina tak brutalnie traktujący Kurdów zaopatrywany był w broń przez Reagana, a CIA wiedziała o zbrodniach dyktatora. Tytułem oceny wewnętrznej kondycji państw nie są więc prawa człowieka, a uległość dyktatury wobec korporacji czy też siły politycznej skupionej wokół nich. Tak samo jest w przypadku Chin i Rosji. Jeśli wprowadziłyby one rządy oligarchiczne posłusznie realizujące interes korporacyjny, to prawdopodobnie nie słyszelibyśmy o Tybecie, Ujgurach i Czeczeńcach.

Wizja człowieka, na której można budować zdrowy ustrój jest okaleczona równie drastycznie w Chinach co przez korporacyjną ideologię. Czyż godność człowieka i wartość więzi międzyludzkich nie są najdotkliwiej wystawione na próbę w demokracjach zachodnich? (To chyba nie przypadek, że największa ilość aborcji na głowę obywatela przypada w USA, Chinach i Rosji).

Najważniejsi uczestnicy gry o wpływy mają swoje silne i słabe strony, nie ma wśród nich idealistów o czystych rękach. USA walczy o absolutną dominację. Pozostali - Chiny i Rosja - pragną utrzymać status quo i pełną niezależność w obszarze wewnętrznej kontroli i raczej wyczekują w pozycjach obronnych wypatrując inicjatywy stojącej za Ameryką siły. Te dwie potęgi poprzestałyby na kontroli buforowych przestrzeni.

***

Dlaczego polscy hierarchowie nie mieliby dać światu lekcji polsko-rosyjskiego przebaczenia, tak jak dali je w oświadczeniu niemieckiego i polskiego episkopatu? Przebaczenie to proces. Czas go zacząć od porzucenia niezgodnych z rzeczywistością mitologii.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto