Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Seremet: Binienda chciał danych do obliczeń od prokuratury

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Fotografia ilustracyjna: katastrofa w Smoleńsku
Fotografia ilustracyjna: katastrofa w Smoleńsku Staszewski / www.prsteam.net / CC 2.5
Od ponad dwóch lat kotłuje się sprawa katastrofy smoleńskiej. Ale jakoś dziwnie ostatnio zamarła. Czyżby poseł Macierewicz był na urlopie? Milczy też prezes PiS. Głos zabrał natomiast Prokurator Generalny w sprawach eksperta Biniendy.

Przez wiele miesięcy minionego roku, a także i tego, Antoni Macierewicz uprawiał szeroko zakrojoną propagandę na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Na ogół posługiwał się opinią, którą opierał na twierdzeniach: nie wiemy według jakich dowodów; że samolot prezydenta był zestrzelony przez siły KGB lub rozwalony wybuchem dwóch ładunków umieszczonych na pokładzie.

Wkrótce po dramatycznych opowieściach Macierewicza, przywoływanych w coraz nowszych wersjach odkrywczych, związanych z zamachem, powoływał się na nie prezes Jarosław Kaczyński. I tak to leciało, w telewizjach i gazetach. A Internet huczał od sensacji do sensacji i od złości do nienawiści, "odpowiedzialnych" za zamach: Tuska, Komorowskiego, Sikorskiego, Putina i innego Ruska.

Po jakimś czasie, gdy na wyczerpaniu były podejrzenia, oskarżenia, oszczerstwa pod adresem rządzących, poseł Macierewicz zaczął sięgać po wsparcie wybitnych zagranicznych "ekspertów" od katastrof lotniczych. Znalazł ich przede wszystkim w USA. Było ich dwóch. Obaj Polacy. I rzekomo wybitni profesorowie. Jeden, o nazwisku czysto polskim Binienda i imieniu Wiesław, miał się chwalić sławą w pracy naukowej w ośrodku NASA. Wiadomo, jak w NASA to naukowiec pierwsza klasa.

A więc, Wiesław Kazimierz Binienda (56 lat), urodzony w polskim Kole i zatrudniony jako doktor inżynierii mechanicznej, profesor Wydziału Inżynierii Cywilnej (Department of Civil Engineering) w Kolegium Inżynierii (College of Engineering) University of Akron w Akron w stanie Ohio, jest laureatem wielu nagród, w tym przyznawanych przez NASA. Choć trudno znaleźć jego miejsce pracy w NASA, ale być może to w ramach zmylenia przeciwnika. Bo przeciwnik, wiadomo, nie śpi, czuwa.

Darujmy sobie przywoływanie tego wszystkiego, tych teorii opartych na wyliczeniach kosmicznych i układach matematycznych, które dowodzić miały o słabości gałęzi smoleńskiej brzozy nad siłą "stali" skrzydła samolotu prezydenta, o czym niestrudzenie głosił dr prof. Wiesław Binienda, aby prawda tkwiła nie tam, gdzie jest, a tam, gdzie się chce, żeby była.

Wybaczmy doktorowi Biniendzie, że chciał kupić rozbitego rządowego tupolewa, a nie kupił oraz to, że stawiał prokuratorom wojskowym warunki spotkania i oni na nie przystali, a mimo wszystko on nie przyszedł do prokuratorów, ani nie przystał na spotkanie z nimi w Sejmie. Wybaczmy również, jako katolicy, Macierewiczowi, który wietrzył spisek mówiąc, że prokuratura zastawiła na dr. Biniendę pułapkę, a pewny siebie po spotkaniu z nim prezes Kaczyński mówił: "Bajka o brzozie jest nieprawdą".
Darujmy sobie jego trud wielki, gdy odbywał podróż pomiędzy USA a Polską i po Polsce, a także trud spotkań z ludźmi PiS i Radia Maryja dla celów szkolenia w sprawach smoleńskich. Darujmy i to, że ów dr prof. Binienda, zaproszony przez prokuratorów na fachową rozmowę o jego wiedzy na temat katastrofy, czuł się spłoszony, więc czym prędzej wyfrunął do swojego domu i żony w Ameryce.

Prokurator Generalny, Andrzej Seremet twierdzi, o czym informuje Dziennik.pl, że profesor Wiesław Binienda chciał od polskich prokuratorów dane niezbędne do obliczeń modeli katastrofy smoleńskiej. Prokurator Andrzej Seremet ocenia więc zachowanie eksperta USA, jako "niepoważne" i pyta według jakich danych stworzył swoją tezę o rozbiciu samolotu w smoleńskim lesie?

W Radiu ZET, prokurator Andrzej Seremet wyjaśnił, że wojskowi śledczy pytali prof. Biniendę o dane, według których stworzył on swoją tezę, że katastrofa samolotu nie była przypadkowa i nie uderzył on w brzozę. Ekspert Binienda, będący członkiem zespołu Macierewicza, mało tego, że nie odpowiedział prokuratorom, to zażyczył sobie od nich danych, aby móc przeprowadzić swoje wyliczenia. Zdaniem prokuratora Seremeta pojawia się podstawowe pytanie: "Jakimi danymi posługiwał się prof. Binienda, stawiając tak kategorycznie swoją tezę. Przecież sam w nią wątpi".
Prokurator Generalny Andrzej Seremet wyjaśnił też, dlaczego nie doszło do spotkania między prokuratorami a naukowcem. Nie doszło, bo prof. Binienda nie chciał spotkać się z prokuraturą. Mnożył przeszkody i stawiał oczekiwania, które sytuowałyby go "ponad prawem i lokowałyby go w roli osoby o specjalnym znaczeniu", wyjaśnił Monice Olejnik prokurator Seremet. "Prokuratura uczyniła wszystko, a nawet więcej, aby spotkać się z profesorem Biniendą" - dodał.

Obecnie, według prokuratora Seremeta, profesor Binienda oczekuje, że polski prokurator przyjedzie do USA i tam będzie go słuchał. Prokurator generalny uważa, że jest to trochę niepoważne. Wyjaśnia, że śledczy poszli na rękę prof. Biniendzie, a on tymczasem zmienił reguły gry. Prokuratorzy przystali na jego warunek, aby spotkanie odbyć w ambasadzie USA w obecności konsula.

Ale wtedy, gdy sprawa była już umówiona, profesor zmienił warunki i rolę jego adwokata przejął zespół parlamentarny posła Macierewicza. Złożono propozycję, żeby to spotkanie odbyło się w obecności Zespołu posła, na co "prokuratorzy nie przystali, bo nie chcieli słuchać Zespołu posła Macierewicza, ale prof. Biniendy",
wyjaśnił prokurator Seremet.

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto