Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Terry Goodkind "Reguła dziewiątek" - fantasy dla wytrwałych

Tomasz Mazur
Tomasz Mazur
Reguła dziewiątek
Reguła dziewiątek Zdjęcie ilustracyjne
Wyobraźmy sobie, że wsiadamy do pociągu, który w trakcie podróży zatrzymuje się ponad sześćdziesiąt razy. Nowe miejsca, nowe twarze, ale ten sam przedział, zadymiony i ciasny. Ciężko wytrzymać! Tak można również skwitować lekturę powieści Terry’ego Goodkinda pt. "Reguła dziewiątek".

Nawiązanie do jazdy pociągiem nie jest przypadkowe. Przeważnie z całej podróży pamiętamy początek i koniec. Kolejne stacje przesypiamy, modląc się o jak najszybsze dotarcie do celu. Tak niestety, jest również z książką Goodkinda.

Czytelnik od razu zostaje wrzucony na głęboką wodę. Historia goni historię, nim skończy się jeden wątek, zaczyna kolejny. Przypomina to wszystko trochę projekcję filmu o ogromnym nakładzie finansowym, który potem został nominowany do Oskara, za najlepszą pierwszo- i drugoplanową rolę, niekoniecznie zwyciężając.

Pierwszą nominowaną postacią jest Alexander Rahl. Młody malarz, jeszcze o słabo ugruntowanej pozycji artysty, niespodziewanie odpowiedzialny za uratowanie świata. Dominującą cechą głównego bohatera jest racjonalność. Do każdej nowej sytuacji podchodzi z dystansem, rozpatrując każdy wątek odrębnie, z dużą swobodą i wyrachowaniem, zachowując zdrowy rozsądek. Być może jest to pewnego rodzaju wskazówka od autora, jak postępować współcześnie nawet w najtrudniejszych sytuacjach życiowych.

Jak przystało na takie historie pojawia się także piękna Jax, nominowana w kategorii "rola drugoplanowa". Prawdziwa wojowniczka, do tego niezwykle inteligentna. Ich losy łączą się już na samym początku, gdy Alex cudem uchodzi z życiem na jednym ze skrzyżowań, pomagając przy okazji kobiecie. Znowu nasuwa mi się pewna analogia do filmu. Czytelnik może odnieść wrażenie, jakby od tego momentu uczestniczył w projekcji "Jamesa Bonda", tyle że mniej wyposażonego w nowinki techniczne. Bo cała powieść jest właśnie z gatunku fantasy.

Trzeci plan w powieści Goodkinda stanowią historie mało istotne. Wszystko koncentruje się wokół dwóch głównych bohaterów. Połączenie takich barwnych postaci dodaje kolorytu nieco bezbarwnej książce. Można odnieść wrażenie, jakoby cała historia sprowokowana była sytuacją na świecie. Ciągłe konflikty, walka dobra ze złem, moralność, prorocze historie o końcu świata i konieczności jego uratowania. Nudne to i przejedzone, zwyczajnie grozi niestrawnością.

Muszę jeszcze wspomnieć o tytułowej "regule dziewiątek". Przyznaję, z dużą nadzieją rozpoczynałem czytanie powieści. Nurtowało mnie pytanie: może to jakiś szyfr, metoda? Zawiodłem się. Nadzieja prysła. Pojawiło się kolejne skojarzenie-"Ali-Baba i 40 rozbójników", tyle że w tym wypadku łupem jest przetrwanie ludzkości.

Przyznaję, nie przepadam za literaturą z gatunku fantasy. Być może dlatego taki jest mój odbiór powieści Goodkinda. Ciekawość nie zawsze popłaca, wszak człowiek uczy się na błędach. Jazda pociągiem też nie zawsze jest przyjemna. Tyle tylko, że za każdym kolejnym razem znów wsiadamy i jedziemy, nawet narzekając. "Reguły dziewiątek" nie polecam, szczególnie tym, którzy nie mieli dotąd zbyt wielu doświadczeń z powieściami fantasy. Gdzieś na stronie dwudziestej piątej główny bohater mówi: Mam wrażenie, że lustra mnie obserwują. Niestety, po ponad 400-stronicowej lekturze, odnoszę podobne wrażenie.

Terry Goodkind
"Reguła dziewiątek"
Wydawnictwo Rebis, 448 stron
Rok wydania: 2010

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto