Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Testament Sybiraczki. Wołanie o pamięć

Grażyna Wosińska
Grażyna Wosińska
Irena Panczyj (pierwsza z lewej ) podczas jednego z opłatków Sybiraków
Irena Panczyj (pierwsza z lewej ) podczas jednego z opłatków Sybiraków Grażyna Wosińska
Irena Panczyj została 10 lutego pochowana w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Agrykola w Elblągu. Stało się to w siedemdziesiątą drugą rocznicę wywózki na Sybir. Jej testament to wołanie o pamięć.

Miałam szczęście wiele godzin spędzić z Ireną Panczyj i słuchać jej wspomnień. Nie było w nich żalu czy nienawiści. Pomimo że głodowała, śmierć kilka razy zaglądała jej w oczy zachowała pogodę ducha. Dopóki zdrowie pozwalało działała w Związku Sybiraków w Elblągu.

Jej testamentem duchowym, jaki nam zostawiła, było wołanie o pamięć, szczególnie o tych, którym nie dane było wrócić z zsyłki na Sybir. Nie zapomnę jak dziękowała Bogu, że razem z rodzicami wróciła do Polski. W mojej pamięci zostanie Panią Irenką: pełną miłości do ludzi, drobną, kruchą, ale jaka w niej była siła i wola walki, by przetrwać na przekór tym, co gnębili. Wiele razy sowieci mówili jej, że do pańskiej Polski nie wróci. Nie wierzyła, wbrew wszystkiemu, pewnie dlatego wróciła po wojnie, by dać świadectwo prawdzie.

Koniec dzieciństwa

10 lutego 1940 roku skończyło się szczęśliwe dzieciństwo 15-letniej Irenki w majątku w Derażnie, województwo nowogródzkie. - Około drugiej w nocy zbudziło nas walenie do drzwi. Wszyscy, rodzice, młodsi bracia i ja
poderwaliśmy się na równe nogi - wspominała pani Irena. - Funkcjonariusze NKWD poinformowali nas, że mamy szybko spakować się i natychmiast wyjeżdżamy. Gdzie, po co i dlaczego te pytania pozostały bez odpowiedzi. Ojciec nie stracił przytomności umysłu. Nie wiem jak to zrobił, ale udało mu się przedłużyć czas pakownia. Tłumaczył to odnalezieniem ważnych dokumentów i ich zniszczeniem. Nie wiem dlaczego, ale sowieci uwierzyli.

Zabójcze warunki życia

Zaradność ojca uratowała rodzinie życie. Zdawał on sobie sprawę, że zsyłki, tam gdzie warunki życia są zabójcze lub bardzo trudne, są tradycyjnym sposobem walki sowietów z ludnością cywilną. Wiedział, co należy zabrać ze sobą, by przeżyć.

- Zapakował zabitego świniaka i kury, wszystkie ciepłe rzeczy do ubrania oraz cenne przedmioty, jak srebrne platery - opowiadała Irena Panczyj. - Po załadowaniu dobytku na furmankę, wyruszyliśmy do najbliższej stacji kolejowej. Tam czekały wagony z pryczami, kozą, czyli metalowym piecykiem. Mróz był trzaskający. Na całe szczęście nikt z naszego wagonu podczas długiej podróży nie zginął. Na stacjach, gdzie się zatrzymywaliśmy, mężczyźni mogli dostać węgiel. Mogliśmy ugotować rosół z kury. Dzieliliśmy się z rodzinami, które nie zdążyły niczego zabrać.

Praca w kopalni złota

Miejscem pobytu na prawie 6 lat było Bestiubie w Kazachstanie. Każda rodzina zamieszkała w lepiance. Tam było tylko jedno pomieszczenie, służące za kuchnię, sypialnię i łazienkę. Nie było mowy o kontynuowaniu nauki, trzeba było pracować i to ciężko w kopalni złota.

- Pracowałam całe szczęście na powierzchni - opowiadała pani Irena. -Wydobywana ruda, była wysypywana na kratę. Część urobku przelatywała przez otwory, a to co zostawało musiałam rozbijać młotem. To była za ciężka praca dla dziewczyny w moim wieku. Czułam, że nie wytrzymam. Napisałam trzy podania, by mnie przenieśli do pracy w gospodarstwie rolnym. Za każdym razem otrzymywałam odpowiedź, że mężczyźni są na froncie i kobiety muszą ich zastąpić w fabrykach. Uznałam, że muszę ryzykować. Uciekłam na wieś. Wiedziałam, że grozi mi za to, tiurma, czyli więzienie.

Tiurma za ucieczkę

W gospodarstwie chętnie przyjęli do pracy. - Zajmowałam się obliczaniem ile kto zarobił podczas pracy na polu. Po kilku dniach przyszli po mnie z kopalni - wspominała pani Irena. - Wyczytali moje nazwisko, że jestem aresztowana. Skazano mnie na 4 miesiące więzienia. Zawieźli mnie do Akmoleńska, najbliższego dużego miasta. Początkowo było ciężko. Sytuacja się poprawiła, gdy zaczęłam pracować w magazynie żywności. Nasz brygadzista był życzliwy. Mogłyśmy upiec sobie ziemniaków.

Odwiedziny ojca w więzieniu były szokiem. - Rozmawialiśmy przez kratę. Płakałam. Było mi wstyd, ja jestem przestępcą. Odbywam przecież karę więzienia – opowiadała mi jakby to zdarzyło się było wczoraj.

Radość z powrotu

Po wyjściu na wolność Irena Panczyj pojechała do Bestiuby. Tam rodziców już
nie zastała. Przeprowadzili się do Dżeambetu. Irena Panczyj nie wiedziała jak tam się dostać. Ojciec wynajął furmankę i tak dotarła do swoich.

- Już życie było znośne. Pracowałam w sklepie, a tata był księgowym. Minęły te lata, gdy głodowaliśmy - mówiła pani Irenka. - Rosjanie ciągle nam powtarzali, że do tej pańskiej Polski nigdy nie wrócimy. Zawsze odpowiadałam, że to nie prawda. Dodawałam, że Lwów musi wrócić do Polski.

Wreszcie marzenie się spełniło. - Nie zapomnę radości, gdy jedna z kobiet ze Związku Patriotów Polskich zapukała do naszego okna. Powiedziała, że niebawem wracamy do kraju. Tak się ucieszyłam, że narysowałam na kartce papieru bilet z napisem Kazachstan Polska. Do dziś go przechowuję. Nie mogłam się doczekać wyjazdu – wspominała pani Irena. Na zakończenie opowieści jedno pytanie: Czy dziś jesteśmy w stanie tę radość zrozumieć?

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto