Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zawadzka i Gornostaj czyli "Gwiazda i ja" w Teatrze Capitol

Anna Kołodziejczyk
Anna Kołodziejczyk
Podziw i fascynacja gwiazdami srebrnego ekranu towarzyszą nam od momentu powstania sztuki filmowej. O tym, jak można spędzić z idolem miesiąc i nieco go "odbrązowić" opowiada sztuka "Gwiazda i ja", obecna od tego sezonu w repertuarze Teatru Capitol.

Są tacy, którzy wiele zapłacą za możliwość spędzenia choćby wieczoru ze swoim idolem - piosenkarzem czy aktorem. Tymczasem pewnej gospodyni domowej z Connecticut los pozwolił gościć w swoim domu gwiazdę Hollywood Betty Davies przez cały miesiąc. Właśnie to niezwykłe spotkanie przyniosło sławę Elizabeth Fuller (wspomnianej gospodyni), która opisała je w formie dramatu scenicznego i przekuła w brodway'owsi hit. Polska publiczność ma teraz możliwość poznać tę osobliwa historię dzięki zespołowi Teatru Capitol.

Spektakl bez obaw można polecić jako formę lekkiej, ale inteligentnej rozrywki. Wartka akcja, umiejętnie budowany klimat i napięcie między poszczególnymi postaciami oraz świetne kreacje aktorskie pozwalają widzom bez problemu wejść w świat bohaterów sztuki.

Trzeba zwrócić uwagę na ciekawą narrację, na którą składają się monologi gospodyni aktorki - przeplatane scenkami z udziałem obu pań - oraz uzupełniające je nagrania wyświetlane z projektora multimedialnego. Dzięki połączeniu powyższych elementów widz łatwo może śledzić relację zapatrzonej w hollywoodzką „boginię srebrnego ekranu” Elizabeth i jej wyniosłej, dwulicowej idolki.

W rolę Liz wcieliła się z wdziękiem i polotem Anna Gornostaj. Jej bohaterka jest ciepłą, nieco naiwną i pozwalająca wejść sobie na głowę przeciętną amerykanką, nie pozbawioną jednak marzeń, ambicji i talentów (choćby pisarskich, które jak się okazuje znakomicie wykorzystała). Nieco bezkrytyczny zachwyt dla uwielbianej od dzieciństwa aktorki maluje się na twarzy pani Anny bardzo wiarygodnie.

Dzięki multimedialnym projekcjom na scenie pojawia się również - najczęściej w roli męża Elizabeth - reżyser Cezary Morawski. To ciekawy zabieg artystyczny, bardzo umiejętnie, trafnie i z pożytkiem dla sztuki włączający nowoczesne technologie w bieg scenicznych wypadków. Bez wątpienia pomysł "wmontowania" w grę "na żywo" fragmentów nagranych wcześniej filmów pozwolił na "poszerzenie" teatralnej rzeczywistości oraz obsady (także w wersji "wyświetlonej na ekranie" spotykamy córkę Betty - graną przez Barbarę Kurzaj).

Dodatkowo wyświetlane kadry filmowe - te z kolejnymi "klapsami" z planu filmowego - pełnią rolę "kartki z kalendarza". Każdy kolejny "klaps" opatrzony jest komentarzem wypowiadanym coraz bardziej poirytowanym (do skrajnej irytacji włącznie…) głosem Johna Fullera. Tak odliczane są kolejne dni przedłużającego się pobytu niecodziennego gościa.

W ten sposób skomponowaną narrację uzupełniają szybkie (choć znikome) zmiany w szczegółach scenografii. Wykorzystanie specjalnych mebli (np.foteli), które przy minimalnej modyfikacji (zawsze dokonywanej w tzw. międzyczasie przez Elizabeth) zmieniają kanapę w samochód lub plażowe leżaki, jest ewidentną zasługą autorki scenografii. Nie mniejsze wrażenie robią świetnie dobrane kostiumy – współtworzące klimat epoki: tej współczesnej dla akcji dramatu i tej, z której "zstąpiła" do nas z ekranu legendarna aktorka…
No właśnie - w centrum tego wszystkiego: zachwytu Liz, irytacji Johna itp.itd. - jest ONA. Gwiazda. Obiekt pożądania milionów widzów, łowców autografów, fanów talentu…

A w tej roli oczywiście Magdalena Zawadzka. Muszę przyznać, że za każdym razem, kiedy na scenie pojawiają się artyści ukształtowani jeszcze w epoce, w której nie wystarczyło „bywać” żeby "grać" - już samo ich wejście stanowi osobliwą przyjemność. Tak też jest i w tym przypadku.

Automatycznie przed oczami pamięci przemykają znakomite role pani Magdaleny (przypomniane zresztą również dzięki wyświetlanym podczas przedstawienia fotosom z dawnych przedstawień i filmów). I oto pośród pudeł na kapelusze i wieczorowych toalet staje właśnie Gwiazda. Prezentuje się widowni z taką lekką manierą w sposobie gry, z ustami na których gości to figlarny uśmiech, to znowu grymas wyniosłości lub niezadowolenia.

Pani Magdalena ma tu do zagrania rolę nadętej, egocentrycznej, trochę egzaltowanej, a kiedy indziej nieco wulgarnej bogini srebrnego ekranu. Z jakiegoś powodu uznano, że pomoże jej w takim zadaniu peruka. Z tym akurat zabiegiem charakteryzacji trudno mi się pogodzić. Ponadto ani zapamiętane role Pani Magdaleny, ani jej image sceniczny i prywatny nie kojarzyły mi się dotąd z egoizmem, dwulicowością i wyniosłością Betty Davies. Mimowolnie przyszło mi natomiast do głowy kilka nazwisk artystek, które natychmiast takie skojarzenia przywodzą na myśl...

Miłośnicy muzyki też powinni być usatysfakcjonowani wieczorem w Teatrze Capitol. W antrakcie publiczność może delektować się słodyczami w kawiarence i konwersować przy dźwiękach gitary. Natomiast na końcu przedstawienia czeka na melomanów finałowa piosenka pt. "W oczach gwiazdy blask", wykonana przez Natalię Sikorę i Mateusza Dębskiego.
Jest w tym „kawałku” coś, co zakotwicza go w pamięci na długo po tym, gdy opadnie kurtyna i umilkną oklaski. (Choć trochę męczy ta zaciśnięta przepona...)

Zobacz nagranie:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto