Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bejrut. Żyj, jakbyś miał jutro umrzeć

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Środek wojny domowej. Zdjęcie Zielonej Linii, przez którą przechodził front.
Środek wojny domowej. Zdjęcie Zielonej Linii, przez którą przechodził front. http://en.wikipedia.org/wiki/File:Green_Line,_Beirut_1982.jpg
W powieści Paulo Coelho lekarz przywraca Weronice sens życia okłamując ją, że wkrótce umrze. Jeśli chcesz sprawdzić skuteczność tej metody, nie musisz udawać się na kosztowną terapię. Wystarczy, że pojedziesz do Bejrutu.

Wędrując po Bejrucie trafiam na zatłoczone kąpielisko nad Morzem Śródziemnym. W środku upalnego lata kąpiel w morzu to jedna z najprzyjemniejszych rozrywek mieszkańców miasta. Jednak mało kto szuka tu teraz ochłody. Uwaga skupiona jest na wysportowanym mężczyźnie, który szykuje się do skoku z kilkunastometrowych skał do wody. Podchodzę do zbocza, ale wystarcza mi jedno spojrzenie w dół, by z przyspieszonym biciem serca zrobić dwa kroki w tył.

Mężczyzna bierze rozpęd, odbija się od skały, efektownie obraca się w powietrzu i wpada do wody. Po chwili wraca i ku uciesze tłumu wykonuje jeszcze kilkanaście skoków. Przez cały czas bije od niego spokój, tak jakby nic sobie nie robił z przepływających co chwilę łódek, kąpiących się w morzu ludzi, ukrytych skał i tego, że zaraz może skręcić kark. Porywająca, ocierająca się o śmierć zabawa, z tym właśnie kojarzy mi się Bejrut.

Tragiczna przeszłość

Prawie wszyscy Libańczycy to Arabowie. Dzieli ich jednak religia. Około 60 proc. to muzułmanie, z czego jedna połowa to szyici, a druga sunnici, dwa nieprzepadające za sobą nurty islamu. Poza tym ponad 30 proc. Libańczyków to różnych wyznań chrześcijanie (wbrew temu co pokazują filmy nie każdy Arab to muzułmanin). Przez ponad tysiąc lat wszystkie narodowości i wyznania żyły tu bez większych konfliktów. Krucha równowaga runęła, gdy po porażce koalicji arabskiej w wojnie z Izraelem w 1949 r. do Libanu zaczęły napływać fale uchodźców z Palestyny.

Nowi przybysze wierzyli, że wkrótce odzyskają zagrabioną im ziemię i pałali żądzą rewanżu za poniesione krzywdy. Było ich tak dużo, że tworzyli osobne państwo w Libanie. Od 1965 r. Palestyńczycy zaczęli ostrzeliwać Izrael, atakować jego samoloty, żołnierzy i zwykłych cywili. Agresja powodowała odwet armii izraelskiej w postaci nalotów z powietrza na cele palestyńskie w Libanie. Ciągłe bombardowania coraz bardziej denerwowały chrześcijan, którzy mieli za złe Palestyńczykom, że sprowadzają na ich kraj nieszczęście. Z kolei muzułmanie byli bardziej wyrozumiali.

Narastające przez lata napięcie eksplodowało w 1975 r. Po zabiciu przez Palestyńczyków 4 chrześcijan, chrześcijańska bojówka zaatakowała autobus z uchodźcami i zabiła jadących w nim cywilów. Wybuchła wojna domowa, do której w międzyczasie włączyli się libańscy szyici, sunnici, Syria i Izrael. Po 15 latach krwawych walk i zmieniających się sojuszy nastąpił rozejm. W 1990 r. kraj będący wcześniej regionalną oazą dobrobytu i spokoju stał się gospodarczym pariasem. Okazało się również, że każda ze stron jest za słaba by wygrać, ale za silna by przegrać.

Główną areną wojny był właśnie Bejrut. Miasto zostało podzielone na część muzułmańską i chrześcijańską, pomiędzy którymi przez większość czasu dochodziło do krwawych starć. Po wojnie utworzoną specjalną fundację Solidare, która z powodzeniem zajęła się odbudową centrum. Dzięki temu ciężko tu dostrzec ślady po tragicznej przeszłości. Jedyny wyjątek to kompletnie zniszczony w czasie wojny hotel Holiday Inn. Wielka, betonowa bryła stoi w środku miasta i przestrzega Libańczyków przed nową katastrofą.

Radość i swoboda

Pomimo tragicznej przeszłości w centrum Bejrutu króluje radość i swoboda. Jest to tym bardziej dziwne, że znajduję się w kraju, w którym większość mieszkańców stanowią muzułmanie. A ja nie otrząsnąłem się jeszcze po wizycie w Jordanii i konserwatywnej części Syrii. Kobiety ubierają się tam w workowate szaty, które mają ukryć ich figurę. Włosy kryją pod chustami, dzięki czemu żaden mężczyzna nie odbierze ich jako atrakcyjne. Co bardziej ortodoksyjne zakrywają sobie całą twarz (zdarza się, że łącznie z oczami), a niektóre ubierają do tego rękawiczki.
A to wszystko w ponad 30 stopniowym upale. Wieczorem ulice pustoszeją, a życie przenosi się do kafejek, gdzie tylko i wyłącznie mężczyźni palą fajki wodne i piją herbatę. Herbatę bez rumu oczywiście, bo alkohol jest w islamie zabroniony i żeby go tutaj dostać trzeba się nieźle nachodzić i sporo zapłacić. Zabawa odbywa się na ogół przy braku jakiejkolwiek muzyki i kończy bardzo wcześnie.

A jak wieczorem wygląda centrum Bejrutu? Mnóstwo knajpek, restauracji i dyskotek, z których dudni zachodnia muzyka. Piwo, wino, wódka, wszystko to można kupić w każdym sklepie i pić na środku ulicy. Młodzi, elegancko ubrani Arabowie rozbijają się drogimi limuzynami lub wędrują po nadmorskim bulwarze w poszukiwaniu zabawy. Jednak moją uwagę zwracają głównie zbite w grupki, pozbawione męskiego towarzystwa kobiety. Noszą się jak Polki, odkrywają nogi, nie mówiąc o ramionach, czy włosach. I trudno nie zauważyć, że są atrakcyjne.

Fatum ciąży nad Bejrutem

Patrząc na tych ludzi mam wrażenia, że bawią się całą piersią, tak jak człowiek, który tuż przed śmiercią chce zaznać jeszcze trochę radości i nie martwi się o jutro. Coś w tym jest. Przecież łatwo dostrzec, że coś złego wisi tu w powietrzu. Przy co ważniejszych punktach miasta kręcą się żołnierze, a ronda zamieniono w posterunki wojskowe obstawione przez wozy pancerne. A to przypomina mi o dwóch obliczach fatum, które ciąży nad Bejrutem.

Pierwszym problem to Palestyńczycy żyjący w obozach dla uchodźców. Jedno z takich koczowisk znajduje się na przedmieściach Bejrutu. Mieszkający tam Palestyńczycy sprowadzili na Liban już niejedno nieszczęście, a wielu z nich jest członkami radykalnych grup. Na ich usprawiedliwienie trzeba powiedzieć, że libański rząd trzyma ich w gettach i odmawia przyznania im obywatelstwa i prawa do pracy, przez co mogą wykonywać jedynie najgorsze zajęcia.
Jednak nawet w gościnniejszej Jordanii w latach 70-tych Palestyńczycy wywołali powstanie i próbowali przejąć władzę. O tym, że zagrożenie jest realne świadczą walki, które w 2007 r. wybuchły w obozie dla uchodźców w oddalonym o 85 km od Bejrutu Trypolisie. W wyniku starcia libańskiej armii z bojownikami radykalnej grupy Fatah al Islam zginęło kilkaset osób.

Po drugie w każdej chwili rdzenni Libańczycy mogą znowu sobie skoczyć do gardeł albo sprowokować Izrael do zbrojnej interwencji. Wiąże się to w dużej mierze z działalnością Hezbollahu, czyli partii libańskich szyitów, która dysponuje liczną i dobrze zorganizowaną armią. Co ważne sprawuje również faktyczną kontrolę nad południowym Bejrutem, do którego turyści na ogół nie zaglądają. W 2006 r. w odwecie za śmierć dwóch żołnierzy Izrael zbombardował dzielnicę Hezbollahu i inne strategiczne punkty w Libanie. Dwa lata później po politycznych przepychankach między szyitami i sunnitami w mieście doszło do walk, w wyniku których zginęły 84 osoby.

Czy warto?

Czy mimo tych zagrożeń jest sens jechać do Bejrutu? Moim zdaniem tak. Pomijając ruch uliczny, w centrum miasta czułem się bezpieczniej niż w Poznaniu. Ta część Bejrutu to normalna metropolia, nie ma tu partyzantów z karabinami, a bezpieczeństwa pilnuje wojsko. Natomiast w mniej turystyczne dzielnice najlepiej udać się z miejscowym przewodnikiem.

Oczywiście w okresie zawirowań politycznych należy trzymać się od Libanu z daleka. Jednak dekadencki klimat Bejrutu to coś, co warto przeżyć. W końcu nie bez powodu w rankingu New York Timesa na miejsce, które najbardziej warto zobaczyć w roku 2009 stolica Libanu zajęła pierwszą pozycję.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto