Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie ? z cyklu "Zapiski z Irlandii"

Redakcja
Zapiski pięćdziesięcioletniego emigranta, życie niesie wiele ciekawostek.

Gdzie ?
Po dwóch godzinach samolot rozpoczął przygotowania do lądowanie a po piętnastu minutach zobaczyłem światła Dublina. Lądowania było łagodne i nieprzyjemne. Do dzisiaj nie znoszę tego momentu, kiedy samolot zbliża się do lotniska. Domy i samochody wydają się być na wyciągnięcie ręki. Ja mam wrażenie , że samolot zaraz się zatrzyma i „przyglebi „... brrr . Ale nie ,on nie rozbija się o pobliskie domy, tylko bardziej lub mniej łagodnie ląduje. Tak było i tym razem. Samolot jeszcze kołował ,gdy pasażerowie rzucili się do schowków na podręczne bagaże, czym skutecznie zapchali całe przejście. Zrobił się korek, sytuacja patowa. Kto komu ustąpi ? Kto pierwszy wyjdzie ? Spojrzeliśmy z żoną po sobie i bez słów zgodziliśmy się ,że zostajemy na miejscach i czekamy na rozwój wypadków. Po paru wojnach i mniejszych potyczkach, zwycięzcy opuścili pokład samolotu jako pierwsi, a my ciągnąc się w ogonie ruszyliśmy za peletonem. Wiedzieliśmy jedno... nie wolno nam było stracić ich z oczu, ( takie wytyczne dostałem od szwagra ) aby wiedzieć gdzie iść. Długim korytarzem , powiedziałbym nawet bardzo długim korytarzem ,z ruchomymi chodnikami i schodami, dotarliśmy do punktu kontroli dokumentów. Dwóch pograniczników ze znudzeniem witało gości, spoglądało na„ glejty „ i z uśmiechem ( tzw. bananem ) oddawało je kolejnemu przybyszowi. Znowu korytarz , znowu zakręty i ukazała nam się dość duża hala z kilkunastoma taśmociągami do odbioru bagażu, który podróżował w luku samolotu. Ludzie się rozpierzchli, a ja stanąłem na środku i z przerażeniem próbowałem zgadnąć gdzie są nasze bagaże. W amoku, który mnie ogarnął, biegałem od jednego taśmociągu do drugiego, próbując znaleźć nasze torby. Już raz prawie mi się udało i po krótkiej szarpaninie z żoną i z triumfem w oczach zdjąłem torbę z taśmociągu i pomimo dalszych protestów żony, a w celu upewnienia się , że moja mała kolekcja aparatów dotarła nieuszkodzona otworzyłem ją i …... ? dupa. w środku nie było nic co mogłoby należeć do mnie !!! Rozejrzałem się dyskretnie dookoła i odstawiłem torbę na taśmociąg. Moja znajomość języka angielskiego ograniczała się do kilku słów, takich jak : Hi, hello, thank you very much no i oczywiście” oxycort” !!! Uzbrojony w taką „wiedzę” ruszyłem na poszukiwanie pomocy. Chciałbym tylko nadmienić , że nigdy nie bałem się wyzwań, ale tym razem wydawać by się mogło, że chyba lekko przegiąłem , ale nieeee! Głupi zawsze ma szczęście . Swoim „ bystrym „ aczkolwiek lekko skołowanym wzrokiem obmiotłem halę i... Wziąłem głęboki oddech i systematycznie zacząłem czytać napisy nad kolejnymi kontuarami „ Lufthansa „- chyba nie, „Hertz”- raczej też nie udzieli mi pomocy. I tak systematycznie odczytywałem kolejne znane i nie znane nazwy firm. Po chwili , jest !!! Bingo, jak wół stało napisane „ Ryanair”- czyli mój przewoźnik!!! Uzbrojony w swoją „ biegłość w języku angielskim” ruszyłem ku upatrzonej ofierze. Po drodze uzmysłowiłem sobie, że znam więcej angielskich zwrotów wyniesionych z sal kinowych takich jak : „.you talking to me „- z „Taksówkarza”, „ Get out „- z większości filmów, czy chociaż by „fuck you „- z każdego amerykańskiego filmu. Niestety nie widziałem ich przydatności w mojej sytuacji . Stanąłem przed przedstawicielką moich tanich linii lotniczych i ... w przypływie geniuszu użyłem międzynarodowego języka ( nie , nie esperanto ) M I G O W E G O !!!!! Tutaj przypomina mi się stary dowcip, który opowiadał mój tata wujkowi, czy może odwrotnie... nie ważne ,ale go przytoczę „ Z głębokiego Zadupia przyjechał stary żyd do Warszawy. Przechadza się po mieście i pełen podziwu cmoka co i rusz. W pewnym momencie zatrzymuje się przy skrzyżowaniu i przygląda się policjantowi, który kieruje ruchem samochodów wymachując przy tym rękoma. Po dłuższej chwili nie wytrzymuje ( ten Żyd ). Przeciskając się pomiędzy samochodami dochodzi do policjanta i pyta ? Proszę mi powiedzieć z kim Pan rozmawia ? „. A ja niczym ten policjant, zacząłem wymachiwać „ rękoma” , próbując wytłumaczyć pani w niebieskim uniformie i z uśmiechem na twarzy, złożoność mojego problemu. Do dzisiaj nie wiem, czy to ja wywołałem ten uśmiech, czy może to był uśmiech służbowy? Nie ważne. Ważnym jest fakt , że w końcu musiałem użyć jakiegoś słowa i padło „ Łódź”, bo stamtąd przylecieliśmy. I to mnie uratowało. Pani ,czystą Polszczyzną, z dużą ulgą i ,nadal, z uśmiechem na twarzy powiedziała, że najprawdopodobniej będzie to stanowisko 7. Ale dla pewności, żebym przeczytał na niebieskim monitorze, a wiszącym przed każdym taśmociągiem... tam właśnie ( na tym niebieskim monitorze ) wyświetla się numer lotu i miasto, z którego ten lot się odbył. Ja również „czystą Polszczyzną„ , podziękowałem i ruszyłem na dalsze poszukiwania, jak się okazało owocne. Bagaże odzyskane !!!
Świat się zna. W końcu parę filmów się oglądało i wiedza wyniesiona z sal kinowych podpowiedziała mi ,że na normalnych lotniskach są wózki bagażowe ( piszę- na normalnych, bo na ówczesnym łódzkim, gdyba były, to już by nie wystarczyło miejsca dla pasażerów ). Po załadowaniu wózka bagażami rozejrzałem się za jakimś wyjściem i tutaj w sukurs przyszła moja „ przepastna” znajomość języka angielskiego. Zobaczyłem drzwi, a nad drzwiami napis „ Entry”. Drzwi się rozstąpiły, niczym wody morza czerwonego i po chwili wpadliśmy w objęcia komitetu powitalnego, złożonego ze szwagra i szwagierki. Potem już tylko parking i trasa- jakieś 200 km z małym hakiem. Z całej podróży do Letterkenny- mojego nowego zadupia , zapamiętałem dwie rzeczy Jako pierwszą- to zamknięte nocą stacje benzynowe i drugą- to ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym do 100 km/h. I nie byłoby w tym nic dziwnego, „bo kto bogatemu zabroni???”, gdyby nie fakt, że tutaj nie da się określić co to jest teren zabudowany !!! Gdyż nie występują tablice, które by o tym informowały. Tak przynajmniej jest na 95-u % przebytej trasy i jest taki odcinek drogi Dublin – Letterkenny ,jakieś 30 km długości , gdzie wielki znak zabrania kierowcom przekraczać tychże 100 km/h. Ale problem polega na tym ,że normalni kierowcy pokonują go z prędkością 60-u km/h, młodzi szaleńcy w sportowych autach 80-u km/h, a 100 km/h lub więcej uzyskałby ( być może ) Sebastien Loeb.... 9-ęcio krotny Mistrz Świata w Rajdach Samochodowych ( bo Kubica to już by chyba nie dał by rady, z całym szacunkiem dla jego możliwości)
I tak około drugiej w nocy drugiego grudnia roku Pańskiego 2007 „ wylądowałem „ w Letterkenny, Co. Donegal - mojej nowej małej „ ojczyźnie”...cdn. Żegnam się z Państwem.
Kind Regards
Maciej Wysocki

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto