Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Interwencjoniści zyskują poparcie. Kto ma badać przyczyny katastrofy smoleńskiej?

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
Wołanie o komisję międzynarodową do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej zyskuje silne wsparcie. Do posła Macierewicza dołączyli znani politycy z innych obozów, ludzie nauki, luminarze dziennikarstwa, większość narodu.

Powtarzane od dwóch i pół roku wołanie o komisję międzynarodową do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej - do niedawna ignorowane - zyskuje silne wsparcie. Do posła Macierewicza i jego formacji politycznej dołączyli znani politycy z innych obozów, ludzie nauki, dziennikarze. Jeśli wierzyć sondażom opinii publicznej - do tej idei przekonuje się większość narodu.

Międzynarodowej komisji chce Solidarna Polska i Ruch Palikota, tego samego, dla którego dotąd przyczyna katastrofy pod Smoleńskiem była jasna od samego początku. Nad pożytkami powołania takiej komisji zastanawiają się luminarze polskiego dziennikarstwa. Za a nawet przeciw jest Lech Wałęsa.

Ten zwrot sentymentu spowodował artykuł w gazecie, ogłaszający, że na wraku rozbitego pod Smoleńskiem samolotu odkryto ślady trotylu i gliceryny. Dla Antoniego Macierewicza i jego ideowych współwyznawców oznaczało to potwierdzenie tezy, że pod Smoleńskiem dokonano zamachu. Międzynarodowa komisja miałaby to potwierdzić. Nie jest jasne, co miałaby ustalić międzynarodowa komisja proponowana przez jej nowych zwolenników, którzy do wyznawców teorii spiskowych raczej nie należą.

Najwięcej szumu wokół powołania międzynarodowej komisji wywołało poparcie tej idei przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Jego dalekie od precyzji wypowiedzi na ten temat wskazują, że powołanie niezależnej komisji i dyskusje bezstronnych ekspertów traktuje on jako rodzaj terapii społecznej mającej uśmierzyć rozbuchane trotylem emocje. Taka komisja - rzucił w jednej z wypowiedzi w TVN24 - omówiłaby "wszystkie kwestie katastrofy, wybuchu, brzozy, lądowania". Byłby to rodzaj wysłuchania publicznego bez konsekwencji prawnych.

Komisja jest, według Kwaśniewskiego, potrzebna, „bo czas biegnie i zaraz przekroczymy moment, w którym już żadne racjonalne argumenty nie będą miały znaczenia" - czytamy na gazeta.pl.

Typowany na szefa nowej komisji „do zbadania czegoś" prof. Michał Kleiber ostrożnie zaznacza, że nie ma przesłanek do przyjęcia wersji zamachu, ale dostrzega „różne elementy, które sugerują kontynuowanie badań". Jak podaje wyborcza.pl, mógłby się ich podjąć zespół ekspertów z PAN, akademii technicznych i politechnik powołany przez prokuraturę, która mogłaby też korzystać z usług specjalistów zagranicznych. Z bardzo pokrętnych wywodów prezesa PAN można wyrozumieć, że mogliby oni zweryfikować wyliczenia dokonane w zespole Macierewicza na podstawie modeli profesora Biniendy i spółki, z których wynika, że niesławnej pamięci brzoza nie miała z katastrofą Tu-154 nic wspólnego.

Jednak w opinii prof. Kleibera, część osób współpracujących z Antonim Macierewiczem to poważne osoby. „Nie odbieram im chęci mówienia uczciwie o swoich odkryciach badawczych […] ale wydaje mi się, że można by to zrobić szerzej i lepiej" -czytuje profesora wyborcza.pl. Profesor Kleiber widzi więc możliwość prowadzenia merytorycznej dyskusji przynajmniej z niektórymi członkami zespołu Macierewicza, jest jednak bardzo wątpliwe, czy ci członkowie byliby gotowi do konfrontowania swoich odkryć z poglądami ekspertów powołanych do nowej komisji Kleibera czy reaktywowanej komisji Millera.

Jest raczej pewne, że nie spełni ich oczekiwań powołanie jakiejkolwiek polskiej komisji, nawet z „wkładką" ekspertów zagranicznych; ma to być komisja międzynarodowa, którą powinien powołać Kongres USA, NATO, w ostateczności Unia Europejska. Taką komisję mają też na względzie popierający ten projekt nowi zwolennicy „ostatecznego rozwiązania“ kwestii smoleńskiej.

Koncyliacyjne propozycje Aleksandra Kwaśniewskiego i Michała Kleibera, mające przyczynić się do uśmierzenia zaogniającego się sporu na temat przyczyn katastrofy, mogą - wbrew intencjom projektodawców – stać się dodatkowym paliwem podsycającym płomień namiętności. Moment, w którym racjonalne argumenty tracą wszelkie znaczenie, o którym mówi Kwaśniewski, został już dawno przekroczony.

Jak można przekonać Macierewicza i jego zespół, że brzoza ścięta skrzydłem Tu-154, którą wielokrotnie oglądaliśmy na zdjęciach, została rzeczywiście ścięta, jak twierdzi komisja Anodiny i komisja Millera, skoro według ich wiedzy skrzydło i cały samolot nie weszły w kolizję z żadną brzozą, ponieważ samolot rozpadł się w powietrzu rozerwany wybuchem trotylu (według wcześniejszych wersji – oślepiony rozpylonym helem, zniszczony laserem, trafiony bombą próżniową, termiczną, termobaryczną etc).

Kiedy dla jednych nie było żadnych wybuchów bomb, a dla drugich – żadnej brzozy, nie ma też jakiejkolwiek wspólnej płaszczyzny porozumienia. Można się tylko atakować. Obaj wybitni projektodawcy polubownego rozcinania smoleńskiego węzła gordyjskiego zdają się nie zdawać sobie sprawy, że w praktyce borą udział budowaniu frontu sił odrzucających racjonalne jaśnienia przyczyn tragedii. Ich wystąpienia oznaczają przecież przyjęcie tezy, że przyczyny te są niejasne, że ustalenia oficjalnych komisji są nic nie warte –
że trzeba szukać „prawdy“ o Smoleńsku od początku. Ugruntowała się zaś opinia, że mogą ją odkryć tylko instytucje zagraniczne.

Jest to radykalny zwrot w myśleniu Polaków o swoim kraju. W całej dotychczasowej historii dominowała u nich obawa przed ingerencją obcych w nasze sprawy, strach przed interwencją zbrojną, którą identyfikowano – całkiem słusznie – z siłami wrogimi. Teraz naród nagle został natchniony wiarą, że poza granicami naszego kraju mamy dobrego wujka, który z łatwością rozwiąże nasze problemy i to rozwiąże je po naszej myśli. Te infantylne pomysły nie mają szans realizacji.

Amerykański Kongres przyjął obojętnie 300 tys. podpisów dostarczonych przez Antoniego Macierewicza i Annę Fotygę z żądaniem zajęcia się katastrofą smoleńską. Nie zdradzał takiej chęci kandydat republikanów na prezydenta USA, nagabywany przez amerykańskich sojuszników Antoniego Macierewicza. NATO jest poważną organizacją raczej nie zajmującą się badaniem katastrof lotniczych w krajach członkowskich, tym bardziej takich, których przyczyny są znane. Zwolennicy dobroczynnej interwencji zagranicznej będą chyba musieli rozejrzeć się za jakąś Katarzyną II.
Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto