Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak tanio odpocząć na Krymie

Agnieszka Szafirska
Agnieszka Szafirska
Rezerwat Nowy Świat - wizytówka Krymu. fot. A. Szafirska
Rezerwat Nowy Świat - wizytówka Krymu. fot. A. Szafirska Agnieszka Szafirska
Dwutygodniowy urlop na Krymie na początku maja wyniósł mnie ok. 600 zł. W porównaniu ze strefą euro Ukraina to atrakcyjne, trochę egzotyczne, ale jeszcze bardzo tanie miejsce wypoczynku.

Oczywiście można wybierać wersję droższych hoteli, restauracji i podróżowania, lecz uznałam, że nie ma potrzeby unikania spotkania z Ukrainą na jej „przeciętnym” poziomie życia. Oczywiście standardy są inne, lecz ludzie w nich mieszkają. Myślę, że trzydzieści lat temu w Polsce były podobne. Na Ukrainie należy również wziąć nieco w nawias zasady „normalnego” życia, bo Ukraina rządzi się swoimi prawami. Nasze, polskie obyczaje też mogą się niektórym wydawać dziwne. Najważniejsze, to zostawić strach i uprzedzenia w domu, wszędzie przecież żyją ludzie, którzy w gruncie rzeczy niewiele się od siebie różnią. Ekipa podróżnicza była dwuosobowa – ja i moja koleżanka. Jak za chwilę udowodnię, na Ukrainie nie mordują w biały dzień, a jeśli ktoś szuka guza lub problemów, to je wszędzie znajdzie.

Podróż i transport.

Pociągi
Najtaniej po Ukrainie podróżuje się pociągiem. Naszym pierwszym przystankiem była Teodozja. Wybrałyśmy następujące połączenie:
bus Rzeszów – Przemyśl (10 zł),
bus Przemyśl – Medyka (2 zł),
bus (marszrutka) Szeginie - Lwów (15 hrywien = 6 zł),
pociąg sypialny (klasa kupe) Lwów – Symferopol (181 hrywien = 90 zł),
bus Symferopol – Teodozja (30 hrywny = 15 zł)

Za przejazd około 1500 km zapłaciłyśmy więc ok. 130 zł. Bezpośrednie pociągi z Lwowa do Symferopola odjeżdżają rano, o 9.46. Na miejsce zajeżdżają po dwudziestu czterech godzinach. W sezonie bilety należy wykupić z wyprzedzeniem. Początek maja to jeszcze nie był sezon, a i tak miałyśmy problem z kupnem biletu. Kilka praktycznych wskazówek dotyczących kupowania biletu: po pierwsze, jeżeli w jednej kasie pani mówi, że nie ma biletu, nie należy uznawać tego za absolutną prawdę tylko podejść do innej kasy i wypytać się. Jeśli panie są uprzejme, udzielą informacji o innych możliwych połączeniach. Bezpośrednie połączenie jest jednak najwygodniejsze. Informacja kolejowa ma na dworcu swoje własne okienko i jest płatna. My o bilet pytałyśmy się około godziny 16. Wtedy biletów nie było. Przez dwie godziny męczyłyśmy bardzo miłą kasjerkę o informacje jak się można dostać innymi połączeniami i ile by one kosztowały. Do kas wróciłyśmy ok. godziny 22 i wtedy okazało się, że jednak na poranne połączenie do Symferopola bilety są i to bez żadnych problemów. Powtórzę… na Ukrainie należy nieco wziąć w nawias to, co u nas wydaje się być normą.

Standard kupe odpowiada naszemu polskiemu pociągowi sypialnemu. W wagonie jest dziewięć przedziałów, w każdym z nich są cztery miejsca leżące. Rozdawana jest pościel, wyprana i wymaglowana, na wyposażeniu są również koce. Ukraińskie pociągi sypialne są w gruncie rzeczy wielkimi, jeżdżącymi hotelami. W skład pociągu wchodzi około 20 wagonów, każdy z nich może przewieźć 36 pasażerów… Nawet gdyby nie jechał pełen skład, to pół tysiąca pasażerów w takim pociągu śpi. Do wagonu można wejść tylko po okazaniu biletu. Przed wejściem stoi pani konduktor, która sprawdza bilety przed wejściem, a w trakcie podróży dba o czystość toalet i udostępnia np. wrzątek z urządzenia zwanego kipiatokiem. Można więc zabrać w podróż np. puree ziemniaczane w plastikowych miseczkach do zalania wrzątkiem lub innego rodzaju „chińskie zupki”. Polecam jednak kupić jedzonko oferowane przez panie, które na stacjach, na których pociąg ma dłuższe postoje, chodzą po peronie i z dużych kraciastych toreb sprzedają jeszcze ciepłe pierogi (warieniki) z serem, ziemniakami, kapustą, lub naleśniki czy też drożdżówki. Można także kupić suszone ryby, nie sprawdzałam, ale podobno są nie do przeżucia. W wagonach działają również gniazdka, nie ma więc problemu, żeby naładować np. komórki. Ukraińscy podróżni tej klasy pociągów ładują również notebooki.

Z rad praktycznych: polecam zabrać stopery. W czasie snu wyciszą zresztą i tak niezbyt głośne stukanie pociągu, lecz przede wszystkim zapewnią trochę ciszy w chwilach, w których współpasażer będzie miał ochotę posłuchać muzyki z komórki. Bardzo niewiele osób korzysta ze słuchawek do uszu. Po prostu maksymalnie włączają głośność komórki i raczą wszystkich dookoła swoim ulubionym utworem. Jeszcze jedna rada praktyczna: na pół godziny przed przyjazdem do dużego miasta zamykane są toalety, ponieważ pociąg wjeżdża do zony. Warto o tym pamiętać.

W Symferopolu biletów w przedsprzedaży (np. dwa tygodnie wcześniej) nie można kupić w kasie na dworcu. Należy udać się do kas przy ul. Tolstowo 6. Dojechać można marszrutką spod dworca.

Oprócz pociągów klasy kupe jeżdżą jeszcze plackarty, czyli sypialne bez przedziałów. Są dużo tańsze. Z opowieści wiem, że podróż plackartą to okazja do zbratania się z pasażerami… Nie miałam jednak jeszcze okazji sprawdzić tej informacji.
Trolejbusy, autobusy, marszrutki, busiki, taksówki

Poza pociągami po Krymie jeździłam jeszcze trolejbusami. Z Ałuszty można nimi dojechać m.in. do Jałty lub Symferopola (o ile akurat nie ma strajku, co zdarzyło się podczas naszej podróży). Podróż Ałuszta – Jałta kosztowała 5 zł. Z Jałty można również dojechać najdłuższa linią trolejbusową w Europie do Symferopola. Trolejbusy są bardzo tanie i popularne. Bilety można kupić u kierowców, lecz lepiej kupić w kasie – miejsca są numerowane i mogą być już wykupione.

Bilety na autobusy, odpowiedniki naszych PKS, również polecam kupować w kasie. Przede wszystkim ze względu na numerację miejsc. W Symferopolu kupiłam bilet na kurs do Teodozji. Jechał bus z kilkunastoma miejscami. Okazało się jednak, że dla mnie nie ma już miejsca. Kierowca kazał wysiąść tym, którzy nie mają biletu z kasy. Wstało parę osób i spokojnie mogłam usiąść na miejscu, które miałam wypisane na bilecie. Za bagaż płaci się dodatkową, niewielką opłatę. Można się też o nią nie dopominać.

Najbardziej popularne są marszrutki. Są bardzo tanim sposobem na podróżowanie po mieście, jak i w połączeniach pomiędzy miastami. Przejazd po mieście kosztuje od 50 gr do 1 zł, w zależności od wielkości miasta. Do marszrutki wsiada maksymalna ilość ludzi. Czasem więc w środku robi się gorąco. Trzeba uważać, by nie wsiąść do marsztuki ekspresowej, która jest po prostu dużą taksówką, a kierowca zażąda kilkukrotnie wyższej opłaty.

Generalnie polecałabym unikania taksówkarzy. Są bardzo namolni, naciągają i „opowiadają bajki”. Jeden z taksówkarzy w Symferopolu, gdy dowiedział się od kolegi, ze zmierzamy w kierunku Bakczysaraju zaczął nas niemal wyszarpywać z kolejki po bilet autobusowy, opowiadając, że w kasie zapłacimy więcej, bo też i za bagaż, że będziemy musiały się przesiadać, a on i tak jedzie do domu w tamtą stronę więc nas po drodze weźmie za jedyne 50 hrywien. Z Symferopola do Ałuszty jest ok. 50 km. Dla porównania bilet na autobus kosztuje 8 hrywien, a pociągiem (elektriczką) 4 hrywny. Taksówkarzom najlepiej powiedzieć, że mamy już bilet, albo że nie chcemy z nim jechać i nie wchodzić w żaden dłuższy dialog. Chyba, że jedzie was np. 10 osób i wtedy, po utargowaniu niższej ceny przejazd może niewiele drożej na głowę.
Noclegi

My spałyśmy na prywatnych kwaterach i w hotelach. Upatrzyłyśmy sobie w Internecie pewien pensjonat w Teodozji. Oferował ceny 6 euro za nocleg. W czasie naszego pobytu 1 euro kosztowało 10.40 hrywien. My za nocleg na kwaterach płaciłyśmy po 30 hrywien. Dla porównania w Teodozji hotel kosztował po 90 hrywien na osobę w pokoju dwuosobowym. Jak znaleźć kwartirę? Najlepiej popytać ludzi, po prostu na ulicy. W Teodozji kwartira "sama nas znalazła". Szłyśmy głównym pasażem i rozglądały się za jakimś tańszym niż pensjonat hotelem. Podeszła do nas pani i spytała „A wam kwartiru nie nada?”. Oczywiście, że było nam nada. Pani zaprowadziła nas do swojej koleżanki. Wzięła od gospodyni swój procent za przyprowadzenie lokatorów.

W ofercie były pokoiki na parterze w budynku, który od ulicy wyglądał jak normalna kamienica, a od podwórka był uwerturą budowlanych samowolek. Przypuszczam, że to taki styl mieszkań w bardziej ciepłym klimacie, gdzie większość roku jest gorąca i w pokojach się w gruncie rzeczy tylko śpi, więc nie muszą one być ciepłe. Pani również pokazywała nam jakie pokoje szykuje na najbliższy sezon. Wykończone w standardzie europejskim, chociaż nazwałabym to prowizorką budowlaną. Najważniejsze, że czysto. W Ałuszcie nie ma problemu z noclegiem. Wystarczy wejść na dworzec, gdzie siedzą panie oferujące noclegi. O ile do tego dworca pozwolą dojść osoby, które z tabliczką „nocleg”/„жуле” łapią turystów już przy drzwiach autobusu. Należy przebijać ceny o połowę i dopytać się czy aby nie jest daleko. Można taką kwartirę iść oglądnąć i odmówić jeżeli taka kwartira nam z jakiegokolwiek powodu się nie podoba. W całej Ałuszcie, a w szczególnie w okolicach dworców ofert noclegów jest naprawdę bardzo dużo.

W Sudaku dworzec autobusowy jest oddalony do centrum. Wsiadamy w marszutkę nr 1 i dojeżdżamy pod wejście do twierdzy (ros. kriepost, gdyby ktoś chciał dopytać się gdzie wysiąść). Tam, przy przystanku marszrutek stoją już panie i oferują noclegi. W przyzwoitych warunkach – 35 hrywień, cena po targach. Na początku pani oferowała 40 hrywien. Przypominam, że to jeszcze nie był sezon. W Bakczysaraju z kolei polecam „Hotel Bakczysaraj”. Niedaleko dworca, tuż obok przystanku, z którego można dojechać do centrum miasta i pod monastyr. Pokój dwuosobowy z prysznicem kosztuje 90 hrywien (po 45 na głowę), Pokój tylko z umywalką po 35 hrywien (prysznic i toaleta na korytarzu). Gorąca woda jest po godzinie 18, ale i tak w hotelu się przecież nie siedzi. Ciepła woda wieczorem, po wycieczce jest jak najbardziej na czas. Zjeść można w pobliskiej kafe. Dwudaniowy obiad kosztuje 14 hrywien.
Ogólnie standard noclegów jest raczej ubogi. Jednak jest czysto. Jeżeli komuś wystarczy czyste łóżko i pościel, niekoniecznie w marmurach i panelach to śmiało można takie noclegi brać. W końcu kosztują one po przeliczeniu około 17 zł. (poza sezonem!). W sezonie mogą dwukrotnie wzrosnąć.

Ciekawostki

Na Ukrainie działa sieć barów w stylu swojskiego McDonalda. Nazywają się „Stołowaja – domasznoje ”. Serwują dania domowe takie jak, barszcz, pierogi, kasza, kotlety, ryby, ładnie, czysto, nowocześnie. Za porcję kapusty morskiej, ziemniaków, kotleta, barszcz i serowe ciasteczko zapłaciłam 24 hrywny. Niby niewiele, ale porcje też nie były duże. Obsługa na zasadach „europejskich”. Podchodzisz do lady, bierzesz sztućce i tacę, wybierasz z oferty. Dania podgrzewane w mikrofalach. Najlepiej opłaca jednak się szukać noclegu z dostępem do kuchni i ugotować coś samemu.

Na Krymie jest jeden kościół katolicki: w Jałcie. Msze święte w niedziele: o 9 po polsku, o 11 po rosyjsku, o 18.30 po ukraińsku. W dni powszednie msze o 18.30 po rosyjsku. Kościół mieści się niedaleko głównego deptaku, przy ul. ul. Puszkinskaja 25. W czasie wakacji organizowane są w nim koncerty. Z ojcami prowadzącymi kościół można się też skontaktować telefonicznie (kościół +38 0654 230035, plebania +38 0654 236396) lub mailem: [email protected]. Klika lat temu znajomi nocowali przy tym kościele. My do Jałty dojeżdżałyśmy z „bazy” w Ałuszcie – mniej było noszenia plecaków.

W Ałuszciei i innych krymskich miejscowościach bardzo popularne są knajpki z winem z miejscowych winiarni rozlewanych z beczek bezpośrednio do własnych butelek lub kubeczków. Litr bardzo dobrego wina deserowe go kosztował 15 zł (30 hrywien).

Po Ukrainie podróżuje bardzo dużo turystów. I tak na przykład do Doliny Przywidzeń szłyśmy „razem” z dwójką tamtejszych wędrowników, którzy jednak nie mieli mapy i nie bardzo wiedzieli, w którą ścieżkę wejść. My miałyśmy mapę chociaż niedokładną. Tam zresztą szalki są i tak raczej umownie znakowane. Warto się wyposażyć w mapy. Trochę na wyczucie weszliśmy w jedną ze ścieżek. Okazało się, że niestety przechodził przez nią pracownik parku i w niemiłych dosyć słowach informował ukraińską parę, która szła przed nami, że należy udać się do wejścia do parku i zakupić bilet. Złagodniał, gdy turysta zwrócił mu uwagę, że my jesteśmy innostrancy i żeby się uspokoił, bo co sobie pomyślimy. Zadziałało. Jeszcze kilka razy byłyśmy świadkami innego traktowania właśnie ze względu na naszą „obcość”.

W sezonie czy poza sezonem?

Poza egzotycznymi dla nas ciekawostkami turystycznymi krymskie kurorty oferują cały szereg imprez ze standardowego letniego pakietu atrakcji nadmorskich miejscowości. Można popłynąć statkiem, poleżeć nad wodą - chociaż nad Morzem Czarnym trudno będzie wygrzać się na piasku (plaże na Krymie są kamieniste i w większości zabetonowane, nie licząc Złotej Plaży w Teodozji), potańczyć na dyskotece, zaśpiewać karaoke…

Już kwestią gustu jest wybór owych atrakcji. Ja chciałam poznać miejsce i pozwiedzać nie tyle miasta, ile raczej ich okolice. Jak np. Dżemerdżi z Doliną Przywidzeń, czy ruiny Czufut – Kale niedaleko Bakczysaraju. Dla mnie więc wyjazd przed sezonem był jak najbardziej udany. Jeżeli miałabym się zastanawiać nad jakąś zmianą, to być może następnym razem spróbowałabym pojechać po sezonie. Na przykład w październiku. Morze wtedy powinno być cieplejsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto