Spektakl "Arszenik i stare koronki" w reżyserii Krzysztofa Babickiego to czarna komedia z wątkiem kryminalnym w stylu Agathy Christie. Sztuka w latach 40. była broadwayowskim przebojem. Doczekała się 3 ekranizacji, z których najsłynniejsza (w reżyserii Franka Capry) pochodzi z 1944 roku oraz licznych adaptacji teatralnych. Powstała także polska wersja telewizyjna w reżyserii Macieja Englerta z Ireną Kwiatkowską i Barbarą Ludwiżanką w rolach głównych.
To historia dwóch sympatycznych staruszek - sióstr Brewster, które postanowiły ulżyć samotnym mężczyznom w ich cierpieniu. Makabryczny proceder Abby (w tej roli Anna Polony) i Marty (w tej roli Urszula Popiel) polega na częstowaniu panów winem porzeczkowym z domieszką arszeniku, a następnie zakopywaniu ich w piwnicy. Pomaga im w tym nieświadomy bratanek Teddy (w tej roli Sławomir Rokita), który ma lekkie zaburzenia psychiczne.
Sytuacja komplikuje się, gdy w ich domu zjawia się bratanek Mortimer (w tej roli Tomasz Wysocki), który poznaje mroczny sekret cioteczek i próbuje go zatuszować. Jego plany burzą jednak posterunkowy O’Hara z pisarskimi zapędami (w tej roli Grzegorz Łukawski) oraz drugi bratanek Jonatan (w tej roli Krzysztof Jędrysek) z niecodziennym towarzyszem - doktorem Epsteinem (w tej roli Tadeusz Zięba)...
Jeśli chodzi o grę aktorską, to na największe brawa zasłużyły Anna Polony jako Abby Brewster, która nie widzi nic złego w zabijaniu oraz Urszula Popiel jako Marta Brewster, jej niemniej utalentowana w tej dziedzinie siostra. Obie panie były wprost genialne - takie z pozoru niewinne staruszki, które pomagają przejść na tamten świat i uważają, że to nic takiego.
Podobali mi się także Tomasz Wysocki w roli Mortimera, bratanka zszokowanego zachowaniem swych cioteczek, a zarazem krytyka teatralnego, który nie chodzi na całe przedstawienia i pisze niepochlebne recenzje; Tadeusz Zięba jako doktor Epstein, przywodzący na myśl doktora Frankensteina i wywołujący ciarki na plecach; Maciej Jackowski jako zwariowany Teddy Brewster, który myśli, że jest Napoleonem i podkreśla to swoim ubiorem, wypowiedziami i zachowaniem.
Na uwagę zasługują także Natalia Strzelecka jako Helena, narzeczona Mortimera, która nie rozumie dziwnego zachowania ukochanego; Krzysztof Jędrysek jako bratanek Jonatan, przestępca, człowiek o wielu twarzach, który po nieudanej operacji plastycznej przypomina obecnie Hitlera oraz Grzegorz Łukawski jako posterunkowy O’Hara, który jest niespełnionym pisarzem i zamęcza swoją sztuką Mortimera.
Warto wspomnieć także o kostiumach Sławomira Smolora, które na szczęście nie zostały uwspółcześnione, co coraz częściej zdarza się w teatrze. Podobały mi się staroświeckie stroje starszych pań - kostiumy, szale, korale i koronki. Całości dopełnia muzyka Franka Sinatry. Wszystko to tworzy to niesamowity klimat.
Trochę mniej podobała mi się scenografia Marka Brauna, która nie przypominała wnętrza domu staruszek. Jak dla mnie było zbyt minimalistyczna, zabrakło mi w niej ciepła, które emanuje z sióstr Brewster, a to przecież miał być ich dopieszczony dom.
Historię sióstr Brewster znam z filmu, dlatego zakończenie mnie nie zaskoczyło. Jednak osoby, które nie znają ekranizacji, na pewno będą zdziwione obrotem spraw. Choć wiedziałam, w jakim kierunku zmierza akcja, nie przeszkadzało mi to dobrze bawić się podczas spektaklu. Polecam go każdemu bez wyjątku - udany wieczór gwarantowany.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?